Marzę o przedefiniowaniu polskich mediów.  Media na świecie przechodzą w tej chwili wielką rewolucję, która powoli do nas dociera. Telewizja Republika jest jej początkiem, chcę budować jej potęgę – mówi Michał Rachoń, dziennikarz w wywiadzie dla portalu Pressmania. pl – Tylko prawda jest interesująca, a ona leży tam, gdzie leży i nie zastanawia się, czy to leży w mainstreamie, na marginesie czy może zupełnie gdzieś indziej – wyjaśnia Małgorzacie Kupiszewskiej. I dodaje: – Tylko prawda jest interesująca. To jeden z zawodów, w których praca polega na dowiadywaniu się jak jest. To mnie kręci.

Małgorzata Kupiszewska: Lubi Pan szokować od zawsze, czy prowokacje na potrzeby TV?

Michał Rachoń: – Bez przesady. Uważam, że każda treść wymaga odpowiednio dobranej i wbijającej się w pamięć formy, czasem forma wydaje się szokująca, ale nie bawię się emocjami odbiorców tylko, żeby szokować. Putin w formie penisa pod hotelem Sheraton w Sopocie 1 września 2009 został przez nas ustawiony w tym samym czasie, kiedy Donald Tusk spacerował sobie z Putinem po molo. Po czasie widać, co było bardziej szokujące – spisek Tuska z Putinem, czy nasz happening zwracający uwagę na to, że z wizyt mordercy w suwerennym państwie nie przyjdzie nic dobrego.

Sam będzie miał do wyboru dwie drogialbo postawi na wyważoną publicystykę i jego popularność będzie rosła, albo stoczy się w radykalną niszę i będzie egzystował na skraju medialnego obiegu- to o Panu. Lubi Pan takie optymistyczne zakończenia?

– Miło było przeczytać o sobie w natemat.pl ale w gruncie rzeczy autor tych słów chyba nie do końca zrozumiał po co i dlaczego znalazłem się za swoim biurkiem w Telewizji Republika. Tylko prawda jest interesująca, a ona leży tam, gdzie leży i nie zastanawia się, czy to leży w mainstreamie, na marginesie czy może zupełnie gdzieś indziej.

Idąc na konferencję WOŚP wiedział Pan, że go wyrzucą? Chciał Pan mieć pretekst do skompromitowania Owsiaka, czy wyszło niechcący?

– Wiedziałem, że Owsiak uniemożliwił naszemu reporterowi zadanie pytań, bo nie wpuścił naszej kamery na salę. Ponieważ całe lata pracowałem na Torwarze i znam tę halę jak własną kieszeń, wiedziałem, że uda mi się dostać na miejsce i zadać pytanie, które powinni zadawać wszyscy obecni na sali dziennikarze. Udało się. Nawet lepiej niż mogłem przypuszczać.

Uważam jednak, że sprawa konferencji Owsiaka to nieistotny drobiazg. Dużym osiągnięciem całej naszej ekipy w Republice była transmisja przesłuchania Bronisława Komorowskiego w Aferze Marszałkowej. Przygotowywaliśmy się do tego przez wiele tygodni z całym zespołem. Wiedzieliśmy, że Prezydent będzie starał się nam utrudnić zadanie, a mimo wszystko się udało. Uważam, że tym jednym wydarzeniem udowodniliśmy wszystkim bogatszym, większym, silniejszym od nas, że to my jesteśmy na fali wznoszącej, a oni idą do lamusa. Wiem, że tak właśnie jest. Wiem też, że oni to wiedzą. Media się  zmieniają i zmienia się kontrolowany przez służby system III RP. Nie ma zmiłuj…

Pracuje Pan w TV Republika. Znane Pana poglądy o obniżeniu  podatków i kwocie wolnej od podatku, ukaraniu zbrodniarzy stalinowskich, odznaczeniu Pułkownika Kuklińskiego najwyższym odznaczeniem państwowym,  czy obronności kraju? Jak się Pan odnajduje w tej stacji telewizyjnej?

– Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca do relacjonowania i opisu naszej rzeczywistości. To telewizja, która jest przedmiotem niesłychanej presji, niesłychanego ataku ze wszystkich możliwych stron. Używa się wobec nas wszelkich możliwych metod presji. Finansowej, politycznej, biznesowej. Atakują nas politycy, współpracownicy służb specjalnych, biznesmeni o wątpliwych intencjach, a mimo wszystko dzień po dniu robimy coraz lepszy program, dzień po dniu odkrywamy kawałek po kawałku zasłony z różnych przykrytych fragmentów rzeczywistości.

Iloma językami Pan włada?  Kto nauczył Pana dziennikarskiego obycia i zrobił  z Panamedialne zwierzę?

– Władam polskim. Mówię i staram się pracować po angielsku. Rozumiem rosyjski, z trudem rozumiem francuski i od biedy jestem w stanie się w tym języku porozumieć. Do pracy w zawodzie dziennikarza przekonała mnie wiele lat temu Anita Gargas, którą poznałem przy okazji pracy nad jednym z programów Misji Specjalnej. Ale obycie zdobywałem w jaskini lwa: jako nastolatek zacząłem pracę w biurach prasowych turniejów tenisowych. Dziennikarze nie mówili wtedy po angielsku, a ja s nie bałem się rozmawiać z gwiazdami tenisa, jakie wtedy przyjeżdżały do Polski. Potem okazało się, że kiedy ja tłumaczyłem konferencje prasowe dwa piętra wyżej Lew Rywin przekazywał notatki o Aferze Rywina prezydentowi Kwaśniewskiemu.

Wzór dziennikarza? Kto go stanowi. Może Pan szukać poza granicami, jeśli na naszym podwórku jest za ciasno.

– Jeremy Clarkson. Stworzył wielki show Top Gear. Ten program oglądały setki milionów ludzi na całym świecie a osobowość Clarksona była magnesem. Jego sposób prowadzenia rozmów, sposób myślenia o widowisku telewizyjnym jest wart obserwowania. Imponuje mi też sposób prowadzenia swojego show przez Jona Stewarta – gwiazdę Comedy Central. Choć to w zasadzie lewak, to jego sposób komentowania polityki w USA jest niedościgniony. W Polsce  Wojciech Cejrowski, jest po prostu najlepszy.

W środowisku dziennikarskim nie ma przyjaźni. Nie ma  lojalności. Dlaczego został Pan dziennikarzem? Adrenalina, sława, pieniądze, co Pana trzyma w tym zawodzie?

– Tylko prawda jest interesująca. To jeden z zawodów, w których praca polega na dowiadywaniu się jak jest. To mnie kręci.

Witold Gadowski powiedział, patrząc na Pana poczynania, czyli transmisję przesłuchania Prezydenta i pytania bez cenzury dla Owsiaka, że w Panu widzi siebie. Jakby Pan był jego synem. To komplement dla Pana?

– Witold Gadowski uprawia sport, więc wie, co to znaczy walka i rywalizacja. Jeździ w niebezpieczne miejsca, jak ostatnio do Iraku na front wojny z ISIS, pisze o różnych frontach trwającej wojny światowej z perspektywy pierwszej osoby i bezpośredniego obserwatora zdarzeń, to budzi szacunek. Mój szacunek budzi u Gadowskiego również brak politpoprawnej ściemy co do natury mediów III RP. Ten człowiek ma los cojones na miejscu. Tak, to komplement, choć ja jestem dumnym synem swojego ojca, wojownika w zupełnie innej wojnie.

Często stawiam sobie pytanie, czy tak mi zależy, żeby byćczęściątego środowiska? Chyba najważniejsze to być w zgodzie z samym sobą . Takie wątpliwości ma polski reżyser Konrad Łącki, twórca filmów o Żołnierzach Niezłomnych.  A Pan, jakie ma przemyślenia: o środowisku, dylematach moralnych i bohaterach walki o wolną Polskę.

