Słucham Millera w Radiu Zet — i były premier uświadomił mi, jak wybory miały być (a może i były) przekręcone.  Numerem „na demokrację”.

Z tego, co słyszę i czytam, pomyłki wyborcze zdarzały się głównie w komisjach, w których nie było wylosowanych przedstawicieli PiS a w najgłośniejszym przypadku — w Krakowie — nie było również reprezentantów Konfederacji i Brauna.

Miller w radiu powiedział coś bardzo ważnego: jeśli były jakiekolwiek nieprawidłowości, to muszą zostać wyjaśnione. Nie można podważać zaufania do demokracji. Żaden obywatel nie może mieć poczucia, że jego głos został zmarnowany. Głosy trzeba po prostu przeliczyć.

Rozumiecie, na czym polegał ten cały „sztos”? Nie w tym młodzieżowym sensie — tylko cinkciarskim, rozumianym jako przekręt.

Cinkciarz dawał umówioną sumę za walutę. Klient przeliczał — ale brakowało drobnej kwoty. Wtedy cinkciarz odbierał rulon, sięgał za pazuchę, „podmieniał” go na inny, identyczny, tylko z dodanym brakującym banknotem — tyle że ten nowy rulon to już był szmelc.

I to był właśnie sztos wyborczy.