Nie ma granic cynizmu europejskiego establishmentu w sprawie obronności. Przekonuję się o tym podczas konferencji pt. „Aktualna i przyszła architektura bezpieczeństwa w krajach bałtyckich i Europie” w Berlinie. Wszyscy tu opowiadają, jaki prezydent Trump straszny a Ameryka zła i jak to trzeba się ich pozbyć z Europy – takiego stężenia antyamerykańskości nie widziałem nigdy a przecież Niemcy od dawna były tutaj niekwestionowanym liderem. Gdy pytam, co dalej, słyszę wciąż te same, wytarte hasła o europejskiej solidarności, wartościach i tak dalej, a jak jest w rzeczywistości?
Po kolei. Jeśli Polska poprze zniesienie zasady jednomyślności UE w sprawach dotyczących obronności, będzie to zbrodnia. W praktyce będzie to bowiem oznaczało, że Niemcy i Francja będą dyktowały Polsce, jaką politykę ma prowadzić np. wobec Rosji.
W Berlinie, co widzę na własne oczy, już przebierają nogami, by wrócić do biznesów z Moskwą. Choć może „wrócić” to złe słowo, zważywszy, jak wygląda np. import LNG z Rosji. W 2024 roku 20 mld metrów sześciennych, a w całej UE – 6 razy więcej niż w roku 2023. Jeśli myślicie, że ktokolwiek tutaj rozważa zmianę tego stanu rzeczy, to jesteście w błędzie. Nikt nawet nie udaje.
Zapytałem też pewnego emerytowanego generała Bundeswehry, kiedy wreszcie dostarczą Ukrainie Taurusy, powiedział mi po prostu, że nie dostarczą. To będzie bardzo ciekawa próba, bo przecież przyszły kanclerz Friedrich Merz wielokrotnie publicznie wzywał Olafa Scholza do ich przekazania. Nie mam złudzeń.
Niemcy bardzo chętnie porzucą nawet pozory pomocy Kijowowi, jeśli tylko będzie zielone światło do resetu z Moskwą. Niestety, rozzuchwala ich tutaj retoryka Trumpa, będąca de facto ich retoryką sprzed kilku lat. Czy po takim resecie Niemcy będą chcieli umierać za Polskę, jeśli Moskwa zażąda od nas jakichś koncesji? Czy Hiszpanie i Portugalczycy będą głosować za wielkimi wydatkami na obronę Polski, czy za świętym spokojem?
Po drugie: kto broni dzisiaj europejskim państwom wydawać więcej na zbrojenia? Jest jakiś zakaz? Dlaczego mamy, jako kraj, który akurat od lat grosza na to nie skąpi, zaciągać tu jakieś zobowiązania wspólnie z tymi państwami, które mają to od lat w nosie? Ja wiem dlaczego. Żeby z naszych pieniędzy zapłacić za ich zakupy.
Po trzecie, przyjęcie złych pomysłów Berlina (przy całej sympatii dla Kai Kallas, nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że to jej idea) to na 100 procent pogorszenie stosunków z naszymi najważniejszymi sojusznikami. Mówię tu rzecz jasna o Stanach Zjednoczonych, ale też na przykład o Korei Południowej czy Turcji. Skoro państwa UE mają kupować uzbrojenie wyłącznie od europejskiego przemysłu (który zresztą nie jest w stanie wyprodukować nawet części tego, co potrzebne), to po co takiej Turcji zacieśnianie więzi z Polską? Oni nie muszą u nas kupować, oni chcą nam sprzedawać. A, w przeciwieństwie do na przykład Hiszpanii czy Grecji. Turcy mają naprawdę realną siłę i mogą skutecznie szachować Rosjan. Polsce nie opłaca się rezygnować z takiego aliansu tylko po to, żeby ratować niemiecką gospodarkę.
Co więc robić? Musimy szybko zmienić rząd i zakończyć ten chocholi taniec wokół „dozbrajania Europy”. Kiedy ministrem obrony będzie z powrotem Mariusz Błaszczak (pod absurdalnymi zarzutami ciągany po prokuraturach na życzenie Donald Tusk), wróci zdrowy rozsądek i stawianie na pierwszym miejscu Polski. Tego dzisiaj bardzo potrzebujemy.
PS Nawet na otwartą dyskusję nie są gotowi. Cały czas miałem poczucie jakbym swoimi komentarzami i pytaniami psuł dobra imprezę, na której wszyscy myślą tak samo i poklepują się po ramieniu.
Autor: Kacper Płażyński
Zostaw komentarz