– Nie mam w tej pracy żadnych dylematów. Robię swoje, starając się opisywać rzeczywistość i próbując dociec jakie intencje kierują moimi rozmówcami. Śmieszą mnie duzi chłopcy w rodzaju Tomasza Lisa, czy egzaltowane panie z kropki nad i. Nie jestem częścią ich świata i nigdy nie będę do tego aspirował. Dużo bardziej przejmuję się tym, czy moi rywale z amatorskiej koszykówki szanują mnie jako sportowca. To są w przeciwieństwie do tych celebrytanków poważni ludzie.

Ci, którzy walczyli o wolną Polskę, którzy oddawali za nią życie, patrzą sobie na nas teraz i myślą: co zrobimy z państwowością, za którą oni ginęli? Sam się zastanawiam, co myślą o politykach, którzy przez 25 lat zdołali doprowadzić do niemal całkowitego rozbrojenia państwa, które ciągle znajduje się w samym środku geopolitycznej autostrady co zawsze. Pomiędzy Niemcami a Rosją.

Przeszkadzał Pan w pedagogom w próbie ułożenia charakteru, bo jak się to dziś mówi: był dzieckiem z ADHD, a  może wcześnie Pan odkrył, że oryginalność wymaga nie tylko odwagi ale i wyobraźni?

– Chyba z każdej szkoły nauczyciele chcieli mnie wyrzucać. Z podstawówki, bo śmiałem się z nieodpowiednich nauczycieli, z liceum bo składałem w sekretariacie nieodpowiednie zdjęcia do legitymacji i biłem się na przerwach, ze studiów bo nie byłem w stanie na czas złożyć wypełnionego indeksu. Ostatecznie wywalili mnie tylko z Uniwersytetu Warszawskiego. Na szczęście zdążyłem tam poznać Jerzego Targalskiego, jednego z moich najważniejszych nauczycieli i mistrza, którego jestem uczniem.  Anielską cierpliwość do mnie miał też dyrektor III LO w Gdyni, który zawieszał mnie kilka razy, ale zawsze pozwalał wrócić do mozolnego zdobywania wiedzy.

Ile razy była Pan w areszcie. Za co Pana zamknęli?

– Wszystko przede mną.

Rzecznik prasowy ministra Janusza Kaczmarka, doradzał PiS-owi, Putina nazywał mordercąteraz jest gwiazdą TV Republikapodoba się Panu taka gama epitetów? A Pan, jak siebie widzi?

– Politolog znad morza. Żyję polityką od 7 roku życia, kiedy zrozumiałem, że istnieje jakiś tajemniczy związek pomiędzy treścią wieczornego dziennika telewizyjnego i władzą, jaką wówczas pełnili dziarscy chłopcy agenta Wolskiego, używającego nazwiska „Jaruzelski”. Wśród wymienionych epitetów brakuje jeszcze jednego: fatalnie rzucam za trzy punkty. Koszykówkę uprawiam od dziecka, kocham ten sport i z grosz nie mam do tej dyscypliny talentu.

Jakie wartości w Pana życiu najważniejsze? Czego broniłby Pan do ostatniej kropli krwi?

– Mojej rodziny.

Utrzymuje Pan kontakty z rówieśnikami, kolegami ze szkoły, czy jest jużo jeden most za daleko?

– Mam grupę wspaniałych przyjaciół, których znam z podstawówki, liceum i studiów. Moje przyjaźnie pochodzą też z boiska i mają mocne podłoże: hektolitry potu wylanego na boisko. Takie podłoże wybija z głowy myślenie o mostach, które są za daleko.

Marzcie i doganiajcie te marzenia” – tak kiedyś powiedział Wojciech Cejrowski. O czym Pan marzy? O własnej stacji TV czy o byciu premierem?

– Zawodowo? Marzę o przedefiniowaniu polskich mediów.  Media na świecie przechodzą w tej chwili wielką rewolucję, która powoli do nas dociera. Telewizja Republika jest jej początkiem, chcę budować jej potęgę.

Od jutra już nic nie będzie takie samo. Życzę Panu tej medialnej rewolucji. Dziękuję za rozmowę.