Spotkanie z dzikimi zwierzętami.
We wspaniałym zespole kasynowo-hotelowym Emprerors Palace zatrzymamy się na kolejne 3 noce, za dnia zwiedzając przedmieścia Johannesburga i okolice. Mimo, że temperatura powietrza wahała się, w granicach 35-37 st C nie była zbyt uciążliwa, ponieważ nie towarzyszyła jej duża wilgotność powietrza.
Lecąc do Afryki bardzo chciałam nie tylko poznać na żywo kulturę i ludzi ale równocześnie zobaczyć zwierzęta z wielkiej piątki afrykańskiej: słonia, nosorożca, bawoła, lwa i geparda, żyjących w naturalnym środowisku, na które w okresie kolonialnym bezlitośnie polowano. Docelowo w programie mieliśmy safari w Parku Chobe i rejs po rzece Chobe w Botswanie oraz rejs po rzece Zambezi sławnej z żyjących w niej hipopotamów i safari w Parku Krugera w RPA.
Pierwszym krokiem w kierunku spotkania ze zwierzętami, była wizyta w małym prywatnym rezerwacie lwów Lion Park. Znajdują się tam nie tylko rodziny lwów, często z młodymi w różnym wieku, ale również gepardy, likaony, hieny i surykatki. Z miejscem ty jest związany Alex Larenty światowej sławy badacz zwyczajów lwów i trener. Jego filmy na ten temat obiegły świat i na pewno są wielu z nas znane.
Rezerwat lwów zwiedzaliśmy jadąc zakratowanymi pojazdami. Role się odwróciły, to my byliśmy w klatkach a zwierzęta na wolności. Nasz miejscowy przewodnik a jednocześnie kierowca tego pojazdu, przestrzegał nas abyśmy robiąc zdjęcia przez specjalne okienka w kratach nie wystawiali na zewnątrz rąk, bo można byłoby je stracić.
Jadąc mijaliśmy stada lwów wylegujących się w cieniu drzew, przeważały rzadkie nieduże stada białych lwów. Biały lew to nie albinos lecz wynik anomalii w genach recesywnych obojga rodziców. Mały lew ma cętki na łapkach, które w miarę dorastania zanikają, natomiast białe lwy tej cechy nie posiadają. Lwy przez 4 godziny są aktywne, a pozostałe 20 godzin doby wylegują się. Na wolności w stadzie polują głównie samice. Co chwila nasz pojazd zatrzymywał się przy kolejnym stadzie, tak że mieliśmy okazję zrobić przepiękne fotki tym wspaniałym zwierzętom. Z kilkunastu metrów sprawiały wrażenie łagodnych, sympatycznych dużych kotów, które chciałoby się pogłaskać. Jednak to tylko wrażenie.
Po raz pierwszy z bliska mogłam zobaczyć rodzinę likaonów, znaną ze swych bardzo silnych więzi rodzinnych. Wyglądały sympatycznie. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa gepardy. Przede mną w odległości kilkunastu metrów, w cieniu drzew leżały najszybsze zwierząt świata. Przepiękne koty, których smukła sylwetka i specyficzna budowa ciała same wskazują, że potrafią rozwijać duże prędkości. Gdy na nie patrzyłam, to zrobiło mi się ich żal, bo dla mnie są one symbolem gracji, piękna, przestrzeni i wolności, a zagroda w której przebywały była zbyt mała do ich potrzeb.
Gdy zakończyliśmy zwiedzanie tej części Lion Parku, wysiedliśmy z pojazdów i udaliśmy się pieszo do miejsc, gdzie przebywało dużo więcej zwierząt, m.in. żyrafy, młode lwy i gepardy, rodzina surykatek, hieny i mnóstwo różnych gatunków ptaków.
Dodatkowa atrakcja to zdjęcia z młodymi lwami i gepardami, oraz możliwość karmienia żyraf pokarmem kupionym na miejscu. Jadąc tu byłam pełna emocji, nigdy bowiem nie byłam tak blisko dzikich zwierząt, bo nie tylko na wyciągnięcie ręki, ale z możliwością ich dotykania.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od rodziny surykatek. Są to przesympatyczne nieduże zwierzątka, dużo mniejsze od kotów domowych. Mimo, że znajdowały się w ogrodzonym siatką niedużym terenie, zawsze jeden ze starszych osobników stał na warcie, i gdy jeden z niej schodził natychmiast jego miejsce zajmował kolejny.
Dużym przeżyciem było karmienie żyraf. W tym celu należało wejść na specjalnie zbudowaną platformę, która była niższa o około 2 m od żyrafy. Na wybiegu było ich dwie, z tym, że jedna z nich nie była zainteresowana pokarmem, widocznie była po posiłku, bo leżała w cieniu i odpoczywała. Karma którą podawało się żyrafie to przetworzona kukurydza za którą te zwierzęta przepadają. W trakcie jej podawania można było ją pogłaskać, a nawet przytulić.
