Polsko-niemieckie pojednanie nabiera nowego brzmienia – dosłownie. Zamiast not dyplomatycznych, mamy nuty, zamiast negocjacji – koncert. Niemcy pokazali, jak poważnie traktują relacje z Polską: przysłali nam nie dyplomatę, lecz piosenkarza z Monachium. Teraz wszystko będzie śpiewająco – aż do bólu uszu.

Kiedy dyplomacja schodzi ze sceny, a na scenę wchodzi Toby

A mówią, że Niemcy nie mają poczucia humoru. Mają — i to jeszcze jakie!
Po odwołaniu Krzysztofa Ruchniewicza, bez konsultacji z niemieckim MSZ, nasi zachodni sąsiedzi postanowili odpowiedzieć z artystycznym wdziękiem. Na czele fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie stanął nie dyplomata, lecz… szansonista z Monachium. Tak, proszę Państwa — Toby! Nie Zenek, nie Ivan, po prostu Toby, symbol nowej ery relacji – śpiewająco-muzycznej.

Od polityki do playbacku

Wygląda na to, że przyszłość stosunków polsko-niemieckich rozbrzmiewać będzie w tonacji dur. Zamiast debat i not dyplomatycznych – koncerty. Zamiast chłodnych analiz – gorące ballady o przyjaźni narodów. Bo skoro w Sejmie można tańczyć przeciwko przemocy, to czemu nie śpiewać dla pojednania? Melodia ponad racją stanu!

Szantaż w tonacji C-dur

Znając niemiecką precyzję, ten ruch nie jest przypadkowy. Od dziś negocjacje będą prostsze: kto pierwszy nie podpisze – ten wysłucha bisu. Szantaż artystyczny w czystej postaci. Bo jak tu się sprzeciwiać, gdy po drugiej stronie stoi uśmiechnięty Toby, śpiewający o miłości między narodami? Z takim argumentem nie da się dyskutować.

Z piosenką na ustach

Polsko-niemieckie relacje jeszcze nigdy nie brzmiały tak melodyjnie. A jeśli komuś nie po drodze z dyplomacją, zawsze może nucić refren: „Einigkeit und Recht und Freiheit” – w rytmie nowego pojednania. Bo oto nastał czas, gdy polityka śpiewa.

Poniżej śpiew tego szansonisty. Polecam gorąco: