Byłem jedynym dziennikarzem z wadowickiego czasopisma z „akredytacją” prasową w trakcie całego Pontyfikatu Jana Pawła II. Nadto moje wspomnienia osobiste i rodzinne w tle z Karolem Wojtyłą i niektórymi wydarzeniami już historycznymi z Wadowic z tego okresu.

Urodziłem się w Wadowicach i pamiętam doskonale dzień 16 października 1978 roku. Dzień w którym Karol Wojtyła został wybrany na stolicę Piotrową. Pamiętam również czasy mojego dzieciństwa, jak byłem bardzo mały, w domu rodzice często opowiadali o Karolu Wojtyle. Służyłem wtedy do Mszy Świętej w obecnej Bazylice jako ministrant. Mieszkaliśmy wtedy na ulicy Krakowskiej. Byłem najmłodszym ministrantem w całej grupie. Służyłem do mszy, gdy naszą parafię odwiedzał Biskup Karol Wojtyła.

Zakończyłem ten okres jeszcze przed pójściem do szkoły podstawowej, gdyż pewnego dnia w zakrystii potknąłem się i rozsypałem opłatki. Było mi wstyd, gdyż byłem przekonany że popełniłem świętokradztwo, przecież to było „Ciało Boże”, wybiegłem z zakrystii i udałem się do domu. Pamiętam, że jeszcze przez jakiś czas przychodził do nas do domu ksiądz (teraz nie pamiętam nazwiska) i namawiał rodziców aby mnie przekonali, że te opłatki nie były jeszcze poświęcone i abym wrócił. Nie chciałem już pójść, chociaż słyszałem wszystko co mówił ten ksiądz i jak mnie chwalił, a siedziałem cichutko w sąsiednim pokoju. Cóż moja ambicja i wstyd, że zawiodłem, na to nie pozwoliła. Byłem zawsze obowiązkowy i starałem się być sumienny w wypełnianiu moich obowiązków.

Moi nieżyjący już rodzice Antoni i Emilia bardzo sumiennie dbali o dom, uczyli nas uczciwości i skromności a co najważniejsze postanowili nam dać coś co zaprocentowało na przyszłość w naszym życiu a mianowicie wykształcenie i tego dokonali. W moim domu rodzinnym zawsze panowała wspaniała atmosfera, miałem bardzo dobrych, kochających i spokojnych rodziców. Zawsze z radością wracało się do domu aby podładować „baterie” dobra energią. Była nas czwórka rodzeństwa – Edward, Władysław siostra Jolanta i ja najmłodszy.

Pamiętam dzień kiedy w gazecie przyniesionej do domu przez mojego ojca przeczytaliśmy, że Karol Wojtyła został mianowany przez Papieża  Pawła VI Arcybiskupem i wtedy a było to w 1963 roku zaraz przed Nowym Rokiem 1964-tym (miałem wtedy 10 lat) powiedziałem rodzicom, że On zostanie jeszcze Papieżem. Wszyscy w domu bardzo się z tego powodu ubawili, ale gdy w 1967 roku Paweł VI mianował Karola Wojtyłę Kardynałem, popatrzyli na mnie już poważniej.

W 1974 roku od jednego z przyjaciół otrzymałem do poczytania dwa Kalendarze Polskie wydawane w USA przez Polonię. Były one z 1968 i 1970 roku. W jednym z nich była tzw. „Przepowiednia z Tęgoborza” (opis można znaleźć w Internecie  na poniższej stronie internetowej, warto ja przeczytać), https://pl.wikipedia.org/wiki/Przepowiednia_z_T%C4%99goborza) w przepowiedni tej, a pamiętam ją dokładnie było m.in. „Trzy rzeki świata dadzą trzy korony, Pomazańcowi z Krakowa” i w 1978 roku pamiętnego 16 października zrozumiałem ten werset w tekście tej przepowiedni – Trzy korony czyli tzw. Tiara Papieska (można przeczytać https://pl.wikipedia.org/wiki/Tiara). Chociaż w przepowiednie nie za bardzo wierzę, ale szanuję, byłem zaskoczony trafnością.

