Kamienny różaniec w Budapeszcie.
Węgry i Polska — dwa kraje splecione modlitwą, pamięcią i historią.

Ten piękny gest Węgrów, który powstał 11 września 2016 roku jest miejscem pamięci bł. ks. Jerzego Popiełuszki i dowodem na to, że sięgamy do tych samych budujących nas chrześcijańskich korzeni .

Felieton ten jest próbą duchowego spojrzenia na węgierską ziemię przez pryzmat słów bł. ks. Jerzego Popiełuszki. To refleksja o wierze, która potrafi przetrwać w kamieniu — jak różaniec z twardych paciorków historii.

Na węgierskich wzgórzach, gdzie cisza ma smak kamienia i winogron, można dostrzec coś więcej niż tylko pejzaż. Każdy kamień, każda kapliczka, każdy krzyż przypomina tam o modlitwie, która nie gaśnie. Węgry, kraj świętych koron i gorących serc, mają w sobie duchowy rytm — jak różaniec z kamieni, który przesuwa się w dłoniach historii.

Jakże mocno zabiło moje serce na pielgrzymce w Fatimie, gdy na ścieżce z wioski Aljuestrel, miejsca urodzenia Pastuszków do Cova da Iria – miejsca objawień Najświętszej Maryi Panny – spotkałam „Węgierską Drogę Krzyżową” z 14 stacjami i kaplicą św. Stefana, zawaną „Kalwarią Wegierską”. ufundowaną przez węgierskich katolików w roku 1964 jako akt wdzięczności za upadek komunizmu i za odnowę wiary i wolności. To było takie – polskie!

Nic dziwnego: przecież kiedy myślimy o Polsce i Węgrzech, łatwo przychodzą na myśl słowa „Węgier – Polak, dwa bratanki”. Ale ten bratni związek nie kończy się na przysłowiu. On trwa w modlitwie. W różańcu, który nie jest tylko z paciorków — ale z pamięci, bólu i nadziei. Jakby obydwa narody odmawiały go wspólnie: Polska — z męczeństwa, Węgry — z wytrwałości.

Ks. Jerzy Popiełuszko powiedział kiedyś:

„Zło dobrem zwyciężaj.” („A rosszat győzd le jóval.”)

Na tej węgierskiej ziemi to wezwanie brzmi jak echo modlitwy św. Stefana i prostych ludzi z puszt, którzy wiedzą, że wiara to nie teoria, ale codzienny trud miłości. Jak dużo nas łączy ! Spacerując po Esztergomie, można w kamieniach bazyliki dostrzec ten sam rytm modlitwy, co w warszawskim Żoliborzu. Różaniec, który ks. Jerzy trzymał w dłoniach, mógłby być zrobiony z tych samych kamieni, co węgierskie drogi — twarde, chłodne, lecz noszące ciepło dłoni wierzących.

Bo: modlitwa nie zna granic!
Popiełuszko modlił się: „Boże, spraw, abyśmy byli wolni od nienawiści, od zemsty, od lęku, od zwątpienia.”

To jest modlitwa, która mogłaby płynąć równie dobrze spod Wawelu, jak spod wzgórza Gellérta. W niej spotykają się nasze dwa narody — w ciszy, w której paciorki przesuwają się powoli, jakby liczyły nie czas, lecz wierność.

„Kamienny różaniec” — to nie symbol twardości, lecz pamięci. Bo z kamienia można budować mury, ale też ołtarze. Na Węgrzech widać to wyraźnie: każdy krzyż przy drodze, każdy kamienny posąg Matki Bożej mówi o tym, że wiara nie potrzebuje luksusu.

Wystarczy prosty gest — i modlitwa. Ksiądz Jerzy mawiał:
„Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.” O! jakże to nie podobało się komunistom w PRL-u ! I za te też słowa – musiał umrzeć ! I Węgrzy -potrafią to odczytać ! Ten Kamienny Różaniec w Budapeszcie — to różaniec Europy Środkowej. Łączacy historię i duchowść Polski i Wegier. Cichy, pokorny, lecz twardy jak skała. On się nie ugnie! On przypomina, że modlitwa to nie ucieczka od świata, ale jego przemiana. Że kamień, choć milczy, też się modli. To nie jest tylko „eksponat historii”, ale modlitwa, która trwa. Tak jak słowa bł. ks. Jerzego, które mimo upływu lat nie tracą blasku.

Może właśnie dlatego Polska i Węgry tak dobrze się rozumieją — bo obie wiedzą, że prawdziwa siła rodzi się z modlitwy, a najtwardszy kamień – można ogrzać wiarą.