Otrzymywanie ciosów młotkowych w tył głowy to jedno z najniebezpieczniejszych naruszeń zasad w sportach walki. Nie bez powodu w MMA uderzenia w potylicę są surowo zabronione – mogą prowadzić do trwałych uszkodzeń mózgu, paraliżu, a nawet śmierci. To nie jest temat do dyskusji, to kwestia zdrowia i życia zawodników.

Tym bardziej szokujące było to, co wydarzyło się podczas gali KSW, gdy Hall wielokrotnie uderzał Mariusza Pudzianowskiego w tył głowy – zarówno w stójce, jak i w parterze. Wbrew zasadom, bez reakcji. Jedyne, co usłyszeliśmy po walce, to skargi samego Pudzianowskiego, który, choć przyzwyczajony do walki i twardych warunków, nie mógł przemilczeć tak jawnego łamania reguł.

Komentatorzy? Sportowcy? Celebryci? Wszyscy jakby nagle stracili głos. Nikt nie odważył się skrytykować Halla ani tym bardziej wskazać na kompromitującą bierność sędziego, który w tej sytuacji powinien niezwłocznie przerwać walkę i zdyskwalifikować zawodnika łamiącego przepisy. Milczenie to nie przypadek – nikt nie chce podpaść telewizji transmitującej wydarzenie ani samej federacji KSW.

Całość sprawia wrażenie, jakby to była część większego planu. Pudzianowski – legenda, ale też zawodnik, który najlepsze lata ma już za sobą – miał ustąpić miejsca młodszemu Hallowi. Jednak jeśli „zmiana warty” ma odbywać się w atmosferze łamania podstawowych zasad bezpieczeństwa i fałszywego milczenia, to nie jest to zwycięstwo sportu. To jego kompromitacja.

Autor: Dawid Berezicki