Wkrótce wysłałem list z gratulacjami do Jana Pawła II od całej rodziny i otrzymałem odpowiedz. W tych latach byłem zapalonym kolekcjonerem znaczków pocztowych. Następnego dnia udałem się na pocztę i ostemplowałem specjalnie przygotowaną kopertę datownikiem z datą 16-10-1978. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z piękną kolekcją znaczków „Jan Paweł II Pielgrzym Pokoju” wystawianej kilka razy na różnych wystawach filatelistycznych. (dodam, że fotografie  tych moich pierwszych kopert są w katalogach dot. znaczków z Janem Pawłem II). Niektóre też koperty były super projektowane przez Zbigniewa Jurczaka dla naszego Koła Filatelistycznego nr 32 Polskiego Związku Filatelistów.

Natomiast z Kościołem a w zasadzie z jednym z księży miałem też w przeszłości drobny incydent. Otóż na jednej z lekcji religii ksiądz katecheta zaczął źle mówić o Świadkach Jehowy. Poprosiłem o głos i po udzieleniu mi go opowiedziałem, że znam taką rodzinę będącą tego wyznania (tak apropo mieszkali oni na tej samej co ja ulicy) i opowiedziałem że z tego co zauważyłem są to bardzo uczciwi ludzie, nie piją, nie palą ze wszystkimi utrzymują dobre kontakty. Usłyszałem bardzo nieprzyjemne słowa, ale nie dałem za wygraną i oświadczyłem (nie wiem skąd to do mnie przyszło), że – „jest jedna Biblia Święta, ale jest też w związku z nią i na jej podstawie może ponad 100 różnych wyznań chrześcijańskich i dla mnie jest to tak, jak wielka orkiestra symfoniczna, każdy gra na innym instrumencie , ale jest grana jedna muzyka, do i dla Jednego Boga”. Ksiądz ten później nie chciał mnie dopuścić do Sakramentu Bierzmowana, ale wszystko skończyło się dobrze. Ten incydent spowodował, że zacząłem od tego czasu dużo czytać na temat różnych religii i zagłębiałem się w różne Pisma Święte.

Mile wspominam kilku księży obecnej Bazyliki a w szczególności księdza Prochownika, który jak byłem małym chłopcem, będąc u nas w domu „po kolędzie” gdy zobaczył, że tego wieczoru zaraz przed jego przyjściem dostałem wysokiej temperatury, wrócił się na plebanię i przyniósł specjalną ziołową miksturę, po której minęła wysoka gorączka. Wspominam też dobrze Księdza Infułata dr Edwarda Zachera z którym nie można było się wdawać w dyskusje, ale można było pożartować, miał dobre poczucie humoru.

Śledziłem w mediach na bieżąco podróże Jana Pawła II, podziwiałem jego zbliżenie do innych religii i skruszenie skostniałego systemu Kościoła, który stawał się coraz bardziej tolerancyjny wobec innych religii. Za główny cel swojego papiestwa Jan Paweł II, jak to podkreślały media – postawił sobie transformację i zmianę położenia Kościoła katolickiego, chciał „postawić swój Kościół w sercu nowego sojuszu religijnego, który zgromadziłby Żydów, muzułmanów i chrześcijan w wielkiej religijnej armadzie”. To było to o czym marzyłem jako młody człowiek czyli dosyć nietolerancji i wojen religijnych.

Brałem udział w spotkaniu z Janem Pawłem II na Rynku w Wadowicach w trakcie I Wizyty w Ojczyźnie, będąc wraz z synem Dariuszem w oknie Magistratu, nad oknami Burmistrza (tam była przed wojną szkoła podstawowa do której Wojtyła uczęszczał wraz moim wujkiem Stefanem Wilkiem rocznik 1920, bratem mojej mamy). Papież był na wyciągnięcie ręki.

