Do napisania tego tekstu skłonił mnie post zamieszczony przez posła Filipa Kaczyńskiego 13 stycznia 2024  rokuo godz. 13. 33 na jego facebookowym profilu i liczne telefony w tej sprawie, bym się do tego ustosunkował.  Ten post powiązany jest z umieszczonym na kanale posła Filipa Kaczyńskiego filmem zatytułowanym  „Jan Kłącz „Sęk’ prawdziwa historia” (https://www.youtube.com/watch?v=VNwVorxRaLQ).

Utwierdziłem się w słuszności przedstawienia faktycznie prawdziwego obrazu tej sprawy po przeczytaniu komentarza posła Filipa Kaczyńskiego, pod krótką dyskusją o tym poście. Poseł Filip Kaczyński, pod wypowiedzią Marcina Kowalczyka, sadząc z treści tych wpisów jakiegoś krewnego esbeka Andrzeja Kowalczyka, zamieszcza info o Andrzeju Kowalczyku, ostatnim prowadzącym TW ps. Działacz. Z ujęcia wynika, jako ten – ujęty w cudzysłów – prowadzący – jakoś „specjalnie” przyczynił się do donoszenia TW. ps. Działacz. Jak było w rzeczywistości osądzicie Państwo Czytelnicy po przeczytaniu tego tekstu i dołączonych do niego zdjęć z teczek personalnych i współpracy tajnego współpracownika o pseudonimach: Sęk i Działacz.

Już sam tytuł, a nie tylko zawartość rozpropagowanego przez posła Filipa Kaczyńskiego filmiku, to ewidentna i do tego wręcz podła manipulacja. Z tytułu można byłoby wnosić, że nie chodzi o osobę zarejestrowaną jako tajny współpracownik, ale działacza niepodległościowego czy nawet Żołnierza Niezłomnego. W poście jest info, z którego przytoczę dosłownie tylko dwa fragmenty. W pierwszym poseł zapowiada, że on i jego rodzina nie pozwolą na dyskredytowanie jego  „świętej pamięci Dziadka, mjr Jana Kłącza. Żołnierza, gorliwego patrioty, ale przede wszystkim wspaniałego człowieka”. I drugi, co w tym przypadku jest NAJWAŻNIEJSZE (specjalnie napisane przeze mnie z dużej litery), Filip Kaczyński stwierdza, że „Wyprzedzając planowany atak, postanowiliśmy w obronie Jego dobrego imienia zrealizować film dokumentalny, opowiadający w telegraficznym skrócie zawiłe i dramatyczne losy Jana Kłącza. Bazowaliśmy na autentycznych rękopisach, materiałach IPN i zeznaniach żyjących świadków”. 

Dla wszystkich czytających ten wpis posła Filipa Kaczyńskiego najważniejsze jest właśnie to, że powołuje się na zdeponowane w Instytucie Pamięci Narodowej dokumenty, których autentyczności nie podważa. 

Do tekstu posła Filipa Kaczyńskiego dołączony jest film. Rozpoczyna go ckliwe wspomnienie posła Filipa Kaczyńskiego o jego serdecznych relacjach z dziadkiem. Tego nikt nie kwestionuje. Każdy człowiek może o swoich rodzinnych relacjach mówić z miłością. Tego nikt nie odbiera ani Kaczyńskiemu, ani też – by przywołać jego politycznego adwersarza – byłemu burmistrzowi Wadowic Mateuszowi Klinowskiemu, broniącemu swojego dziadka ubeka/esbeka. Taka jest ich wola. 

Ale jak często poseł Filip Kaczyński powoływał się na słowa wielkiego Polaka Jana Pawła II, przywołującego słowa Jezusa, tak i tu też, zanim przejdę do przedstawienia rzetelnych historycznych faktów, na tę ideę się powołam – „tylko prawda na wyzwoli”.

To wspomnienie w filmie o dziadku Janie Kłączu przez Filipa Kaczyńskiego, trwające 5 min. 50 sekund, jest bogato ilustrowane zdjęciami. Mają one podkreślić jego patriotyczny charakter. Pokazana jest np. gablota z odznaczeniami. Szkoda, że Filip nie był łaskaw przybliżyć tego jakie to były ordery i odznaczenia oraz za co je jego dziadek konkretnie otrzymał.