Potem udaliśmy się do zagrody z dwoma kilkumiesięcznymi lwami. Te młode kilkumiesięczne zwierzęta odbierane są od matki w 8 tygodniu życia. To co mnie uderzyło po wejściu na ich wybieg, to nietypowe dla nich zachowanie. W tym wieku te małe koty są pełne niespożytej energii, którą wykorzystują do zabawy i poznawanie świata, a te leżały osowiałe, na niedużym murku, obojętne na wszystko co się wokół nich działo. Te biedne małe lwy dotykane i głaskane codziennie przez wiele godzin przez dziesiątki turystów na pewno przeżywały wielki stres. Podejrzewam, że takie zachowanie to skutek środków uspakajających. Podobnie wglądało spotkanie z młodym gepardem. Patrząc na nie miałam mieszane uczucia. W pewnej chwili poczułam się bardzo głupio. Nie dziwię się teraz, że taki sposób kontaktowania się z dzikimi zwierzętami budzi wielki sprzeciw ekologów.
Po wizycie u poszczególnych zwierząt i kontakcie z nimi każdorazowo musieliśmy umyć i wydezynfekować ręce. Park lwów to nie tylko obszary otwarte na których żyją zwierzęta, ale również cały zespół sklepowo–restauracyjny, gdzie można odpocząć, zjeść, napić się oraz kupić pamiątki: wyroby ze skór zwierząt, biżuterię ze srebra i szkła, rzeźby z drewna z ludowymi motywami i wiele innych ciekawych rzeczy. Było naprawdę wiele przepięknych wyrobów, zwłaszcza rogów bawołów misternie zdobionych. Niestety mimo, że ceny były przystępne przepisy unijne zabraniają ich przywozu.
Po wizycie w Parku Lwów udaliśmy się do administracyjnej stolicy kraju Pretorii. Miasta zostało założone w roku 1855 przez Marthinusa Pretoriusa, który nazwał ją po swoim ojcu. A. Pretoriusie, po zwycięstwie Afrykanerów nad Zulusami w 1838r. Wjeżdżając do miasta widać było potężny pomnik wzniesiony w latach 1938-1949 ku czci uczestników Wielkiego Treku, ludzi wędrujących od Kapsztadu w głąb dzisiejszego RPA. Jest to symbol odwagi i niezależności pionierów.
RPA to 9 prowincji ze swoim parlamentem. Posiada trzy stolice, oprócz wymienionej Pretorii jest jeszcze Kapsztad jako stolica ustawodawcza i Bloemfontein – sądowniczo-legislacyjna. Oficjalnie w użyciu jest 11 języków urzędowych w tym 9 plemiennych, z których najczęściej używany jest zuluski.
Pretoria liczy sobie 4 miliony mieszkańców i jest miastem bardziej zadbanym niż Johannesburg. To miasto kwiatów jacaranda, które w październiku zalewają miasto jasnofioletowym kolorem. Zostały one zasadzone w 1888r przez mieszkańca Pretorii -JD Cillersa. Ludność RPA to w większości protestanci i chrześcijanie.15% stanowią wierzenia lokalne-wiara przodków, a po1% to wyznawcy hinduizmu i muzułmanie. Stolica jest nie tylko siedzibą rządu, ale również centrum nauki. Ma znaczące na świecie uniwersytety oraz największy na świecie uniwersytet korespondencyjny. W RPA na wyższych uczelniach językami wykładowymi są angielski i afrikaans. Gdy przyjechaliśmy do stolicy trwał strajk studentów zarówno przeciwko językowi wykładowemu afrikaans, którzy uważają go za język okupanta (nawiązuje do holenderskiego) jak i wysokim opłatom za studia. W całym mieście było pełno młodych ludzi w żółtych koszulkach. Spotykaliśmy ich zarówno w centrum miasta na centralnym placu, przy otoczonym kolczastym drutem pomniku Krugera, ulicach i przy monumentalnym pomniku N. Mandeli. W pewnej chwili otoczyli nas kręgiem i wyrazili chęć zrobienia sobie z nami pamiątkowych zdjęć, na co przystaliśmy z ochotą.
W Pretorii znajduje się też muzeum Krugera byłego prezydenta od którego zaczęła się segregacja rasowa ale który też przyczynił się do powstania sławnego w świecie parku jego imienia. Widzieliśmy też Union Building siedzibę rządu, gdzie w1902 r podpisano porozumienie o zakończeniu wojny angielsko -burskiej.
Następnego dnia czeka nas niezwykle ciekawa wyprawa do zuluskiej wioski -skansenu i sławnego Soweto, miasta sąsiadującego z Johannesburgiem z jego ciekawą dzielnicą Orlando.
Zostaw komentarz