W latach 80-tych ub. wieku, pracowałem też społecznie na rzecz Towarzystwa Miłośników Ziemi Wadowickiej. Byłem przez pewien okres szefem Działu Historycznego. Zacząłem też pisać dla Almanachu Kulturalnego wydawanego przez Towarzystwo o nazwie „Nadskawie”.  Pamiętam, że wtedy w TMZW panowała rodzinna atmosfera, działali tutaj Rafał Tatka jako Prezes, Franciszek Suknarowski, Jan Fidziński, Roman Jaglarz, Zbigniew Jurczak – Vce Prezes, Andrzej Buś i wielu wadowickich artystów, poetów i ludzi kultury a do Almanachu Kulturalnego „Nadskawie” pisali m.in. Gustaw Studnicki czy Ojciec Czesław Gil, karmelita, który był autorem książki „Ojciec Rafał Kalinowski”. Było to miejsce do wolnej dyskusji, dlaczego to podkreślam? Ponieważ żyliśmy w systemie w którym jego twórcom wydawało się że tylko Oni mają rację, natomiast w TMZW było myślenie i rozmowy poza systemowe, byli tutaj ludzie różnych poglądów politycznych. Teraz nazwalibyśmy to wolnościowe i w pełni demokratyczne. Na tym skromnym przykładzie można pokazać jak w tych „Małych Ojczyznach” kształtowali się czasem tacy wielcy ludzie jak Karol Wojtyła.

W związku ze zbliżającą się w 1983 roku II Wizytą Papieża w Polsce wpadłem na pewien pomysł. Dzięki Zbyszkowi Jurczakowi będącemu wtedy V-ce Prezesem TMZW, postarałem się o pismo od zarządu TMZW do Polskiej Agencji Prasowej do Centrum Prasowego w Krakowie, które zostało utworzone i mieściło się w budynku Hotelu „Orbis” o wydanie dla mnie karty akredytacyjnej jako dziennikarza reprezentującego Almanach Kulturalny Nadskawie (było to na moją prośbę i oczywiście za moje pieniądze, aby nie obciążać budżetu Towarzystwa). Centrum dla dziennikarzy znajdowało się przy sąsiadującym przy Alejach Trzech Wieszczy, Kinie „Kijów”.

Problemem było to, że pracowałem wtedy (początkowo jako aplikant a wtedy jako asesor), w Prokuraturze Rejonowej w Suchej Beskidzkiej i mogłem nie dostać urlopu. Jednak za wstawiennictwem mojego przyjaciela i szefa tej jednostki Wiesława Wróbla otrzymałem jako jedyny pracownik prokuratury wojewódzkiej urlop na cały okres wizyty Papieża. Drugim był mój przyjaciel Janusz Pudełko, któremu udzielono urlopu na jeden dzień. (na spotkanie z Ojcem Świętym w Krakowie). Moje dobrze wytłumaczone pismo o urlop, poparte pismem mojego szefa, zadziałało pozytywnie gdyż była to również historyczna chwila dla Wadowic.

Dodam, że w okresie stanu wojennego w Prokuraturze w Suchej Beskidzkiej nie było ani jednej sprawy związanej ze sprawami politycznymi (było dwóch prokuratorów i ja asesor) rozumieliśmy się i rozumieliśmy sytuację ludzi w Polsce, byliśmy jednymi z nich, nie  robiliśmy żadnych problemów, Mało tego sprawowany był dobry nadzór nad milicją, hamowany przez niezatwierdzanie przez prokuraturę nielegalnych działań np. dokonywanych przeszukań. Nadto Wiesław Wróbel nie ugiął się presji tzw. Komisarzy działających na tym terenie. Później tak apropo, gdy był szefem Prokuratury w Wadowicach po przemianach w roku 1989, Solidarność w Wadowicach żądała usunięcia go ze stanowiska a Solidarność w Suchej Beskidzkiej chciała go na szefa Prokuratury, cóż tak to czasem w życiu bywa. Ja natomiast zaraz po ustaniu stanu wojennego, już po kilku miesiącach zwolniłem się z tej pracy i wkrótce wyjechałem do USA. Do zawodu wróciłem dopiero w 1996 roku powracając z emigracji z Ameryki Północnej i jak zawsze mogłem liczyć na moich przyjaciół Wiesława Wróbla i Janusza Pudełko. Swoją ciekawą emigrację opiszę w innej publikacji.