Potem wypowiada się Michał Siwiec – Cielebon, asystent w moim biurze poselskim, gdy byłem posłem Kukiz’15 w VIII kadencji. I ta jego wypowiedź mocno mnie zaskoczyła i zirytowała. Uważałem go za historyka, choć bez formalnego wykształcenia, ale jednak rzetelnego badacza, znającego realia Polski Ludowej i realia pozyskiwania tajnych współpracowników (TW) aparatu represji społeczeństwa polskiego (zwanego dla niepoznaki przez władze aparatem bezpieczeństwa państwa) czyli ubecji i esbecji, ale też i innych organów.

Michał Siwiec – Cielebon pięknie mówi o początkowej fazie życia Jana Kłącza, o jego wychowaniu w domu rodzinnym, o chęci zostania nauczycielem, o wychowaniu w cieniu (ja bym powiedział, że w blasku !!!) sanktuarium maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Z tego fragmentu wypowiedzi Michała Siwca – Cielebona warto zapamiętać jedno zdanie, że Jan Kłącz musiał się w swoim życiu zmierzyć z dwoma totalitaryzmami: hitlerowskim-niemieckim i komunistycznym. Potem Michał Siwiec – Cielebon opowiada jak dziadek Filipa Kaczyńskiego związał się z antyniemieckim ruchem oporu, a po wypędzeniu Niemców przez Sowietów, związał się z podziemiem niepodległościowym, (a nawet przez krótko został przez NKWD aresztowany), z którym współpracował nawet do początku lat 50. XX w.. Potem – wg relacji Michała Siwca – Cielebona – dziadek posła Filipa Kaczyńskiego miał pracować w kalwaryjskiej spółdzielni – na dość poślednim stanowisku, gdyż był przez ówczesne spółdzielcze władze uznawany za osobę „niepewną”. Jeśli jednak stanowisko księgowego lub zarządcy magazynu miałoby być tym dowodem braku zaufania do Jana Kłącza ze strony władz spółdzielni, to wypowiadający te słowa Michał Siwiec – Cielebon wykazuje się tu daleko idącą historyczną ignorancją. Przecież w czasach Polski Ludowej te stanowiska były jak najbardziej znaczące dla władzy. I trzeba jeszcze dodać, że Michał Siwiec – Cielebon, tak pieczołowicie opisujący drogę żołnierską Jana Kłącza, przed II wojną światową i w jej trakcie, jakoś zapomina o tym, że Kłącz był też żołnierzem skomunizowanej Armii Wojska Polskiego. Widać to nie pasuje do rzekomo nieskazitelnego życiorysu dziadka posła Filipa Kaczyńskiego. Tu rzetelnie trzeba dodać, że Kłącz do tej Armii Wojska Polskiego został powołany 17 maja 1945 roku, ale jak sam podaje w życiorysie „jako nominowany podporucznik”, choć tak naprawdę tym podporucznikiem został dopiero w 1954 roku.

Z okresu służby wojskowej Jana Kłącza w Armii Wojska Polskiego są opinie o nim. Pierwsza sporządzona w związku z zakwalifikowaniem go na stanowisko dowódcy plutonu. Dowiadujemy się z niej, że Kłącz był żołnierzem inteligentnym, uczynnym, szczerym, o dużym poczuciu godności osobistej i pod względem politycznym był bardzo dobrze wyrobiony oraz „dobrze nastawiony do obecnej rzeczywistości i Związku Radzieckiego i Państw Demokracji Ludowej. Z wypowiedzi jego wynika, że przyjęty jest obecnym budownictwem socjalistycznym, na ten temat często dyskutuje z kolegami i bierze aktywny udział w pracach społecznych” (wszystkie zaznaczone cudzysłowem fragmenty mojego artykułu są cytatami z dokumentacji z teczek personalnych i współpracy Jana Kłącza z ubecją/esbecją). A druga opinia o Kłączu została opracowana  17 września 1945 roku przez pułkownika Humeniuka, który stwierdzał, iż Kłącz był inteligentny, sumienny, „o wysokim poziomie moralnym i dojrzałości obywatelskiej. Przekonań prawdziwie demokratycznych”. W 1973 roku dziadek obecnego posła PiS Filipa Kaczyńskiego został awansowany na stopień porucznika ludowego Wojska Polskiego rozkazem generała Wojciecha Jaruzelskiego. 

Następnie Michał Siwiec – Cielebon podejmuje próbę wyjaśnienia powiązań Jana Kłącza z komunistyczną bezpieką (na razie z ubecją), wskazując, że była ona Kłączem zainteresowana, bo był żołnierzem Armii Krajowej, nauczycielem, który nie pracował w zawodzie, tylko z jakichś powodów w spółdzielni. I tu już ta opowieść Michała Siwca – Cielebona się „nie klei”, bo sugeruje on, że Kłącz dobrowolnie nie podjął pracy w szkolnictwie, gdy wcześniej tenże Michał Siwiec – Cielebon wskazuje, że Kłącz pracował w spółdzielni, bo był osobą niegodną komunistycznego zaufania, by pracować gdzie indziej. 

