Zgranie trzech wspaniałych głosów jest bardzo trudne, o czym mówił swego czasu Placido Domingo o operowym tercecie. Każdy miał ambicje, każdy chciał być najlepszy. Ale zgranie czterech polityków w jeden zgodny, koalicyjny kwartet to już prawdziwa harówka. Męcząca, ale konieczna jeśli się chce utrzymać jak najdłużej władzę.
Z wyjątkiem „miodowego” miesiąca, partie tworzące koalicję Piętnastego Października i rząd co jakiś czas publicznie prały swoje brudy i skakały sobie do oczu. Ostatnio poszło o dopuszczalność i zakres aborcji pomiędzy Trzecią Drogą, a Lewicą, z której – w wyborach samorządowych – ta ostatnia uczyniła swoje sztandarowe hasło. Była to durna decyzja co pokazał słabiutki wynik Nowej Lewicy, który niestety przełożył się się na wynik całej koalicji. Z szumnych zapowiedzi, że odbije PiS-owi większość sejmików wojewódzkich zostały jedynie marzenia ściętej głowy. Lewica uwierzyła w mit, który stworzyły jej hunwejbinki, że Polki idąc do wyborów samorządowych o niczym innym nie myślą tylko o aborcji. Nie o żłobkach, przedszkolach, bezpiecznych drogach dla dzieci, ale tylko o aborcji. No i poległa.
Koalicja to wspólnota interesu, by utrzymać ja najdłużej władzę
Oprócz sporów światopoglądowych zgrzyta też z innych. Bardziej merytorycznych jak choćby spór o wysokość składki ZUS czy tzw. babciowe. I jest to całkowicie normalne bo koalicja to wspólnota interesów przede wszystkim, a dopiero potem, wspólnota programu rządu zapisana w umowie koalicyjnej. Tym nadrzędnym interesem jest utrzymanie władzy tak długo jak się da by PiS już nigdy do niej nie wrócił bo jeśli tak się stanie to dla „trzech tenorów” będzie prawdziwy Armaggedon.
To także zrozumiałe, że zarówno Tusk, Hołownia, Czarzasty, Kosiniak-Kamysz muszą dbać o wyrazistość swoją i swoich ugrupowań by nie zawieść wyborców, którzy na nie głosowali. Poza tym, każdy z nich ma swoje ambicje no i – w koalicji – reprezentuje różną siłę parlamentarnych szabelek co przekłada się na podziały tek ministerialnych. Tusk chciałby silniejszej KO, a Hołownia obawia się wchłonięcia przez silniejszego gracza i od czasu do czasu to publicznie wyraża. Niezbyt mądrze niekiedy. Z czego cieszy się tylko Jarosław Kaczyński.
Przy tych wszystkich trudnych uwarunkowaniach wynikających z bycia ze sobą w koalicji, nieustannym szukaniu kompromisu by ją utrzymać, a tym samym władzę, partie ją tworzący i ich liderzy powinni pamiętać o jednym, ich wyborcy nie lubią kłótni. Od ucierania stanowisk są gabinety, nawet i grill przy ładnej pogodzie, ale nie konferencje prasowe i medialne awantury. To dziecinada przypominająca spór dorastających chłopców, który z nich ma dłuższy „interesik”. Szkodliwa dziecinada bo korzysta na tym Kaczyński, który po takim sobie wyniku wyborczym koalicji, już obwieścił „koniec Tuska”.
Każdy z nich, przy porannym goleniu, powinien sobie to głośno powtarzać – „brudy pierzemy w domu”.
Autor: Antoni Styrczula
Opinii publicznej kojarzę się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuję się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jestem ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuję. Przede wszystkim do Azji. Więcej tekstów autora przeczytacie na blogas24.pl
Zostaw komentarz