W okresie przed stanem wojennym miałem stały kontakt z obecnie prof. Andrzejem Nowakowskim a wtedy szefem Solidarności w Wadowicach, który bywał u mnie w domu, prowadziliśmy dyskusje prawnicze (byłem wcześniej m.in. na Jego wspaniałej obronie pracy doktorskiej na UJ). Zresztą po zajęciu przez UB siedziby Solidarności w Wadowicach, została skradziona przez UB, moja wypożyczona Przewodniczącemu Solidarności książka, która posłużyła m.in. do odczytania apelu poległych przy pomniku żołnierzy, którzy polegli w trakcie wojny z bolszewikami. Książka ta była o historii 12 Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej, wydana w okresie międzywojennym przez Drukarnię Franciszka Foltyna w Wadowicach. Zawierała ona całą listę poległych w tej wojnie żołnierzy tego Pułku. Oficerem tego pułku był ojciec Karola Wojtyły, natomiast mój ojciec Antoni, też w nim służył. W trakcie kampanii wrześniowej 1939 roku mój ojciec został ciężko ranny w bitwie obok wsi Wysoka pod Jordanowem. Natomiast w okresie okupacji był dowódcą grupy obwód Wadowice AK, pseudonim „Borsuk”.

Wracając jednak do mojej akredytacji prasowej. Niestety moje środki finansowe a także brak miejsc na objęcie akredytacją całej wizyty Jana Pawła II w Polsce ograniczyły się do wydania zezwolenia na przebywanie i korzystanie z informacji PAP w ośrodku prasowym (od 16 do 23 czerwca 1983 roku), jak już wspomniałem mieszczącym się w Kinie „Kijów” oraz miejsc w sektorach prasowych na Błoniach i nowohuckich Mistrzejowicach. Nadmieniam, że materiały PAP były specjalnie przygotowane i dotyczyły wszystkich informacji na temat pielgrzymki w tym tekstów informacyjnych o odwiedzanych przez Ojca Świętego miejsc, Jego przemówień drukowanych przez PAP (wcześniej przed ich odczytaniem). Otrzymałem także dostęp do telexu i środków transportu dla dziennikarzy a także jak już wspomniałem miejsc w sektorach wyznaczonych dla prasy w trakcie spotkań z Papieżem w Krakowie.

Pamiętajmy, że pielgrzymka ta odbywała się w warunkach cały czas praktycznie obowiązującego stanu wojennego, który został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku. Celem pielgrzymki było jak to określił Jan Paweł II – „Być ze swymi rodakami podczas trwającego stanu wojennego. Jubileusz 600-lecia obecności Cudownego Obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze. Beatyfikacja o. Rafała Kalinowskiego, br. Alberta Chmielowskiego, Urszuli Ledóchowskiej”, natomiast hasłem drugiej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny: „Pokój Tobie, Ojczyzno moja”. Pielgrzymka ta była najtrudniejszą pielgrzymką Jana Pawła II do swojej Ojczyzny z uwagi na trwający  stan wojenny i zdelegalizowaną  „Solidarność”, ale pielgrzymki tej pragnęli jednak wszyscy w Polsce tak społeczeństwo, Kościół oraz władze komunistyczne, którzy  aby jak to określają obecnie media z czym się całkowicie zgadzam – „chcieli zbić na niej kapitał polityczny”.

Przypomnijmy, że rok wcześniej tj. w 1982 roku władze nie zgodziły się na tę pielgrzymkę, chociaż był to rok Jubileuszu 600- lecia Jasnej Góry, bardzo ważna data dla katolików w Polsce. Władze nie wyraziły zgody na odwiedzenie wielu miast w kraju m.in. Gdańska, Szczecina czy też Poznania czyli miast związanych z powstaniem Solidarności i ruchami robotniczymi. Byłem szczęśliwy, że mogę z bliska oglądać te jakże ważne historycznie chwile, które mogłem obejrzeć przecież w telewizji. Przy okazji mogłem przyjrzeć się z bliska pracy dziennikarskiej a także nabrać doświadczenia na przyszłość.