Ten wątek, o „próbie” – jak nazywa to Michał Siwiec – Cielebon – werbunku Jana Kłącza na tajnego współpracownika komunistycznej bezpieki, Siwiec – Cielebon łagodzi sformułowaniem, że miał być Kłącz informatorem. Przypominam, że Michał Siwiec – Cielebon kończy wypowiedź sformułowaniem o PRÓBIE WERBUNKU Jana Kłącza. I potem pojawia się wypowiedź Zofii Kaczyńskiej, córki Jana Kłącza, że ile razy przechodzi obok budynku (do niedawna siedziby) policji w Wadowicach, w którym była siedziba UB, to przypomina sobie słowa ojca, który jej mówił, że pojawiał się w budynku na przesłuchanie i za każdym razem się obawiał czy wyjdzie z niego żywy. Oczywiście możemy przyjąć za prawdziwe te jej słowa, bo ojciec mógł córce w ten sposób te swoje kontakty z ubecją/esbecją przedstawiać. Oczywiście te słowa Kaczyńskiej stawiają jej ojca w roli ewidentnej ofiary. W dokumentach znajdujących się w archiwum Oddziału IPN w Krakowie w Wieliczce sprawa jest przedstawiona zgoła odmiennie. 

Potem Michał Siwiec – Cielebon podaje, że po trzech próbach, komunistyczna bezpieka zmusiła Jana Kłącza do współpracy. Sprytnie, no bo inaczej tego nie można nazwać, Michał Siwiec-Cielebon podaje, że stało się to nie dobrowolnie, ale na skutek zastraszania niepewnym losem Jana Kłącza i jego rodziny, o czym sam zainteresowany podawał. Tu przypomnę, że osób w tej sytuacji było po II wojnie światowej setki tysięcy, ale nie podpisywały zgody na tajną współpracę z komunistycznym aparatem represji. Jednak na to zastraszanie nie ma żadnego poświadczenia w dokumentach świadczących o współpracy Jana Kłącza z ubecją/esbecją.

To co jednak Michał Siwiec – Cielebon robi dalej, tłumacząc postępowanie Jana Kłącza, woła o pomstę do Boga, na którego tak często wszyscy wypowiadający się w tym filmie powołują. Michał Siwiec – Cielebon opisuje ten werbunek jako klęskę bezpieki, bo Jan Kłącz był werbowany na okoliczność jego związków z dawnymi akowcami, a Kłącz tych kontaktów w momencie jego werbunku już nie miał. Przecież to zwykła podłość takie tłumaczenie kroku Kłącza. Bo z logiki wypowiedzi Michała Siwca – Cielebona wynika, że gdyby Kłącz miał te kontakty, to ubecja miałaby sukces i Kłącz miałby o czymś i na kogo donosić. 

Michał Siwiec – Cielebon bagatelizuje też wartość informacji podawanych przez dziadka posła Kaczyńskiego, kwalifikując je jako ogólnikowe i dodaje, że Kłącz podejmował kilkukrotnie próby wymigania się ze współpracy z ubecją. Tu ważna rzecz. Kilkakrotnie w tym fragmencie filmu pojawia się informacja z wypowiedzi Kłącza usprawiedliwiająca jego współpracę. Niestety nie zauważyłem daty tego dokumentu, kiedy został opracowany, a to ważne jest dla tzw. krytyki źródła historycznego: kiedy i dla jakich celów powstało. W przypadku współpracy z ubecją/esbecją jest to szczególnie istotne.

Wreszcie Michał Siwiec – Cielebon podaje, że bezpieka w 1956 roku zrezygnowała ze współpracy z Janem Kłączem, bo nie był on takim współpracownikiem jakiego sobie wymarzyła. 

