Prezydent Biden właśnie nazwał Japończyków i Hindusów „ksenofobami”, gdyż – jego zdaniem – oba kraje nie dokładają dość wysiłków, aby zwiększyć u siebie napływ imigrantów.
Trudno pojąć ten upór postępowców w zakresie otwartości migracyjnej inaczej niż w ramach ściśle ideologicznych.
O ile bowiem Japonia faktycznie zmaga się z kryzysem demograficznym, to Indie są najludniejszym krajem świata. A jednak – prezydent Biden podciągnął oba kraje pod wspólny mianownik stwierdzając arbitralnie, że „imigracja jest dobra” a one prowadzą polityki migracyjne podobnie do Rosji i Chin.
Niestety – coraz bardziej widoczne jest, że współczesny system liberalnej demokracji jest pakietem, który w sposób nieustępliwy łączy integralny „progresywizm” z klasycznymi zasadami ustrojowymi nie pozostawiając wiele do wyboru.
Mityczna „różnorodność” jest w nim możliwa jedynie w ramach pełnej homogeniczności. Każde odstępstwo – kolcem w oku.
Prezydent Biden nie miał żadnych powodów do udzielenia w/w wypowiedzi poza jednym – takim mianowicie, że w ramach wyznawanej przez niego ideologii już samo to, że Japonia czy Indie dokładają starań, aby zabezpieczyć swoją kulturę przed obcymi wpływami jest „prostą drogą do faszyzmu”. To właśnie stąd nawiązanie do „totalitarnych” reżimów Rosji i Chin.
Zostaw komentarz