Końcem maja po załatwieniu pozytywnym akredytacji i odebraniu po kilku dniach karty akredytacyjnej w dniu 16 czerwca 1983 roku zgłosiłem się do Centrum Prasowego w Krakowie mieszczącego się jak już wcześniej napisałem w Kinie Kijów przy Alejach Trzech Wieszczy. Zamieszkałem na kilka dni w Krakowie u mojego brata Edwarda i jego wspaniałej żony Marii. Codziennie otrzymywałem materiały prasowe i rozmawiałem z pojawiającymi się w Centrum dziennikarzami. Duże dzienniki prasowe i agencje z całego świata zatrudniały po kilku dziennikarzy i fotoreporterów tak iż niektórzy jeździli i podróżowali wraz  z Papieżem a niektórzy krążyli po innych miejscowościach wyprzedzając tę trasę, robiąc wywiady i serwis fotograficzny do przyszłych artykułów. Tak więc nie nudziłem się przez te kilka dni obserwując również przygotowania do blokad Krakowa, ściąganie posiłków milicyjnych, jak też budowanie ołtarza na pobliskich Błoniach i budowę sektorów. Wszędzie pałętali się tajniacy.

Pamiętam, że któregoś dnia przyjechali reporterzy z PAP-u z którymi usiadłem przy jednym stoliku w barze , który był zorganizowany na piętrze w holu kina. Jeden z nich gdy dowiedział się, że jestem z Wadowic wdał się ze mną w rozmowę. Po godzinie byliśmy już starymi kumplami, zaczęliśmy krytykować „pewne organy”  i niespodziewanie ukradkiem dał mi złożony zwitek papieru, mówiąc abym obejrzał to w domu. Jak się okazało była to kopia faksu nadanego w Częstochowie, mówiąca o tym, że Papież nie trzyma się protokołu i mówi różne słowa poza uzgodnionymi przemówieniami, z notatki wynikało, aby służby zwróciły o tym uwagę przedstawicielowi Episkopatu. Cóż to była prawda, tego właśnie nie chciały i tego najbardziej obawiały się służby PRL-u. Przemówienia Ojca Świętego otrzymywaliśmy z wyprzedzeniem, tak że długopisem mogłem modyfikować co było mówione przez Papieża poza protokołem. Były to oczywiście słowa, które wszyscy w Polsce rozumieli i wiedzieli o co chodzi. Była to bardzo inteligentna walka informacyjna  Jana Pawła II.

Nadszedł wreszcie dzień 22 czerwca 1983 roku, wieczorem poprzedniego dnia Papież przybył do Krakowa. Czekaliśmy z innymi dziennikarzami na transport na Spotkanie na Błoniach a w zasadzie na  udział w mszy beatyfikacyjnej Alberta Chmielowskiego i Rafała Kalinowskiego na krakowskich Błoniach. Było to dla mnie również bardzo ważne, oboje byli dobrymi orędownikami dobroci, miłości i pokoju, ale Rafał Kalinowski przecież wybudował w Wadowicach klasztor Karmelitów Bosych, tutaj działał i mieszkał.

Wreszcie podjechał autobus prasowy, zostaliśmy podwiezieni najbliżej jak tylko się dało do sektora dla dziennikarzy a następnie pieszo udaliśmy się dalej. W sektorze znalazłem się obok dwóch wyglądających jak bliźniacy fotoreporterów z Newsweeka z USA. Czułem się trochę głupio. Jak zobaczyłem jaki sprzęt fotograficzny wyciągają ze swoich toreb to zrobiło mi się naprawdę przykro. Oczywiście dysponowałem aparatem fotograficznym marki Zenith (produkcji ZSRR) do tego miałem zakupiony teleobiektyw również marki Zenith. Tak apropo to kupiłem ten teleobiektyw w Komisie na Rynku Głównym w Krakowie kilka dni przed wizytą Papieża a oddałem do komisu ponownie do sprzedaży kilka dni po wizycie. Takie były niestety czasy. Jednak po chwili patrzyłem na tych dziennikarzy również „z góry” myśląc „no cóż popatrzcie to jest mój „znajomy z Wadowic” tak jak ja a wy przebyliście tu aby go podziwiać razem ze mną”, oczywiście miałem na myśli Papieża.

