Wiele wskazuje, że Francją będzie jednak rządzić Macron z komunistami. Nie dlatego, że Ruch Narodowy ma złe wyniki, ale dlatego, że obóz prezydencki dogaduje się ze wszystkimi, aby połączyć głosy.

Cały czas powtarzam – tzw. liberałowie i chadecy, występujący często jako „centroprawica”, to dziś jedynie przykrywka dla czerwonej zarazy. Kiedy przychodzi co do czego – łączą siły

Nagle okazuje się, że chociaż przywódca francuskich komunistów Jean-Luc Mélenchon jest jeszcze większym „putinistą” niż Marine Le Pen – nie stanowi to dla Macrona większej przeszkody do namawiania kandydatów własnej partii do rezygnacji i „przekazania głosów” na skrajną lewicę w tych regionach, gdzie ma ona większe szanse wygranej. Jeśli plan się uda – powstanie rząd, w którym Mélenchon ma nawet szansę zostać premierem lub mieć na tyle silną pozycję, żeby narzucać program całemu blokowi lewicowemu. Wiadomo bowiem, że ugrupowanie polityczne prezydenta Macrona, partia „Renaissance” będzie w ewentualnej rządowej koalicji partnerem mniejszościowym.

Wszystko, byle nie dopuścić do władzy tej „okropnej” prawicy…

Były „centroprawicowy” premier Francji Edouard Philippe ogłosił właśnie, że zagłosuje na Komunistów a nie na Ruch Narodowy.

Czytaj więcej.

Spadają maski. Pamiętajcie – „centroprawica”, to ledwie przypudrowani lewacy! Głosują razem z lewactwem, tylko robią przy tym zbolałe miny. Tak jest wszędzie: czy Francja, czy Anglia czy Włochy – wszędzie tzw. „republikańskie”, „chadeckie” partie oszukały swoich wyborców podając się za prawicę, ale realizując program lewicy.