Dalsza część wypowiedzi Michała Siwca – Cielebona o Janie Kłączu przybiera wręcz apologetyczny charakter. Podkreśla on, że Kłącz stał się prawdziwym społecznikiem i bojownikiem o Polskę niepodległą, angażował się w instytucjach kościelnych, komitecie organizującym pielgrzymkę Jana Pawła II do Kalwarii. Kłącz też był czynnym działaczem Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. ZBoWiD, o czym Siwiec – Cielebon się nie zająknął, był na wskroś komunistyczną organizacją kombatancką zafałszowująca historię. Michał Siwiec- Cielebon podaje, że właśnie w związku z przynależnością do ZBoWiD Kłącz został ponownie zwerbowany jak tajny współpracownik komunistycznej bezpieki – bo były jakieś nieprawidłowości w działaniu ZBoWiD, za które Kłącz miał rzekomo odpowiadać.  

Michał Siwiec – Cielebon cały czas też, i tym razem, kwestionuje wartość przekazywanych przez Kłącza bezpiece informacji i podkreśla jego niechęć do współpracy. Przedstawia też opinię esbeków, jakoby Kłącz miał być przez nich uznawany za nieprzydatne źródło informacji i na tej podstawie został też przez esbecję wyłączony z sieci tajnych współpracowników w 1988 r.

Za kpinę albo brak podstawowej wiedzy Michała Siwca – Cielebona należy uznać jego wypowiedź o tym, że Jan Kłącz nie ukrywał swojej współpracy z komunistyczną bezpieką i że jest to mu jedynie znany przypadek, gdy ktoś tak otwarcie mówił o sposobach pracy ubecji/esbecji i pozyskiwania tajnych współpracowników. Za absurd można też uznać, przywoływaną przez Michała Siwca – Cielebona – deklarację Kłącza, że nigdy jego informacje/donosy komukolwiek zaszkodziły. Przecież tak samo broni się choćby Wałęsa i inni tajni współpracownicy, co Michał Siwiec – Cielebon wielokrotnie kwestionował. 

Teraz przedstawię jak faktycznie wyglądała współpraca Jana Kłącza z aparatem represji społeczeństwa polskiego w okresie Polski Ludowej, najpierw ubecją, a potem esbecją, wg akt, na które powoływał się na początku filmu wnuk Jana Kłącza, poseł Filip Kaczyński. Prawdziwości tych akt ani on ani też Michał Siwiec Cielebon w żadnym fragmencie filmu nie kwestionowali. 

W teczce, zatytułowanej Teczka personalna agenta informatora TW ps. Sęk, zawarta jest informacja, że Jan Kłącz podjął współpracę z komunistyczną bezpieką 23 lutego 1949 roku i został zwerbowany „na zasadzie dobrowolności” przez referenta bezpieki Stefana Kurzyńca. Zobowiązanie do informowania o „wszelkich elementach, które chciałyby działać na szkodę Odrodzonej Demokratycznej Polski Ludowej” Jan Kłącz podpisał jednak już 22 lutego tegoż roku. Przyjął pseudonim Sęk i zawarł w nim informację że zachowa to w tajemnicy przed żoną, krewnymi i znajomymi „w celu konspiracji”. Gdyby tej konspiracji nie dochował, to akceptował fakt, że mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności przez aparat bezpieczeństwa. Taka treść zobowiązania podpisanego przez dziadka posła Filipa Kaczyńskiego jednoznacznie wskazuje na to, że miał świadomość, iż informacje przekazywane przez niego ubecji mogą zaszkodzić osobom, których one dotyczyły. Trudno też sobie wyobrazić, żeby człowiek tak inteligentny jak Jan Kłącz nie wiedział o tym, że np. z okolicznego środowiska nauczycielskiego wiele osób zostało aresztowanych, choćby Palus Władysław dyrektor szkoły w Leńczach (tu polecam swój artykuł  na temat administracyjnej rehabilitacji nauczycieli powiatu wadowickiego nieprawnie uwięzionych i szykanowanych przez komunistów po II wojnie światowej – J. Brynkus, Administracyjna rehabilitacja nauczycieli powiatu wadowickiego w latach 1956 – 1958, [w:] Nauczyciele polscy w przestrzeni zawodowej, społecznej i politycznej lat 1945 – 1999, red. A. Kłonczyński, A. Siekierska, wyd. Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2023, s. 55 – 86). 

W charakterystyce Jana Kłącza, sporządzonej przez ubecję dla potrzeb werbunkowych (8 stycznia 1949 roku) przedstawiony on został jako osoba mająca duże wpływy na młodzież gimnazjalną, przez krótki czas był nauczycielem, a pod koniec 1947 roku został kierownikiem handlowym spółdzielni w Kalwarii Zebrzydowskiej, a potem „kierownikiem rozdzielczym”. Zdaniem sporządzającego opinię werbunkową, Kłącz miał poglądy sanacyjne i wrogie wobec ówczesnej rzeczywistości, jednak ich nie ujawniał. Akcję werbunkową podjęto, gdyż bezpieka nie miała agentury w środowisku, w którym Kłącz przebywał. 