Przybyliśmy na Błonia ok. godziny wcześniej przed Jego przyjazdem w słynnym Papamobilem. Byłem oszołomiony ogromnymi tłumami przybywającymi ze wszystkich stron. To wyglądało tak jak „krew w żyłach płynąca do serca”, wszyscy byli w skupieniu, niektórzy się modlili zagorzale, wielu ludzi dyskutowało. Podglądałem te różne sceny z drżeniem swojego serca. Myślałem wtedy, że tak jak ja, Polacy widzieli w „Tym Człowieku” iskrę wolności, która zapali pochodnię wolności jaką można zobaczyć na amerykańskiej Statuy Wolności i Polska będzie krajem demokratycznym. Cóż, tak wtedy myślało wiele osób.

Nagle na krańcach tłumu od strony Alei Trzech Wieszczy rozległy się owacje, krzyki i oklaski. Po chwili zobaczyłem ten słynny samochód w którym On stał i pozdrawiał tłumy. Ludzie wiwatowali, niektórzy intonowali pieśni religijne i modlili się jeszcze gorliwiej. Nie było widać żadnych ekscesów niesubordynacji i zakłócania porządku przejazdu, panowała ogólna euforia. Po przybyciu pod ołtarz wkrótce rozpoczęła się uroczystość a w zasadzie Msza Święta. W wielu miejscach w tłumie ludzie zaczęli wyciągać transparenty, które zostały przemycone przez niektórych członków, działaczy i sympatyków Solidarności. Ludzie wiedzieli, że nikt teraz im tego nie zabroni czy też odbierze bo przecież Ojciec Święty tutaj jest.

Uroczystość na Błoniach, była wspaniała, natomiast przemówienie mówiące o miłości i dobroci dużo wniosło do ludzkich serc i umysłów. Po tej mszy czekała mnie jeszcze druga w nowohuckich Mistrzejowicach. Tam po przybyciu na miejsce było ogromne „Morze Ludzi” tak, że musiano nas przeprowadzać gęsiego przez tłum ludzi oczekujący wiele godzin na to spotkanie w pobliże wejścia do Kościoła, gdzie znajdował się sektor dla dziennikarzy. Ludzie nie protestowali tylko pozwolili nam przejść. Tutaj od razu rzucały się w oczy ogromne ilości transparentów, wiadomo, przecież jesteśmy w mieście robotniczym, mieście, które wiele lat po wybudowaniu Huty walczyło i wywalczyło kościół. Nowa Huta miała być dla tamtej władzy miastem typowo socjalistycznym, bez Boga i Wiary.

Zrobiłem wiele interesujących zdjęć. Po zakończeniu uroczystości przewieziono nas do Centrum Prasowego. Na bieżąco informowano nas o uczestnictwie Ojca Świętego w Synodzie archidiecezji krakowskiej, który odbył się na Wawelu. Po pewnym czasie już nie pamiętam o której to było godzinie dotarła do nas wiadomość, że Jan Paweł II spotkał się na Wawelu z Generałem Jaruzelskim, nie było to wcześniej planowane, w trakcie tego spotkania Papież powiedział do Generała – „Generale, proszę się nie obrazić, ja nie mam nic przeciwko socjalizmowi – pragnę jedynie socjalizmu z ludzką twarzą”. Wśród dziennikarzy pojawiło się wiele komentarzy, wszyscy rzucili się do faksów i do telefonów. Było wiele spekulacji, czy to aby nie tzw. „Kaczka dziennikarska”. Cóż jeszcze tego dnia młodzież miała spotkanie przy „papieskim oknie” na ulicy Franciszkańskiej 3. I tak oto zakończyłem swoją misję w Krakowie, gdyż na następny dzień nie dostałem miejscówki dziennikarskiej na lotnisko w Balicach. Było to zarezerwowane większym i bogatszym agencjom informacyjnym.

