W 181. rocznicę urodzin Fryderyka Nietzschego warto przypomnieć rzecz, która wciąż drażni i zadziwia: sam Nietzsche wielokrotnie deklarował polskie, szlacheckie pochodzenie. W „Ecce homo” pisał, że „przodkowie moi byli szlachtą polską”, dodając przekornie, że we krwi nosi nawet „liberum veto”. Dla przeciętnie oczytanego czytelnika – przyzwyczajonego do skrótu „nihilista, ogłosił śmierć Boga, wróg chrześcijaństwa” – to dysonans. Jeszcze większy, gdy uświadomimy sobie, że czynił te deklaracje w drugiej połowie XIX wieku, w czasach germanizacyjnej buty i powszechnego przekonania, że Polska już się nie odrodzi.

„Polskość” Nietzschego: gest buntu, wybór rodowodu ducha

Nietzsche krytykował niemiecką kulturę swej epoki bez litości: mieszczańską gnuśność, nacjonalistyczne samozachwyty po 1871 roku, filisterskie „pożeranie kultury”. Jego „polskość” była również wyborem aksjologicznym – symbolicznym rodowodem, z którym chciał się identyfikować jako z etosem wolnościowym, rycerskim, niepokornym. W publicystyce i badaniach (przypominają o tym m.in. Ewa Cybulska, Norman Davies, a w najnowszej polskiej debacie Andrzej Jachimczyk) wraca teza, że właśnie mit polskiej szlachty–Sarmatów – skrajnie zindywidualizowany, alergiczny na „ducha stada” – był dla Nietzschego wygodną metaforą człowieka „ponad normę”, który tworzy własne prawa.

Nie chodzi o metryki w księgach parafialnych. Chodzi o gest samookreślenia: jeśli „wola mocy” to pragnienie kształtowania siebie i świata, to deklaracja „jestem z polskiej szlachty” była filozoficznym aktem – wyborem rodowodu ducha, antytezą wobec pruskiej urzędniczo-kaznodziejskiej cnoty.

Nadczłowiek bez brunatnej łatki

Drugą sprawę trzeba dziś wybrzmieć bez półtonów: naziści sfałszowali Nietzschego. Zrobiono z „Übermenscha” rasowego herosa, wyprowadzając z tego rasistowską eugenikę i politykę eksterminacji. To radykalne wypaczenie. Nadczłowiek u Nietzschego nie jest projektem hodowli biologicznej ani instrukcją podboju. To ideał duchowy: jednostka, która przezwycięża siebie, afirmuje życie (amor fati), nie ucieka w „zaświaty” i nie żeruje na resentymentach. To ktoś, kto potrafi wziąć odpowiedzialność za własne stawanie się, nie zasłaniając się dogmatem, narodem, plemieniem czy „wolą większości”.

Że później propaganda III Rzeszy – wspierana przez manipulacje edytorskie siostry filozofa i gorliwych ideologów – przerobiła jego notatniki na katechizm przemocy, mówi więcej o cynizmie polityki niż o samej filozofii Nietzschego.

Wola mocy kontra duch stada

Nietzsche nie cierpiał wszystkich form uśredniania: stadnych moralitetów, egalitarnych zaklęć, które pod pozorem dobra tłamszą wybitność, twórczość i odwagę. „Wola mocy” nie znaczy tu rządzy panowania nad innymi – lecz siłę samokształtowania. W tym sensie Sarmacki indywidualizm – z jego nieufnością wobec centralizmu i czcią dla osobistej wolności – mógł być dla niego atrakcyjną, choć oczywiście literacko przetworzoną, inspiracją. Tak, liberum veto bywało destrukcyjne politycznie; ale w retoryce Nietzschego staje się symbolem niehandlowalnej wolności jednostki.

Dlaczego to dziś ważne?

Bo spór o Nietzschego jest zawsze sporem o odpowiedzialność za interpretację. Gdy mówimy: „Bóg umarł”, nie otwieramy drzwi nihilizmowi, tylko zamykać musimy usta naszej wygodzie – przestajemy zrzucać odpowiedzialność na niebo, a zaczynamy tworzyć sens. To zadanie dla dorosłych. I dlatego filozof tak bezlitośnie natrząsał się z „ducha stada”.

Rocznica, która zobowiązuje

W dniu jego urodzin przypomnijmy to bez kompleksów: Nietzsche sam chciał być kojarzony z polskim, rycerskim etosem wolności, a naziści kłamliwie przywłaszczyli jego pojęcia, by legitymizować zbrodnie. Między tymi dwoma obrazami nie ma mostu.

Jeśli mamy świętować Nietzschego sensownie, to nie przez opowiadanie się za czy przeciw prowokacyjnym aforyzmom, lecz przez uczciwe myślenie: rozdzielenie filozofii od propagandy, odwaga w braniu na siebie własnego „dlaczego” – i niezgoda na to, by kultura była tylko dekoracją politycznych obsesji.

To byłby prezent na urodziny, który Nietzsche – Polak z wyboru – naprawdę by docenił.