Sąd we Wrocławiu uniewinnił mnie od zarzutu, że pomówiłem znanego lekarza. Ujawniłem znajomej dziennikarce, że ów był TW WSW w PRL i donosił nawet na własną rodzinę oraz szukał żony z obywatelstwem RFN, żeby osiąść jako lekarz w kraju kapitalistycznym. Zielona „bezpieka” fundowała mu nawet bilety na randki. Dzisiaj to jest przestępstwo matrymonialne, a wtedy tylko zwykłe ku…stwo.
Ostatnio z tego samego paragrafu (Art. 212 Zniesławienie) wygrałem proces z byłym posłem, który musiał mnie publicznie przeprosić (miłe uczucie), a wczoraj dowiedziałem się, że znowu z tego paragrafu chce mnie skarżyć niedoszła wójt pewnej gminy, która obarcza mnie winą za swoją klęskę wyborczą.
Życie dziennikarskie to nie bita śmietana. Nie dla nas kwitnie ananas!
Na zdjęciu ja po wykładzie dla przyszłych adeptów dziennikarstwa i młodych działaczy NGOsów.
Zostaw komentarz