W kolejnej opinii o Janie Kłączu, opracowanej przez ubecję w 1951 r., jest informacja, że został zwerbowany do współpracy „za pieniądze”. Został też faktycznie oceniony jako niechętny do współpracy i nie mający dotarcia do środowiska byłych członków Armii Krajowej, za to ma dotarcie do środowiska kleru i osób „o innych zabarwieniach pojedynczych” (tu wolno przypuszczać, że ubekowi chodziło o zabarwienia polityczne), jednak niezbyt do informowania się kwapił. 

Faktycznie TW „Sęk” podjął próbę wywinięcia się ze współpracy z ubecją. 5 września 1956 roku w doniesieniu, które złożył ubecji najpierw jest zanotowane, o tym, że Kłącz informuje ubeka m. in. o Władysławie Gasińskim prowadzącym lekcje gry na instrumentach dla kalwaryjskich kleryków, nauczycielce Stefanii Róg i jej znajomych itd. Jednocześnie w tym samym doniesieniu Kłącz, co wiernie odtworzył ubek, zakomunikował, że nie chce dalej współpracować, bo ma dużo różnej pracy i ciężko mu się interesować sprawami, „jakie ma Bezpieczeństwo na względzie” i dodawał, że jest za „mało wnikliwy w tej sprawie”. Ubek, przyjmujący doniesienie Kłącza, niespecjalnie się tym przejął, bo Kłączowi wyznaczył zadania m. in. przeprowadzenie przez Kłącza rozmów z fryzjerem Hompichem i działaczem politycznym Janem Oleksym. Wyznaczył też termin spotkania na 13 września tegoż roku.  Jednocześnie ubek zaznaczył też, że informacje przekazane przez Kłącza o Władysławie Gasińskim „zamierzał pogłębić przez informatora o pseudonimie Szczery”. A to kolejny raz potwierdza regułę, że dla ubecji, a potem esbecji, każda informacja przekazywana przez tewusów była ważna i to ona decydowała o sposobie jej wykorzystania.

Ubek prowadzący Jana Kłącza nie był jednak z niego zadowolony i 3 marca 1956 charakteryzował go jako informatora niechętnego do współpracy i proponował wyeliminowanie go z sieci agenturalnej, po znalezieniu lepszego informatora ze środowiska, w którym Kłącz przebywał. Widać jednak, że albo takiego informatora nie znaleziono, albo też otrzymywane informacje od TW Sek były nadal ubecji potrzebne, bo dopiero 22 listopada 1956 roku bezpieka wyłączyła Jana Kłącza z sieci agenturalnej, stwierdzając, że nie nadaje się do dalszego wykorzystania, gdyż jest „częściowo zdekonspirowany oraz odmawia dalszej współpracy z Organami Bezpieczeństwa. Oprócz tego nie przedstawia on większej wartości operacyjnej”. 

W tym całym wywodzie o Janie Kłączu zanotowanym na filmie, Michał Siwiec-Cielebon, nie wspomina, że Kłącz otrzymywał – jako TW Sęk pieniądze od ubecji. Część z nich kwalifikowano jako pokrycie kosztów jego przejazdu na spotkanie z pracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa, ale część bez wskazania za co. Przykładowo, już niewiele ponad miesiąc od zwerbowania, 15 marca 1949 roku pobrał kwotę 3000 zł, co potwierdził własnoręcznym podpisem. 25 czerwca 1955 r. – z tytułu kosztów podróży na spotkanie z ubekiem Jan Kłącz otrzymał 100 zł; wcześniej z tego samego tytułu otrzymał kolejne 50 zł.