Udałem się do Wadowic, gdzie następnego dnia zjawiło się również wielu dziennikarzy z całego świata. Siedziba Towarzystwa Miłośników Ziemi Wadowickiej mieściła się w obecnym budynku Muzeum Miejskiego w pomieszczeniach na dole po prawej stronie w których teraz jest biuro Muzeum. Zaczęli się zjawiać w naszej siedzibie TMZW niektórzy z dziennikarzy, dlatego też postanowiliśmy z V-ce Prezesem Zbyszkiem Jurczakiem, że urządzimy tutaj biuro prasowe. Zjawił się też jeden z akredytowanych woluntariuszy do wizyty papieskiej, który zaczął nam pomagać, przepraszam, że nie pamiętam jego imienia, ale nazywał się Kucia. I tak nasze biuro prasowe zaczęło działać, kierując dziennikarzy do miejsc związanych z Janem Pawłem II.

Nastąpiło coś czego się nikt nie spodziewał, pojawiła się plotka, że Ojciec Święty, który przebywał rano w Tatrach, udając po drodze na lotnisko w Balicach, pojawi się helikopterem nad Wadowicami a przede wszystkim nad Klasztorem Ojców Karmelitów, który został zbudowany dzięki Bł. Rafałowi Kalinowskiemu. Cóż nagle pod naszym biurem pojawił samochód z napisem PRESS – PRASA którym był prywatny „Trabant” należący do Zbyszka Jurczaka. Zbyszek zaczął przewozić nim dziennikarzy na Karmel, gdzie zgromadziło się kilkaset osób oczekujących na Papieża. Niestety helikopter nie przyleciał. A tak apropo może ktoś posiada zdjęcia z tego dnia z Karmelu?

Nasze biuro prasowe działało cały dzień. Tak też zakończyła się moja dziennikarska przygoda w 1983 roku. Tym sposobem byłem jedynym dziennikarzem w historii tego Pontyfikatu z czasopisma wadowickiego z akredytacją. Po wizycie napisałem artykuł na ten temat, ale kilku moich przyjaciół po przeczytaniu go, powiedziało – „i tak ci tego cenzura nie przepuści”, dlatego nic wtedy nie opublikowałem.

Dodam jeszcze jeden epizod związany z tą kartą akredytacyjną jak przebywałem w USA a w zasadzie Los Angeles gdzie kiedyś mieszkałem kilka przecznic od Hollywood. Mogłem się wtedy przyjrzeć życiu tzw. „gwiazd”, początkowo mnie to cieszyło, ale jak się bliżej przyjrzałem…… tak wolałem jeździć w wolnych chwilach i zwiedzać Kalifornię, Nevadę, Arizonę itd. Natomiast w Hollywood byłem bardzo blisko tych tzw. gwiazd na różnych spotkaniach, gdyż wiele razy używałem fortelu. Zrobiłem sobie miniaturkę tej karty akredytacyjnej, zalaminowałem i na niektóre imprezy w Hollywood wchodziłem jako dziennikarz z Polski, ochroniarze na tzw. „bramce” próbowali się wczytywać w tę kartę, ale nigdy nie miałem problemów. Cóż żeby zdobyć informacje do publikacji trzeba sobie czasem tak radzić.

W 2011 roku gdy pracowałem i mieszkałem w Cieszynie przesłałem w darze całą dokumentację fotograficzną do Muzeum – Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach wraz z oryginalną moją kartą akredytacyjną oraz kartą akredytacyjną wstępu na lotnisko w Balicach podarowaną mi przez jednego z zaprzyjaźnionych dziennikarzy amerykańskich. Kiedy na powrót zamieszkałem w Wadowicach niestety nie zobaczyłem tej karty wśród różnych pamiątek z pielgrzymek do Polski Jana Pawła II. Na jednej ze ścian są wystawione bilety wstępu, proporczyki, dewocjonalia, odznaki, jakieś pamiątki, ale nie ma tej karty, moim zdaniem ciekawej i z fajną historią pamiątki związanej z Ojcem Świętym i Wadowicami. Cóż może jednak się ona pojawi?

Źródło fot.: pielgrzymki.ipn.gov.pl