Nie mogę już czytać tych bzdur o bankach, które oszukały ludzi na kredytach frankowych.
W 2008 roku miałem do wyboru wysoko oprocentowany kredyt w PLN i nisko we frankach, które wtedy kosztowały 2,5 zł. Pani z banku pokazała mi wyliczenie, z którego wynikało, że nawet przy kursie 3,5 zł mi się opłaci, więc zaryzykowałem i kupiłem los na loterii walutowej.
Przez kolejną dekadę zaciskałem pasa, kredyt spłacałem, by w końcu, kiedy frank zbliżył się do ostrzegawczego poziomu 3,5 zł, uciec z niego. Na końcu wszystko sobie policzyłem i wyszło mi, że mimo wszystko wyszedłem ciut lepiej, niż gdybym pożyczał kiedyś w złotówkach.
Wielu ludzi nie miało tego szczęścia. Dla nich CHF po 4 zł, czyli dwa razy droższy, niż w chwili zakupu oznaczał bankructwo i nędzę. Ale skąd pomysł, że zostali oszukani?
Tak banki narzucały swoją cenę kupna franka, co zakończyły dopiero kolejne zmiany ustawowe. Tyle, że w skali całego kredytu na mieszkanie to były drobniaki. Rozumiem, że powinny zwrócić kredytobiorcom zarobione w ten sposób na nich nieuczciwie pieniądze, zapłacić za to jakąś karę. Ale unieważniać umowę? Ok, jeśli sąd to zrobi, to powinno się przeliczyć posiadaczom kredytów frankowych ich pożyczki wedle takich samych wskaźników, jakby 20 lat temu pożyczali w złotówkach. To byłoby fair.
Ale to, co chce zrobić TSUE, czyli unieważnić umowy i mimo inflacji uznać, że kredytobiorcy mają zwrócić bankom te same 300 000 zł, które pożyczyli 2 dekady temu, warte dziś 2 razy mniej, to granda, która rozwali nasz system bankowy. Co więcej TSUE chce, by banki zapłaciły jeszcze klientom za to, że korzystały z wpłaconych przez nich rat kredytowych.
Powyższe oznaczać będzie, że wszyscy Polacy, nie jakieś abstrakcyjne instytucje finansowe, zapłacą ludziom, którzy zdecydowali się kiedyś na hazard walutowy. Jeśli banki popłyną na tym wedle różnych szacunków na 150-200 mld złotych, to te pieniądze oddadzą im w formie wyższych opłat, wyżej oprocentowanych kredytów zwykli Polacy, którzy mają tam swoje konta. Głównie ci, którzy uznali kiedyś, że nie stać ich na podjęcie ryzyka walutowego, albo, że w ogóle są za biedni, by pożyczać na własne mieszkanie. Getin Bank Leszka Czarneckiego już padł, a za nim mogą pójść kolejne, gdy okaże się, że właściciele mniej na tym stracą, niż gdyby musieli je dokapitalizować. Ale banki paść nie mogą, więc aby utrzymać je na powierzchni, by ludzie nie stracili swoich oszczędności, morze kasy będzie musiał wyłożyć Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który z kolei ściągnie ją z banków, czyli nas wszystkich. O ile w ogóle taka kasa jest do ściągnięcia i leczenie jednego banku nie wywróci innego. Ratowanie banku Leszka Czarneckiego, przesunięcie jego klientów do powołanego specjalnie w tym celu VeloBanku kosztowało nas wszystkich ponad 10 mld zł.
Pokusa zarobienia dzięki TSUE wielkiej kasy jest naprawdę wielka i ja to rozumiem. Ale błagam was koledzy, znajomi i przyjaciele, żeby ją zdobyć wystarczy złożyć wniosek do sądu. Naprawdę. Tylko to. Nie ma warunku publicznego robienia z siebie idioty, składania oświadczeń, że banki was oszukały, że nie wiedzieliście, co podpisujecie. A już dziennikarzom ekonomicznym, finansistom i prawnikom naprawdę nie wypada tego robić. Potraktujcie to jak wizytę w burdelu, który kusi swoimi atrakcjami, ale przecież nikt się nie chwali takimi odwiedzinami na Facebooku, czy Twitterze.
Autor: Krzysztof Panek
Fot. Pixabay.com
Tak się składa, że pisząc ongiś o frankowiczach przeprowadziłem rozmowy przynajmniej z setką „ukredytowanych”. I jedno, co było wspólne bez względu na Bank, to zapewnianie, że w trakcie trwania umowy kurs franka nie wzrośnie więcej, jak o 20-25%. Kilka osób słyszało nawet, że gdyby kurs wzrósł o 30%, to wybuchłby większy kryzys gospodarczy niż ten z końca lat 1920-tych. Świadome działanie na przyciągnięcie jak największej liczby osób, do tego brak franków w skarbcach bankowych – czy to nie jest przypadkiem element nieuczciwego działania?
I na koniec. Autor najwyraźniej jest zdania, że skoro BANK jest duży, to nie może odpowiadać za swoje praktyki choćby nawet naganne.Na szczęście TSUE pokazał, że tak nie jest. I jeszcze jedno – w 2017 roku uchwalono, że banki mają mieć pokrycie w majątku własnym do 2,5% oferowanych instrumentów finansowych. Wygląda na to, że Amber Gold był wypłacalny co najmniej cztery razy bardziej.