Do ponownego zaangażowania Jana Kłącza jako tajnego współpracownika komunistycznej bezpieki, tym razem o pseudonimie „Działacz” doszło w 1984 roku. Michał Siwiec – Cielebon sugeruje w filmie, że argumentem za tym były jakieś nieprawidłowości w organizacji ZBoWiD, których sprawcą miałby być Kłącz. Trudno to zaakceptować, gdyż z kwestionariusza sporządzonego przez funkcjonariusza esbecji powodem podjęcia akcji werbunkowej przez niego było to, iż Kłącz miał szerokie możliwości „spostrzegania nieprawidłowości mogących wystąpić w ZBoWiD”. Jakie miałyby to być nieprawidłowości to możemy się dowiedzieć z celu pozyskania Kłącza jako tajnego współpracownika. Z zapisu w kwestionariuszu pozyskania wynika, że esbecja pozyskiwała go, gdyż w ZBoWiD „zajmował on szereg odpowiedzialnych funkcji” i w związku z tym posiadał „możliwość dotarcia do informacji i osób” o orientacji prozachodniej. A więc o takie nieprawidłowości esbecji chodziło, a nie inne. Wniosek z zestawienia informacji przekazywanych przez Michała Siwca –Cielebona, w kontekście tego drugiego pozyskania dziadka posła Filipa Kaczyńskiego jako tajnego współpracownika i tej z kwestionariusza jest jednoznaczny. Michał Siwiec – Cielebon po prostu odbiorcami manipuluje. Ten kwestionariusz jest też o tyle istotny, że możemy się z niego dowiedzieć dwóch jeszcze bardzo ważnych informacji. W momencie pozyskania Kłącza, jako tajnego współpracownika, tym razem o dość charakterystycznym pseudonimie „Działacz”, wg jego własnych słów był on człowiekiem zdrowym i deklarującym, że tylko przez wspólny wysiłek z SB można było wówczas zapobiec „nieprawidłowościom i szerzącej się patologii społecznej” (!!!!!).

W charakterystyce tajnego współpracownika ps. Działacz, sporządzonej 21 września 1988 roku przez funkcjonariusza SB Andrzeja Kowalczyka czytamy, że TW Działacz został pozyskany do współpracy w 1984 roku przez młodszego chorążego Ryszarda Grzyba. Jan Kłącz został zwerbowany na zasadzie dobrowolności po to, by SB mogła uzyskiwać informacje o środowisku ZBoWiD oraz Stronnictwa Demokratycznego – przybudówki politycznej polskich komunistów, do której Kłącz należał. Do 1988 roku bezpieka z Kłączem odbyła kilkanaście spotkań i pozyskała „szereg wartościowych operacyjnie informacji”, które były wykorzystywane do rozpracowania środowiska SD w Kalwarii Zebrzydowskiej. Podczas tych spotkań TW Działacz zachowywał się spokojnie, a spotkania z nim odbywały się na terenie Kalwarii Zebrzydowskiej, w tym w jego mieszkaniu – z zachowaniem pełnej konspiracji. Dopiero od 1986 roku, gdy Kłącz zachorował, spotkania były rzadsze i często przebywał w placówkach leczenia szpitalnego lub ambulatoryjnego. I jak podawał esbek, dopiero wtedy (!!!!!) informacje przekazywane przez TW ps. Działacz straciły na wartości operacyjnej i podjęto w związku z tym decyzję 8 lipca 1988 roku o rozwiązaniu z nim współpracy. Ale problem jest w tym, że tych donosów przekazywanych przez TW ps. Działacz do 1988 roku było dużo i niektóre z nich są wręcz ohydne.

Poniżej przytoczone są tylko niektóre przykłady udzielanych informacji przez TW Działacz. Poświadczają one, że wbrew tezie lansowanej przez Michała Siwca-Cielebona, że miały one małą wartość dla SB, w rzeczywistości tak nie było. Powtórzmy – to esbecja decydowała jaki materiał dla niej jest ważny i jak go wykorzystać !!!!! Przykładowo 7 kwietnia 1986 Kłącz poinformował prowadzącego go esbeka o tym, że podczas spaceru po kalwaryjskim rynku zauważył grupy młodzieży włóczące się po nim i zaczepiające innych ludzi. Kłącz jako przyczynę tego stanu uznał dwa fakty. Pierwszy, że młodzi włóczą się po rynku bo dostają zbyt dużo pieniędzy od właścicieli prywatnych warsztatów stolarskich, u których pracują. A drugi fakt polegał na tym, że zaniedbują się w pracy wychowawczej oficjalne komunistyczne organizacje młodzieżowe: ZMP (Związek Młodzieży Polskiej – który w rzeczywistości już w latach 80. XX w. nie istniał, ale widać jego działalność w czasach bierutowsko–stalinowskich Kłączowi tak się podobała, że o nim w meldunku do esbeka w 1986 roku wspomniał) i Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Esbek usłyszawszy od Kłącza takie rewelacje o postawie kalwaryjskiej młodzieży, ale też okolicznych stolarzach, nazbyt hojnych, przygotował dla niego zadania, by ustalił nazwiska właścicieli warsztatów stolarskich zatrudniających młodzież szkół zawodowych i informował esbeka o nastrojach wśród mieszkańców Kalwarii Zebrzydowskiej w związku z sytuacją w kraju. I mimo tego, że dość paradoksalnie, ocenił pozyskaną informację za niewielkiej wartości, to potem uznał, że należy przeprowadzić na jej bazie rozmowę z działaczami politycznymi i urzędnikami miasta o „zabezpieczeniu” czasu wolnego młodzieży.

