Gdy tylko zakończyła sie II Wojna światowa, wywiady sowiecki i amerykański przystąpiły do rekrutacji niemieckich naukowców, którzy zwykle posiadali zaawansowaną wiedzę i wielkie doświadczenie. W USA zawiązała się operacja „Spinacz”, która przyniosła dość niezwykłe rezultaty…

Operacja „Spinacz” zrodziła się w organizacji o nazwie Office of Strategic Services (OSS), z której później wyrosła agencja wywiadowcza CIA. Głównym celem tego przedsięwzięcia było – w ramach zaostrzającej się zimnej wojny – uniemożliwienie komunistom wejście w posiadanie wiedzy o eksperymentach naukowych, prowadzonych w Niemczech przed zwycięstwem aliantów. Bardzo szybko okazało się jednak, że najlepszą metodą na sukces było werbowanie niemieckich naukowców i zatrudnianie ich w amerykańskich placówkach badawczych.

Zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że w Niemczech pod koniec wojny pełno było niezwykle zdolnych ludzi, zaangażowanych między innymi w prace nad skonstruowaniem pocisków rakietowych V1 i V2 oraz pierwszego odrzutowego samolotu bojowego. W związku z tym w sierpniu 1945 roku prezydent Truman zgodził się na rozpoczęcie operacji „Paperclip”, ale jednocześnie opatrzył swoją zgodę jednym ważnym warunkiem. Wśród werbowanych do pracy w USA Niemców nie miało być „czynnych członków partii faszystowskiej” oraz ludzi odpowiedzialnych w taki czy inny sposób za zbrodnie wojenne. Był to jednak warunek w praktyce nie do spełnienia.

Nowi „nasi”

Dla wielu ludzi zajmujących się wtedy werbunkiem niemieckiej kadry naukowej do USA znacznie bardziej liczyła się wiedza poszczególnych osób od ich przeszłości. Wystarczy przytoczyć trzy nazwiska: Wernhera von Brauna, Arthura Rudolpha oraz Hubertusa Strugholda. Wszyscy oni byli naukowcami zaangażowanymi w projektowanie silników rakietowych. Jednocześnie jednak żaden z nich nie mógł pochwalić się chlubnym życiorysem w czasie II wojny światowej.
Zacznijmy od von Brauna. W latach 1937-45 był on dyrektorem technicznym o
środka badań w Peenemünde, gdzie powstawały pociski rakietowe V2. Korzystano tam z niewolniczej pracy jeńców wojennych, choć nie wiadomo, na ile von Braun zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego działo.

Jeszcze bardziej kontrowersyjna była przeszłość Arthura Rudolpha. W czasie wojny pracował on w fabryce Mittelwerk przy obozie koncentracyjnym Dora-Nordhausen, w którym zginęło z głodu i wycieńczenia ponad 20 tysięcy więźniów. Rudolph należał do partii faszystowskiej już od 1931 roku, a w roku 1945 w amerykańskich aktach pojawił się zapis, że jest to człowiek „niebezpieczny” i zasługujący na natychmiastowe internowanie.

W ramach operacji „Spinacz” życiorysy tych ludzi zostały jednak mocno wybielone. Von Braun okazał się „mało zaangażowanym nazistą”, natomiast o Rudolphie pod koniec 1945 roku napisano w oficjalnych dokumentach, iż nie było żadnych faktów obciążających go winą za jakiekolwiek zbrodnie wojenne.

Na mocy tych zmienionych życiorysów dawni wrogowie zostali sprzymierzeńcami. Rudolph dostał obywatelstwo amerykańskie i stał się później jednym z głównych konstruktorów rakiety Saturn 5, która była zasadniczą częścią programu Apollo. Natomiast von Braun zajmował się projektowaniem pocisków rakietowych dla amerykańskich sił zbrojnych, a potem został nawet szefem ośrodka Marshall Space Flight Center agencji NASA.

Jak to wszystko było możliwe? By zignorować warunki postawione przez prezydenta Trumana, OSS oraz inne agencje amerykańskie postanowiły po prostu wymazywać niewygodne części biografii potrzebnych im ludzi. Bywało nawet tak, że mało atrakcyjne dla Amerykanów informacje usuwano z oficjalnych archiwów niemieckich. A gdy już czyjś życiorys został odpowiednio wybielony, można wtedy było wybranego naukowca obdarzyć prawem do mieszkania w USA.

