Rzecz się stała niesłychana. Oto w sobotę dokonano zamachu na wolność obywatelską. Jak donosi GazWyb spokojnie stojąca na chodniku nieopodal radiowej Trójki rowerzystka została wciągnięta do policyjnego radiowozu.
Niestety, w przekazie dnia zabrakło informacji, czy zebrani gapie zaczęli skandować Ges-ta-po! czy też tylko ZO-MO!.
“Wolna Trójka bez dyrektora PiSiora” i “PiSiory mordują utwory”– takie hasła na plakacie zamontowanym na rowerze miała kobieta, która w sobotę po południu przejeżdżała przed siedzibą Programu 3 Polskiego Radia.
– To od zawsze było moje radio. Teraz to wszystko padło – opowiadała pani Beata naszemu dziennikarzowi. Gdy odszedł, do kobiety podeszło czterech rosłych policjantów, zabrali ją razem z rowerem do radiowozu.
Czy to treść napisu wzbudziła zainteresowanie funkcjonariuszy dyżurujących przed budynkiem? Kobieta została poproszona o podanie danych, nie zgodziła się. Usłyszała tylko, że musi być wylegitymowana w celu sprawdzenia, czy nie jest osobą poszukiwaną lub zaginioną. Na komisariacie została spisana. Nie usłyszała nic więcej. I po prostu ją wypuszczono. Wróciła pod Trójkę.
O, właśnie. Tak doszliśmy do sedna.
Pani Beata została przewieziona na komisariat, bo nie chciała się wylegitymować.
Swoją drogą ma szczęście, że zdarzenie miało miejsce w Polsce. W USA w ciągu paru sekund leżałaby twarzą do gleby skuta na plecach. Prawdopodobnie o tym, że leży na ziemi dowiedziałaby się ze smaku piachu w ustach, tak szybko to się odbywa.
A to byłby dopiero początek jej kłopotów. Stawianie oporu władzy jest bowiem przestępstwem federalnym, za które można trafić do więzienia na okres 5-12 lat.
W Polsce teoretycznie jest podobnie, choć grożąca sankcja jest nieporównanie mniejsza.
Zgodnie z art. 65 § 2 ustawy z dnia 20 maja 1971 r. (z późn. zm.) Kodeks wykroczeń karze ograniczenia wolności lub grzywny podlega osoba, która wbrew obowiązkowi nie udziela właściwemu organowi państwowemu lub instytucji, upoważnionej z mocy ustawy do legitymowania, wiadomości lub dokumentów co do tożsamości własnej lub innej osoby.
Grzywna może być wymierzona nawet do 5000,- zł.
Pani Beata spod trójki zatem naruszyła, i to wyraźnie, obowiązujące prawo.
Teza, jakoby nie było podstaw do jej legitymowania, nie wytrzymuje krytyki.
Otóż zgodnie z art. 15 ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji
1. Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14, mają prawo:
1.) legitymowania osób w celu ustalenia ich tożsamości;
2.) zatrzymywania osób w trybie i przypadkach określonych w przepisach Kodeksu postępowania karnego i innych ustaw.
Te czynności zgodnie z art. 14 to:
1. W granicach swych zadań Policja wykonuje czynności: operacyjno-rozpoznawcze, dochodzeniowo-śledcze i administracyjno-porządkowe w celu:
1) rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania przestępstw, przestępstw skarbowych i wykroczeń;
2) poszukiwania osób ukrywających się przed organami ścigania lub wymiaru sprawiedliwości, zwanych dalej „osobami poszukiwanymi”;
3) poszukiwania osób, które na skutek wystąpienia zdarzenia uniemożliwiającego ustalenie miejsca ich pobytu należy odnaleźć w celu zapewnienia ochrony ich życia, zdrowia lub wolności, zwanych dalej „osobami zaginionymi”.
2. Policja wykonuje również czynności na polecenie sądu, prokuratora, organów administracji państwowej i samorządu terytorialnego w zakresie, w jakim obowiązek ten został określony w odrębnych ustawach.
Policjanci widząc kobietę wraz z hasłami, co mogło wskazywać, że za chwilę dojdzie do nielegalnej manifestacji, a zatem będzie popełnione wykroczenie, mieli prawo zażądać podania danych osobowych, umożliwiających jej identyfikację. Mogli też podać inną przyczynę. Obywatel może złożyć skargę, ale po dokonaniu czynności.
Skoro jednak kobieta odmówiła, to doszło do popełnienia wykroczenia z art. 65 § 2 KW.
Zatem Policja mogła dokonać zatrzymania.
Art. 45 [Ujęcie osoby]
§ 1. Policja ma prawo zatrzymać osobę ujętą na gorącym uczynku popełnienia wykroczenia lub bezpośrednio potem, jeżeli:
1) zachodzą podstawy do zastosowania wobec niej postępowania przyspieszonego;
2) nie można ustalić jej tożsamości.
