Wszystkim przeciwnikom reformy edukacji opowiem pewną historyjkę.

Uczestniczę w procesie rekrutacji pracowników rożnego szczebla na zlecenie jednej ze spółek skarbu państwa. Nie jest to tajemnica, a „Gazeta Wyborcza” potraktowała to, jako dowód na moje „zaprzaństwo”. W procesie rekrutacji zajmuję się wstępną ochroną kontrwywiadowczą spółki, gdyż ta firma jest jednym z głównych elementów, zapewniających bezpieczeństwo państwa. Niejako przy okazji stykam się z problemami kadrowymi.

Łatwo jest znaleźć ekonomistów, specjalistów od HR, marketingu i zarządzania, lecz oni nie stanowią trzonu zakładu. Spółka by działać i wykonywać swoje zadania, musi produkować. Hydraulicy, elektrycy, operatorzy maszyn, ślusarze, tokarze, wykwalifikowani robotnicy o rzadkich zawodach zestarzeli się i średnia wieku podstawowego działu Spółki wynosi około 50 lat, a „nowych” nie ma. Nikt ich nie kształci. Firma płaci bardzo dobrze fachowcom i dba o sprawy socjalne.

Spółka współpracowała prawie przez cały czas swojego istnienia ze szkołami zawodowymi i technikami, lecz poprzednia reforma edukacji zlikwidowała je. Skąd wziąć nowych? Nie wiadoma, a Ukraińców i Rosjan przyjmować, moim zdaniem, nie można, bo będą mieli automatyczny dostęp do tajemnic państwowych. Poprzednim władzom na tym nie zależało i zatrudniali cudzoziemców ze Wschodu, którzy mieli wgląd nie tylko w tajemnice Spółki. Obecne są atakowane wściekle przez opozycyjnych dziennikarzy właśnie za to, że chcą ochronić bezpieczeństwo państwa.

Może w końcu powrócimy do kształcenia polskich fachowców.