10 października 1986 roku Kłącz doniósł esbekowi Kowalczykowi o sytuacji w szpitalu wadowickim w związku z pobytem w nim Andrzeja Paluchowskiego. I choć informacja ta miała charakter bardziej obyczajowy niż polityczny, to esbek uznał, ją za wartościową i że można ją operacyjnie wykorzystać. 

8 stycznia 1987 r., mimo choroby nie pozwalającej mu rzekomo kontaktować się z esbekami, Jan Kłącz przekazał funkcjonariuszowi SB (by było jasne – nie przesłuchującemu go, ale prowadzącemu jako tajnego współpracownika tego aparatu represji wobec społeczeństwa polskiego) kilka ważnych informacji, wśród których była m. in. ta o niezatwierdzeniu na stanowisku naczelnika Kalwarii Zebrzydowskiej Augustyna Ormantego, czego przyczyną była, nieakceptowana przez komunistów przynależność Ormantego do innej, ale jednak bardziej wierzgającej im politycznie, przybudówki – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Esbek ocenił te informacje jako wiarygodne, ale też cenne operacyjnie (!!!!), czyli takie, na bazie których można było podjąć czynności wobec innych osób.

Takich przedsięwzięć, na bazie pozyskiwanych od Kłącza informacji, było wiele (np. gdy podczas kolejnego spotkania – w kwietniu 1987 r. TW Działacz podawał informacje o nowym naczelniku Kalwarii Zebrzydowskiej, to odbierający te informacje esbek Andrzej Kowalczyk zlecił, by wyciąg z niej dołączyć do teczki tego nowego naczelnika miasta). I to spotkanie też odbyło się w mieszkaniu TW ps. Działacz, a więc nie w miejscu kontaktów, o których w filmie, przygotowanym przez posła Filipa Kaczyńskiego, miałyby one się odbywać i o którym z takim wstrętem mówiła obecna przewodnicząca rady powiatu wadowickiego Zofia Kaczyńska. 

W doniesieniu z początku maja 1987 r. TW ps. Działacz informował komunistyczną bezpiekę o uroczystościach zorganizowanych przez miejscowe Stronnictwo Demokratyczne z okazji Święta 3 – Maja. Rozpoczęły się one Mszą Św. a potem była akademia. Podczas niej Władysława Siwek, przewodnicząca Komitetu Miejsko-Gminnego SD zaatakowała w przemówieniu Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Obecni na uroczystości członkowie komunistycznej partii byli tym oburzeni. Kłącz podawał, że co prawda nie zna on szczegółów wystąpienia (widać na nim nie był), ale było ono „o charakterze wrogim. Ob. Władysława Siwek znana jest w Kalwarii jako wróg nr 1 socjalizmu. W przeszłości była jednym z założycieli NSZZ „Solidarność” w Kalwarii Zebrzydowskiej. Bardzo bliskie kontakty utrzymuje ona z ob. Franciszkiem Oremus – …. . W przeszłości był on dowódcą i organizatorem bandy rabunkowej”. Proszę zauważyć, że tu Kłącz posługuje się określeniem używanym przez komunistów na oddziały niepodległościowe po II wojnie światowej, określane jako bandy celem ich zdeprecjonowania w oczach społeczeństwa polskiego.  Po raz kolejny, te i inne informacje złożone w tym doniesieniu przez Kłącza, zostały ocenione jako niezwykle wartościowe pod względem operacyjnym. Postępowanie Władysławy Siwek, jej bojowa antykomunistyczna postawa, spotkały się z kontrakcją ze strony władz organizacji, na której czele stała, o czym też Kłącz potem esbeka informował (doniesienie ze stycznia 1988 r. – jest na zamieszczonych pod tym tekstem zdjęciach). 

Bardzo ciekawie wygląda treść doniesienia TW Kłącz z końca sierpnia 1987 roku. Ale całość tej informacji także zamieszczona jest na zdjęciach pod tym tekstem.