§ 2. Art. 243 Kodeksu postępowania karnego stosuje się odpowiednio.
Oczywistą oczywistością jest bagatelizowanie wykroczenia pani Beaty przez oPOzycję. Jak jednak pogodzić to z powszechnym, i to bez względu na opcję polityczną, pragnieniem życia w bezpiecznym Państwie?
Sięgnijmy pamięcią do pierwszej połowy lat 1990-tych. Nowy Jork postrzegany był wtedy jako wielkomiejska dżungla, w której strach było zapuścić się do niektórych dzielnic, a nawet jechać metrem.
W rekordowym roku 1990-tym miało miejsce prawie 2,5 tys. morderstw. Nie wspominając już o innych przestępstwach, w tym rabunków, pobić czy gwałtów.
I nagle stał się cud. Wybrany na burmistrza w 1993 r. niejaki Rudolph Giuliani nie tylko zapowiedział, ale i zrealizował program „zero tolerancji”. Najogólniej idea była taka – by ograniczyć przestępczość w ogóle, trzeba nauczyć się reagować nawet na najdrobniejsze wykroczenia.
Nagle, ku zdziwieniu mieszkańców, zaczęły sypać się mandaty za picie piwa na ulicy, jazdę na gapę, rzucanie papierków gdzie popadnie.
Ba, zaczęto rzeczywiście karać za złe parkowanie czy też używanie telefonu komórkowego w miejscach zabronionych.
I dość szybko nadeszły efekty. Kiedy, po dwóch kadencjach (prawo amerykańskie nie przewiduje kolejnych kadencji) Giugliani żegnał się z urzędem przestępczość drastycznie spadła.
Tylko liczba morderstw w porównaniu do 1990 roku spadła aż o 68%.
Pozostałe przestępstwa, łącznie z wykroczeniami, o 52%.
Przy czym tendencja spadkowa okazała się być stała.
Nowojorczycy mogli bez obaw jeździć metrem czy też chodzić na spacer do Central Parku.
A wszystko dzięki temu, że bezkarnie nie można było rzucić nawet papierka na chodnik.
Tymczasem na przykładzie Beaty widać, że oPOzycja lansuje drugi biegun.
Najkrócej można go nazwać „tolerancja dla naszych!”.
Obawiam się jednak, że efekty, jakie przyniesie, będą dokładnie odwrotne od tych w Nowym Jorku.
Poza tym idąca w ślad za nim erozja prawa wywrze także niekorzystny wpływ na funkcjonariuszy. Giuliani w NY prócz walki z pospolitą przestępczością walczyć musiał także z korupcją w szeregach Policji.
W Polsce, gdzie przez ostatnie dwa wieki mieliśmy okresy, gdy istniały dwa Panstwa – jedno narodowe i podziemne, drugie – aktualnych zaborców, presja na władze wcale nie musi być taka sama, jak w USA. Po prostu znowu społeczeństwo zasklepi się i zacznie organizować obok oficjalnych struktur. W końcu żyliśmy tak od 1939 r. po 1989 r.
Korupcja w tzw. organach przywróci dawne zwyczaje. Mój dobry przyjaciel z początku lat 1990-tych trasę Katowice – Pałac Kultury pokonywał w 2 godziny. By nie tracić czasu na przekomarzanie się z Policją do prawa jazdy wkładał 50 marek niemieckich (DEM). Raz tylko okazało się, że… kwota była za mała. Ale tez jeździł samochodem, za którym oglądało się wiele osób. Był to 4 – litrowy Opel Senator z 1989 roku, a więc praktycznie nówka. Minęło tyle lat, a ja nigdy już tak szybko nie jechałem. Za Siewierzem licznik wskazał 260 km/h.
Chcemy powrotu tamtych czasów?
A może marzy nam się, że zatrzymani przez drogówkę również nie pokażemy prawa jazdy, bo naszym zdaniem kontrola była bezzasadna? ;)
Ciekawe, czy wtedy GazWyb opisałaby to wydarzenie w podobny sposób?
Stare, polskie przysłowie, powstałe pewnie jeszcze w czasach, gdy w mieście Warszawie król miał swoją siedzibę, antycypowało „zero tolerancji”. Co prawda w drugą stronę, lecz właśnie ono pokazuje, jak bardzo ważne jest, by walcząc z przestępczością dbać nawet o najdrobniejsze szczegóły.
Od rzemyczka do koniczka.
Na razie rzemyczkiem jest pani Beata i jej absurdalna odmowa okazania dowodu osobistego.
Jeśli Państwo nie zareaguje odpowiednio już teraz, za chwilę trzeba będzie strzelać do ludzi gumowymi kulami.
Dokładnie tak, jak robiła to Policja przy końcu rządów koalicji PO-PSL.
.
25.05 2020
fot. pixabay