Nazwa operacji „Spinacz” wywodzi się stąd, że nowe życiorysy niemieckich naukowców łączone były właśnie spinaczami z listą tzw. „amerykańskich rządowych naukowców”.

Lista Osenberga

Na początku 1943 roku sytuacja Niemiec na frontach II wojny światowej zaczęła się wyraźnie pogarszać. W związku z tym Hitler uznał, że do Niemiec należy ściągnąć z powrotem najwybitniejszych specjalistów w wielu dziedzinach. Ludzi tych wcześniej rozsiano po całej okupowanej Europie, a pracowali oni często w zawodach nie mających nic wspólnego z ich wykształceniem albo też uczestniczyli bezpośrednio w walkach na froncie wschodnim. Dotyczyło to szczególnie tych osób, które nigdy nie deklarowały zbyt wielkiego entuzjazmu dla faszystów i ich wojny.

Sprowadzenie z powrotem do Niemiec dużej grupy naukowców wymagało najpierw ich zlokalizowania, a następnie dokonania oceny tego, czy można było liczyć na ich współpracę. Zadanie sporządzenia ostatecznej listy tych naukowców, którzy mieli być przydatni Rzeszy, powierzono Wernerowi Osenbergowi, inżynierowi stojącemu na czele tzw. Wehrforschungsgemeinschaft, czyli Towarzystwa Badań Wojskowych.

Oczywiście, początkowo alianci nic nie wiedzieli o liście Osenberga. Jednak w marcu 1945 roku Polak pracujący na uniwersytecie w Bonn jako technik laboratoryjny znalazł w toalecie kilka fragmentów tej listy. W sposób, który pozostaje do dziś niejasny, dokument ten znalazł się wkrótce potem w rękach brytyjskiego wywiadu MI6, a potem trafił do Waszyngtonu.

Na podstawie listy Osenberga major Robert B. Staver, specjalista w dziedzinie prototypowych silników odrzutowych, sporządził własny wykaz wszystkich niemieckich naukowców, którzy mieli zostać wzięci do niewoli i przesłuchani pod kątem ich ewentualnej przydatności w Ameryce. Na pierwszym miejscu tego wykazu figurował Wernher von Braun.

Początkowo intencją Stavera było jedynie przesłuchanie naukowców i uzyskanie w ten sposób informacji na temat badań prowadzonych przez nich w Niemczech. Gdy jednak major zrozumiał, jak dalece były one zaawansowane, szybko zmienił zdanie. 22 maja 1945 roku Staver wysłał telegram do Pentagonu, w którym nalegał, by wyliczeni przez niego naukowcy zostali natychmiast sprowadzeni do USA.

Większość ludzi, którymi interesowali się Amerykanie, pracowała w ośrodku w Peenemünde nad Bałtykiem. Gdy placówka ta znalazła się w amerykańskich rękach, znaczna grupa naukowców została wraz z ich rodzinami przesiedlona do miasta Landshut w Bawarii. W marcu 1946 program pozyskiwania niemieckich badaczy do pracy w USA został po raz pierwszy nazwany operacją „Spinacz”.

Wśród ludzi, których Amerykanie zamierzali zwerbować, znajdowały się liczne sławy. Na liście Stavera znajdował się między innymi fizyk nuklearny Werner Heisenberg, o którym ktoś w amerykańskim wywiadzie napisał, że jest dla Ameryki cenniejszy niż 10 niemieckich dywizji. Zamierzano jednak werbować nie tylko naukowców zajmujących się badaniami nad bronią nuklearną, ale również chemików, wybitnych lekarzy oraz specjalistów do spraw zbrojenia floty morskiej.

Trudne początki

Gdy Wernher von Braun znalazł się w USA, został początkowo osadzony w tajnym więzieniu w Fort Hunt w stanie Wirginia. Ponieważ o istnieniu tej placówki nikt na świecie nie wiedział, więzienie było nielegalne w świetle Konwencji Genewskiej z 1929 roku. Von Braun był wielokrotnie i agresywnie przesłuchiwany, ale – jak sam potem przyznał – nigdy nie zastosowano wobec niego przemocy. Nie wszystkich Niemców spotkał taki sam los. W tym samym więzieniu zastrzelony został między innymi kapitan łodzi podwodnej Werner Hanke, który usiłował zbiec.

Operacja „Spinacz”, zatwierdzona po wielu wahaniach przez Trumana, nie była początkowo wymierzona w ZSRR. Warto pamiętać, że Amerykanie do sierpnia 1945 roku pozostawali uwikłani w wojnę z Japonią, a amerykańscy dowódcy obawiali się, że niemieccy naukowcy zbiegną z Niemiec i prowadzić będą swoje badania w innych krajach, nie tylko w Japonii, ale również w Argentynie, Hiszpanii lub Egipcie.

