Mike Waltz miał powiedzieć w CNN, że obie strony wojny muszą pójść na ustępstwa — Ukraina w kwestii terytorium, a Rosja w kwestii gwarancji bezpieczeństwa…

Jeżeli administracja amerykańska myśli, że Rosja jest w stanie pójść na ustępstwa w kwestii gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, to znaczy, że tak nie myśli, tylko chce Ukrainę sprzedać za dobrą cenę – jak cielaka na targu.

Obecna polityka amerykańska wobec Ukrainy to wypisz – wymaluj polityka Roosevelta wobec Polski, gdzie Rosję traktuje się jak poważnego partnera, którego interesy muszą zostać uwzględnione, a amerykański przywódca staje się ich rzecznikiem.

Dziś Ameryka Trumpa nie widzi interesu w tym, żeby wspierać Kijów. Umowa zaproponowana Ukraińcom to tzw. umowa ramowa, która sama w sobie nic konkretnego nie zawiera, ale po podpisaniu której Amerykanie mogliby podbić cenę sprzedaży dla Rosjan.

Zełeński w Białym Domu i owszem, popełnił pewne błędy, ale po pierwsze były one sprowokowane przez gospodarzy, których intencją było go poniżyć (wystarczy przypomnieć to, co Trump mówił o prezydencie Ukrainy wcześniej), po drugie – gdyby Ameryka rozumiała, że w jej interesie leży pokonanie Rosji, to w ogóle by do nich nie doszło.

Związek Radziecki przez 45 lat po wojnie był globalnym konkurentem USA. Stało się tak z powodu błędów amerykańskiej administracji, która pozwoliła Rosji wzrosnąć do takiej roli. Wiadomo też, że swoją robotę wykonała też w tamtym czasie agentura.

Na pytanie czy w interesie szykującego się do starcia z Chinami amerykańskiego podatnika jest wzrost potencjału Rosji, która przejęłaby Ukrainę musi sobie odpowiedzieć ten podatnik. Jednak na pytanie, czy w interesie Europy jest ciągle wisieć u klamki Gabinetu Owalnego musi sobie odpowiedzieć Europa.