Ale to Orbán jest „ten zły”. A Scholz jest po prostu niemieckim politykiem, który właśnie przyznał, że „jest gotowy do rozpoczęcia negocjacji pokojowych z Rosją”.
Piszę od dawna – już w 2022 kolektywny Zachód zdecydował, że Ukraina nie może tej wojny po prostu wygrać. Z przykrością przyznaję tu rację Ela Sikorski, która zapowiadała, że tę wojnę „wygrają” Niemcy a nasze nadzieje na zmianę status-quo były przedwczesne.
Tym bardziej Polska potrzebuje zrozumieć konsekwencje zbliżającej się powtórki układu Monachijskiego.
Dzięki poleceniu Piotr Skwieciński obejrzałem rozmowę z wybitnym znawcą polityki rosyjskiej, Stephenem Kotkinem. Wniosek z jego tez jest dla nas bardzo ostrzegawczy.
Kotkin powiedział, że chociaż obecnie Rosja ma bliskie kontakty z Chinami, które będą się jeszcze długo dobrze rozwijały, to z wielu powodów będzie niebawem zainteresowana powrotem do „business as usual” z Europą. Kotkin jednoznacznie przyznał, że siłą napędową powrotu Rosji do układu europejskiego będą Niemcy, ale zauważył, że powrót ten może być trudny ze względu na Polskę, która w takiej sytuacji ma szansę wyrosnąć na lidera bloku państw regionu sprzeciwiających się takim ruchom.
W związku z tym po pierwsze należy spodziewać się, że Polska będzie poddawana bardzo silnym naciskom i manipulacjom, które będą miały na celu podporządkowanie naszej polityki interesom niemieckim, a po drugie – znajdziemy się na celowniku Rosjan jako główna przeszkoda w realizacji rosyjskich interesów strategicznych.
Dlatego trzeba zwracać uwagę na wszystkie symptomy działań zmierzających do osłabienia polskiej obronności, podtrzymania niewydolności naszego przemysłu zbrojeniowego, zaniedbań w zakresie obrony cywilnej i ochrony obiektów o znaczeniu krytycznym, ale także na wyzbywanie się przez państwo polskie atrybutów suwerenności i na wrogie Polsce działania dyplomacji niemieckiej.
Świadomość tych ostatnich nie jest żadną „germanofobią”, ale realistyczną oceną wynikającą z rozwoju sytuacji międzynarodowej. Interesy Niemiec i Polski związane z polityką wschodnią są w znaczącym stopniu sprzeczne i nie dają się ze sobą pogodzić. W takiej sytuacji Niemcy nie są naszym „przyjacielem”, ale przede wszystkim konkurentem i przeciwnikiem i właśnie jak z konkurentem i przeciwnikiem należy z nimi rozmawiać. Należy zrozumieć, że Niemcy nie są zainteresowane istnieniem silnej, niezależnej Polski, ale są zainteresowane Polską wyłącznie jako obszarem podporządkowanym ich interesom ekonomicznym i politycznym, w szególności, jako obszarem buforowym między Moskwą a Berlinem, który daje Niemcom „głębię strategiczną” w przypadku ewentualnego konfliktu z zawsze nieobliczalną Rosją, ale zarazem nie blokuje „dobrych relacji biznesowych” z tym krajem, z których gospodarka niemiecka jest zawsze w stanie wyciągnąć ogromne korzyści.
Polska prawica musi spokojnie, ale stanowczo upowszechniać świadomość tych uwarunkowań. Prawica musi prowadzić narrację w duchu polityki realnej pokazując wyraźnie, że język tzw. „wartości” jest jedynie jedym z komponentów polityki międzynarodowej – bynajmniej nie najważniejszym. Po prostu – tzw. „poważne” państwa znajdują sposoby, żeby ubrać swoją politykę w język wartości, ale to nie wartości decydują o jej kształcie, ale przede wszystkim interesy. Można w duchu „wartości” domagać się pokonania Putina, ale można równie dobrze w tym samym duchu „zabiegać o pokój” – wybór jest podyktowany wyłącznie tym, co komu lepiej pasuje. Nasz problem z Niemcami polega przede wszystkim na tym, że państwo niemieckie jest bardziej skonsolidowane i „usieciowione” i dzięki temu potrafi narzucać swoją narrację nawet polskim politykom.
W związku z tym po raz kolejny apeluję o zrozumienie:
W polskiej polityce nie ma (na szczęście) liczących się sił o jawnie prorosyjskim nastawieniu. Wszelka obserwowana w naszym kraju „prorosyjskość” jest właściwie zawsze funkcją proniemieckości określonych formacji światopoglądowych i ich politycznej reprezentacji. Jedynie na obrzeżach naszej polityki można znaleźć przekonanych „wakarystów” jawnie twierdzących, że Polska powinna ustawić się jako pomost między Rosją a Niemcami i czerpać zyski z przepływów między naszymi sąsiadami. Na szczęście polskie doświadczenie historyczne sprawiło, że mało kto wierzy w takie scenariusze.
Ale mamy, niestety, w Polsce wielu prawdziwych entuzjastów „Mitteleuropa”, którzy wręcz życzą sobie zniemczenia naszego „ciemnogrodu”. Ludzi tkwiących w bezrefleksyjnym przekonaniu, że Polska jest jak niegdyś kraje pogańskie i wymaga „misji cywilizacyjnej” zza Odry. Ludzi, którzy są gotowi oddać niepodległość za „poszanowanie praw człowieka” w ich najbardziej radykalnym wydaniu. Mamy całe tabuny „dobroduszników”: wrogów Kościoła, obrońców praw zwierząt, rzeczników ruchów LGBT, klimatycznych aktywistów i podobnych działaczy jednej sprawy, którzy są gotowi dla przeforsowania swojej wizji zapłacić cenę racji stanu. Ci ludzie, to wymarzone zablecze kadrowe każdej zagranicznej agentury.
Ten problem, to dziś z resztą problem całego Zachodu i on wymaga głębokiego przemyślenia. Dopiero co mówił o tym Donald Trump.
Zostaw komentarz