Największe zainteresowanie amerykańskiego wywiadu dotyczyło Saksonii i Turyngii, bo tam ewakuowano pod koniec wojny z okolic Berlina licznych naukowców. Jednak 1 lipca 1945 roku tereny te miały stać się oficjalnie częścią sowieckiej strefy okupacyjnej. Stąd Amerykanie działali w pewnym pośpiechu i zaczęli do wielu wybranych Niemców wysyłać specjalnym gońcem nakazy o natychmiastowej ewakuacji. Jeden z tych nakazów brzmiał: „Z polecenia rządu wojskowego proszę się jutro w południe stawić wraz z rodziną na rynku w mieście Bitterfeld. Dozwolone jest zabranie tyle bagażu, ile cała rodzina jest w stanie udźwignąć. Nie należy zabierać żadnej odzieży zimowej. Zostaniecie natychmiast przewiezieni samochodem do najbliższej stacji kolejowej, skąd pojedziecie na zachód”.

Do końca 1947 roku w ramach operacji „Spinacz” w rękach amerykańskich znalazło się w sumie ok. 1800 niemieckich naukowców oraz 3800 członków ich rodzin. Nie oznaczało to jednak dla nich natychmiastowej wolności. Większość była przez wiele miesięcy przesłuchiwana. Następnie rozmieszczano ich po różnych wsiach w zachodniej części Niemiec, gdzie nie prowadzili żadnych badań i gdzie musieli dwa razy w tygodniu meldować się u lokalnych władz.

W sumie przez prawie trzy lata znaczna grupa wybitnych specjalistów w wielu dziedzinach siedziała bezczynnie w okupowanych Niemczech. Dopiero na początku 1948 roku rozpoczęła się akcja ich przewożenia do USA, co było procederem trudnym, najeżonym problemami natury prawnej i moralnej. Ostatecznie w Ameryce znalazła się tylko niewielka część z grupy przesłuchiwanej przez Amerykanów w Niemczech. Kilkuset niemieckim badaczom zaoferowano na początek jednoroczne kontrakty w wybranych placówkach w USA. Kontrakty te zgodziło się podpisać 127 ludzi. Tych najważniejszych przewieziono do USA już w 1945 roku. Był wśród nich między innymi dr Herbert A. Wagner, wynalazca pocisku o nazwie Hs 293. Najpierw zaangażowano go do pracy w Special Devices Center na Long Island, a potem w wojskowej bazie morskiej Point Mugu. Pozostałymi członkami tej początkowej grupy byli: wspomniany już Wernher von Braun oraz Erich W. Neubert, Theodor A. Poppel, August Schulze, Eberhard Rees, Wilhelm Jungert i Walter Schwidetzky. Wszyscy oni otrzymali status „pracowników specjalnych Departamentu Wojny”.

Pozostawał jednak jeden problem – nie było żadnej legalnej metody uzyskania przez tych ludzi prawa do stałego pobytu w USA, nie mówiąc już o nadaniu im amerykańskiego obywatelstwa, a praca w niektórych ściśle tajnych placówkach wymagała legalizacji pobytu w kraju. Na początku 1950 roku problem ten został „ominięty” – w amerykańskim konsulacie w Ciudad Juárez w Meksyku zaczęto wydawać wyznaczonym Niemcom wizy wjazdowe do USA. W ten sposób mogli oni legalnie „wjechać” do USA, choć wjazd ów nastąpił wcześniej, a potem ubiegać się o zmianę wizy z tymczasowej na imigracyjną.

Formalnie operacja „Spinacz” zakończyła się dopiero w roku 1990, ale w gruncie rzeczy „import” niemieckich naukowców do USA zakończył się w roku 1959. Niestety, potem często okazywało się, że do pracy w Ameryce angażowani byli ludzie o dość niechlubnych życiorysach. Arthur Rudolph został oskarżony o udział w zbrodniach wojennych i w roku 1984 deportowano go do Niemiec, gdzie jednak nigdy nie stanął przed sądem i gdzie przyznano mu ponownie niemieckie obywatelstwo. Inny naukowiec, Georg Rickhey, sprowadzony do USA w 1946 roku, został w rok później odesłany z powrotem do Niemiec, gdzie stanął przed sądem, który go uniewinnił.