7 lipca 1988 roku – TW Działacz otrzymał od „prowadzącego” go sierżanta milicji obywatelskiej pionu Służby Bezpieczeństwa Andrzeja Kowalczyka – paczkę kawy naturalnej o wadze 25 dag i wiązankę kwiatów (wartość tego prezentu wynosiła 3950 zł). Kto nie zna realiów ówczesnej Polski Ludowej, to dziś może się z tego śmiać, ale wtedy nie była to jakaś byle jaka gratyfikacja. Jan Kłącz otrzymał ten prezent jako podziękowanie na zakończenie współpracy z SB. Trzeba tu dodać, że esebek prowadzący w tym czasie TW Działacz wyraźnie podawał, że w okresie tego drugiego pozyskania Jana Kłącza jako tajnego współpracownika, nie był on w ogóle wynagradzany. 

I tu pojawia się bardzo ważne pytanie – czym tak naprawdę kierował się Jan Kłącz, że po raz drugi zostawał tajnym współpracownikiem komunistycznej bezpieki? Czy rzekomym zagrożeniem – jakimś tam dla jego rodziny, czy też innymi przesłankami. Z materiału operacyjnego tejże bezpieki wynika jednoznacznie, że przy nawiązaniu współpracy przez nią z nim, nigdy nie pojawił się problem zastraszania czy np. szantażowania jakimikolwiek materiałami kompromitującymi. I podkreślana przez Michała Siwca-Cielebona procedura jego pozyskania, że dopiero za trzecim razem podpisał zobowiązanie do współpracy, nie wynikała z tego, że Jan Kłącz był jakoś szczególnie oporny wobec propozycji współpracy z bezpieką. Ta bezpieka zazwyczaj musiała kogoś wybadać, oczywiście wcześniej, ale też później, gdy np. zwierzchnik werbującego zażądał jakichś dodatkowych informacji o pozyskiwanym, przeprowadzić dodatkowe czynności operacyjne. Było też wiele przypadków, które osobiście znam, że werbowanie trwało nawet latami – nie zawsze kończyło się dla bezpieki sukcesem. Ale w przypadku Jana Kłącza nic nie wychodziło poza te standardowe czynności operacyjne, a już o szantażowaniu czy oporze z jego strony podczas pozyskiwania nie ma mowy.

Wstręt budzi też przywołanie w filmie w celu wybielenia postaci Jana Kłącza zdjęć nagrobków i inskrypcji osób (Józefa Sowińskiego, Władysława Jarguza), a zwłaszcza siostry Izabeli Łuszczkiewicz – prawdziwej bojowniczki w walce z niemieckim i komunistycznym oprawcą polskiego narodu. Osoby, które realizowały ten film powinny się wstydzić, choć nie wiem czy są do tego zdolne. 

Na koniec powtórzę pytanie, które przy okazji tych wypowiedzi do mnie skierowano i krótko na nie odpowiem. Pierwsze, czy nie wstyd i żal mi, że ktoś tak manipulujący polską historią był moim asystentem? Nie żal mi, bo chyba trochę Michałowi pomogłem, ale mi wstyd, wstyd za to co teraz zrobił. I odpowiadając na drugie pytanie, czy wiem za ile się sprzedał? Odpowiem, że nie wiem, bo ja nigdy bym tego za żadną cenę nie zrobił. I jaka była cena jego sprzeniewierzenia się historycznej rzetelności, to trzeba jego samego pytać.

Obrona dobrego imienia dziadka, podjęta przez Filipa Kaczyńskiego, kończy się jego totalną kompromitacją. Oczywiście, gdyby władze samorządowe i inne, choćby w ZBoWiD-zie wiedziały o tym dwukrotnym zarejestrowaniu Jana Kłącza jako tajnego współpracownika, to jest mało prawdopodobne, że kalwarianie darzyliby go takim rzekomo wielkim uznaniem i szacunkiem. I jest mało prawdopodobne, że odgrywałby jakąkolwiek rolę w życiu publicznym. A przynajmniej poza tym obszarem zdominowanym przez władze komunistyczne decydujące o tym kogo zatrudnić np. na stanowisku kierownika internatu czy dyrektora szkoły.

Materiał jest chroniony prawem autorskim i bez zgody dra hab. Józefa Brynkua prof. UKEN Kraków i redakcji Magazynu Opinii Pressmania.pl nie wyrażamy zgody na dalsze kopiowanie artykułu w całości lub fragmentach.

Autor: dr hab. Józef Brynkus, prof. UP Kraków
Pracownik Katedry Edukacji Historycznej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pochodzi z rodu górali podhalańskich i orawskich. Polski historyk i nauczyciel akademicki, profesor UP Kraków, poseł na Sejm VIII kadencji.