Wraz z dzisiejszym dniem kończy się jesienna edycja warszawskiego Comic Conu, który jest zdecydowanie nietuzinkową imprezą. To, co mnie w niej zachwyca, to przede wszystkim pasje jakie łączą wszystkich ludzi tam zebranych – zarówno zwiedzających jak i organizatorów czy wykładowców. Tymi pasjami są gry, astronomia, historia, filmy, seriale, książki, tytułowe komiksy, fandomy czy rysowanie. Każdy znajdzie tam swoją niszę, pozna kogoś o podobnych zainteresowaniach, zaprzyjaźni się czy nawet odnajdzie swoją drugą połówkę czego sam jestem świadkiem. Panująca tam atmosfera jest jedną z najważniejszych zalet warszawskiego Comic Conu, ponieważ na każdej edycji czułem się jakbym przebywał wśród przyjaciół, mimo że personalnie tych ludzi nie znałem.
W przeciwieństwie do czerwcowej edycji organizatorzy przesunęli nacisk z gier wideo na gwiazdy filmowe, które tłumami zjechały się na Warsaw Comic Con Fall Edition – Pamela Anderson, która pobudzała nasze fantazje w Słonecznym Patrolu. Jack Gleeson, który jako okrutny Joffrey Baratheon w Grze o Tron wzbudzał coraz większą nienawiść z odcinka na odcinek. Kevin Mcnally, którego znamy z roli Gibbsa w Piratach z Karaibów. Devon Murray, Anthony Forrest, Daniel Portman, Michael Malarkey… mógłbym wymieniać jeszcze długo. Każda z gwiazd chętnie odpowiadała na pytania widzów, robiła sobie z nimi zdjęcia, dawała autografy, a nawet przytulała się z tymi najbardziej rozczulonymi. Mistrzostwo świata i spełnienie marzeń tysięcy nastolatków oraz weteranów kinematografii.
Oczywiście, gwiazdy filmowe nie były jedyną atrakcją tej edycji Comic Conu. Oprócz dziesiątek stanowisk i sklepów tematycznych, na imprezie nieustannie odbywały się wykłady na tematy różne i zawsze ciekawe. Mimo że nie jestem fanem komiksów, to i tak znalazłem dla siebie zajęcia na całe trzy dni. Dowiedziałem się m.in. o wiktoriańskim kulcie zmarłych od FANTOMu, jak ludzie mogą stać się kosmitami od Jacka Wardy, o niedźwiedziu Wojtku od Historii bez Cenzury czy powrocie człowieka na księżyc od Astrofazy, a oprócz tego pośmieszkowałem na spotkaniu z ekipą GF Darwin oraz dowiedziałem się o ciężkim kawałku chleba jakim jest bycie lektorem od Tomasza Knapika. Najgłośniejszym oraz cieszącym się największym zainteresowaniem wydarzeniem był sobotni konkurs cosplay. Zapewniam, że ilość oraz jakość wykonania kostiumów były oszałamiające. Najbardziej w pamięć zapadł mi pancerz wspomagany Bractwa Stali z Fallout 4, który naprawdę wyglądał jak prawdziwy oraz wydawał charakterystyczne dźwięki potężnego dwu-tupania podczas chodzenia. W niedzielę odbył się równie głośny i tłumny koncert zespołu Percival znanego ze stworzenia soundtracku do Wiedźmina 3. Każdy utwór opatrzony był stosownym cosplayem oraz oryginalną scenką z gry na ekranie w tle.
Zalet tej imprezy jest o wiele więcej, ale chciałem skupić się na tych najważniejszych. Muszę jednak pozostać obiektywny i wspomnieć o wadach. Największą z nich były ceny, które zwykle na tego typu imprezach są zniżane chociażby o te kilka procent. Tu stało się coś dokładnie odwrotnego. Pominę już solidarność cen wody czy napojów energetycznych z cenami Starbucksa. Najbardziej zabolała mnie cena zwykłego t-shirta z motywem Ricka i Mortyego, która wynosiła 100 zł. Oczywiście, to absolutnie nie niszczy zabawy oraz klimatu całej imprezy. Tu nie o zakupy w niej chodzi.
Bawiłem się wyśmienicie i czekam na kolejną edycję, która odbędzie się już na wiosnę 20-22 maja 2018 roku.






Do zobaczenia za rok!
			
											
				
					
		
									
	
	
	
	
	
czy masz może wiecej zdjęc z wioski wikingów?
Tak, mam jeszcze parę. Skontaktuj się ze mną przez fb – Kamil Lis