Rektor pan miał w zwyczaju raz w tygodniu obchodzić budynki uniwersyteckie, zaglądając zarówno do sal wykładowych, jak i pomieszczeń administracyjnych. Czynił to na ogół na fali pobudzenia spożywanym do pożywnego śniadania białym rumem Bacardi, który zakupywał na lotniskach w strefie wolnocłowej, w czasie swoich licznych podróży zagranicznych. Ów rum pozwalał mu na ułożenie myśli w odpowiednim porządku, żeby nie biegały mu po głowie bez celu i przyczyny.

Rektor pan, wizytując już trzeci budynek zauważył, że na Uniwersytecie brakuje ćwiczeń fizycznych. Są o owszem intelektualne, w ramach konwersatoriów, ćwiczeń i lektoratów, choć są jedynie pozorowane bo studenci udzielają odpowiedzi wpisując wcześniej zadane pytania do AI. Przez to wykładowcy bywają nieco sfrustrowani i znużeni. Czują się oszukani i skompromitowani wypatrując końca zajęć, by móc w pokoju profesorskim szczerze rozpłakać się nad swoim losem. Pedagoga, którego system właśnie resetuje. A wielu z nich podejmując się tego wyzwania chciało rozpalać wyobraźnię młodych, zachęcać do bycia odważnym intelektualnie, to poszukiwań. Tik Tok wszystko zaorał. Stał się globalnym wykładowcą. Wszystkiego o wszystkim, a w praktyce Niczego o niczym. Ale ta pustka stała się taka pociągająca.

Po wizytacji Rektor pan, zawezwał wszystkich na tradycyjny poniedziałkowy apel i zebranie, w trakcie którego na początku podkreślił swoje zasługi i korzyści, jakie czerpią pracownicy z jego obecności. Następnie przeszedł do tzw. konkretu.

– Sportu wam brakuje. – powiedział. – Siedzicie i mówicie, albo stoicie i mówicie, ale nie ruszacie się. Tymczasem aktywność fizyczna jest niezwykle ważna dla rozwoju osobistego – podkreślił Rektor pan.

– Brawo! – zaintonował oklaski adiunkt z Wydziału Fizolofi. I tylko część Sali zaklaskała. Rektor pan srogo zmierzył wzrokiem tegoż adiunkta.

– Zatrudniłem trzech ludzi sportowych po temu, żeby Państwa nieco rozruszać. Proszę się liczyć z zaproszeniem, na ogół wcześniej niezapowiedzianym, do ćwiczeń w trakcie pracy. – oznajmił Rektor pan.

Ludzie sportowi zatrudnieni przez Rektora pana to byli działacze klubu sportowego „Pchełka” działającego na obrzeżach jednego z największych miast w Polsce. Wszyscy oni do ok. 30. roku życia ćwiczyli fizycznie pozostając wzorem dla lokalnej młodzieży, ale potem bardziej atrakcyjne od siłowni stały się dla nich miejsca oznaczone neonem „24h”. Tam rozmawiali o sporcie, ale już go chwilowo nie uprawiając. Wszyscy jednak utrzymywali dres-code czyli występowali w dresie. Tak jakby zaraz mieli iść na trening, tylko im tramwaj uciekł więc utkwili w tym 24h.

– No i oni mają nas uczyć sportu? – zapytał Rektora pana jeden z dziekanów. Te pijaki?

– Pijaki? – odpowiedział Rektor pan. – Być może ich obecna sytuacja życiowa nie skłania nas do zaufania im w tym co do nas przemawiają, ale pamiętajmy, że za tym wszystkim stoi niesamowite doświadczenie życiowe. Wielka mądrość, którą osiągnęli zanim się upili.

– No fakt, dresy wszyscy mają, markowe buty sportowe też, bez powodu by tu tak nie przychodzili – skapitulował adiunkt, którego zatrudnienie kończyło się z dniem 31 września.

Od tamtego czasy trójka byłych sportowców przechadzała się po budynkach Uniwersytetu i wyławiała z poszczególnych biur i sal wykładowych pracowników nakazując im wykonanie określonych ćwiczeń fizycznych, których oni sami nie wykonywali już od 20 lat, ale to teoria nie praktyka, wiedza nie doświadczenie tu było rozstrzygające.

I tym sposobem upadł jeden wykładowca filozofii nie umiejąc zrobić pięciu pompek na sali wykładowej. Po wyśmianiu ze strony studentów złożył wymówienie i już nie pracował. Na jego miejsce zatrudniono kulturystę, któremu polecono zapoznanie się z podstawowymi dziełami Sokratesa. Problem w tym, że on takiego akurat kulturysty nie kojarzył. Ale przymknięto na to oko.

Ludzie sportowi wpadali czasem z Nienacka do biur i nakazywali sekretarkom ćwiczenia na korytarzu, w obecności studentów. Pompki, skłony, zgięcia. To było dla nich upokarzające, zwłaszcza dla starszych ludzi, którzy nad ranem ledwo zasznurowali buty.

Z czasem ludzie sportowi poczuwając wiatr w żaglach poczęli nastawiać młode studentki przeciwko starym profesorom, aby wyśmiać ich niedołęstwo fizyczne. Na nic zdały się tłumaczenia tych drugich, że pracują umysłem nie mięśniami.

– Sport to podstawa – zachęcał pracownik zatrudniony przez Rektora pana do wspólnych ćwiczeń. Odpowiedź ze strony kadry była znikoma.

– Zgnijecie przez tą swoją niesportowość – powiedział jeden z trenerów do grupy wykładowców zaczytanych w książkach. – Albowiem sport albo śmierć. Dla sportu nie ma alternatywy! – wykrzyknął.

Na Uniwersytecie zapanował tymczasem pewien niepokój.

Obraz Manfred Guttenberger z Pixabay