Po kilkudniowym wyjeździe służbowym w miejsce, gdzie nie ma kontaktu medialnego ze światem, wróciłem do miasta i odpaliłem TV. Pierwszym widokiem jaki ujrzałem, byli klaszczący w Sejmie posłowie Platformy i Kropki oraz Kukiz ściskający się z Petru.

„No proszę, w końcu opozycji udało się wygrać jakieś glosowanie” pomyślałem. Jednak po chwili ogarnąłem, że oni wiwatują na cześć Jarka, który ulokował w TK swojego człowieka, przy zero głosów sprzeciwu. To już było ponad moje siły. Wyłączyłem telewizor, żeby nie zwariować.

Z tego wszystkiego najbardziej żal mi Pawła Kukiza. Jako rockman był autentyczny (niejedną imprezkę zaliczyłem przy jego muzyce), jako polityk jest żałosny. Jego antysystemowość sprowadza się do miziania się raz z jednymi, raz z drugimi. Paweł ‘15 doszedł chyba do wniosku, że potrzebna jest lewa i prawa noga, a on będzie zwisał pośrodku.
Trzeba jednak przyznać, że zrobił jedną bardzo dobrą rzecz: wprowadził do Sejmu Kornela Morawieckiego.

Po wyłączeniu telewizora wlazłem sobie w Internet w poszukiwaniu wiadomości, że Parlament Europejski jednak nie uchwalił rezolucji potępiającej pisiorów. No, bo gdyby uchwalił, to cała Polska stanęłaby w milczeniu i w trwożnym oczekiwaniu „olaboga, co tera z nami będzie”. Musiałem się zdrowo naszukać, żeby dotrzeć do wiadomości, że jednak uchwalili. Świadczy to o tym, że zainteresowanie moich rodaków tym, co uchwala europarlament jest, delikatnie mówiąc, umiarkowane. A mówiąc niedelikatnie, mają głęboko w poważaniu wypociny posła Trzaskowskiego z PO.

Kolejnym po Hołdysie, który wyzwał Jarka od ch*jow jest niejaki Jakub Ćwiek, autor powieści fantasy. Na Parówkach został ogłoszony nowym wieszczem, który swoim autorytetem dokona rewolucji w myśleniu młodzieży. Tak między nami, to szansa jest mała, bo nikt tak naprawdę nie wie, kim jest Jakub Ćwiek.
Jednak jest już regułą, że każdy celebryta, który wyzwie Jarka od chu*ów, staje się według parówkowego portalu najważniejszą postacią kultury od czasów Chrztu Polski. Nawet drugoligowy pisarz bajek dla dzieci okraszonych wulgaryzmami.

Roman Giertych na demonstracji KOD-u schylił się, żeby zawiązać buta i ktoś go przez pomyłkę osiodłał. Na mecie był trzeci, tuż za Dorotą Wellman. Pierwszy był Junkiers. Tego nie wyczytałem w Internecie, ale teoretycznie mogło tak być.

Autor: Zbigniew Kozłow