Rektor pan na początku swej nowej kadencji postanowił zrobić porządek z wariatami. – Do tej pory wariaci robili co chcą, chodzili gdzie chcieli, wygłupiali się kosztem nas – ludzi normalnych – zaznaczył Rektor pan. – Najwyższa pora z tym skończyć – powiedział i wychylił szklaneczkę szkockiej whisky około godziny 10 nad ranem co wieściło tylko doskonałą drzemkę przedobiednią.
Rektor pan zawołał po swojego asystenta, który zawsze, 24 godziny na dobę był do dyspozycji zajmując niewielki pokoik powstały po usunięciu jednej z szaf wnękowych. Ale on wiele nie potrzebował do szczęścia, te 2,5 metra kwadratowego w jako takiej intymności mu wystarczały, nie narzekał w każdym razie. Sekretarka delikatnie obudziła go lekkim kopnięciem w bok.
– Rektor pan wzywa – powiedziała. – Ale musisz się pan wreszcie ogolić, bo wyglądasz jak szympans. No i koniecznie wreszcie jakiś antyprespirant – powiedziała wyniośle sekretarka.
Asystent Rektora pana wygładził prawą dłonią koszulę, zapiął pasek, przeczesał ręką bujną grzywę i wszedł zapukawszy wcześniej do gabinetu Rektora pana.
– Jego magnificencja raczył mnie zawezwać, mnie niegodnego – powiedział asystent robiąc głęboki ukłon z przykucem.
– Owszem – bo wiesz, namnożyło się nam ostatnio wariatów na uniwersytecie. Nie tylko wśród studentów, ale także pośród kadry naukowej. Nota bene ci drudzy z definicji są pierd…ci, zważywszy, ze im się jeszcze chce pracować w obecnych warunkach.
– No i? – zapytał nieco bezczelnie niedoświadczony asystent, stosując wobec Rektora pana za daleko idący skrót myślowy.
– No i to właśnie – odpowiedział Rektor pan w swej wspaniałomyślności dając do zrozumienia, że odpowiedź asystenta była niestosowna i obraźliwa.
– Czyli co ja mam zrobić? – dopytywał asystent.
– Jak to co, chyba już się w tej kwestii wypowiedziałem. Proszę mi założyć w jednej z aul wykładowych dom wariatów z prawdziwego zdarzenia. Minimum po pięciu wariatów z każdego wydziału. Zebrać ich na początek w jednym miejscu w celu obserwacji przez mojego pełnomocnika ds. chorych nerwowo i psychicznie. On ich jakiś czas poobserwuje, a potem podejmiemy decyzję, co dalej. Znaczy marzy mi się taki miniszpital psychiatryczny z prawdziwego zdarzenia. Na to są zresztą dotacje rządowe i unijne.
– Czyli im więcej wariatów, tym większe dotacje? Dobrze rozumiem? – zapytał nieśmiało asystent.
– Dokładnie tak. Idealnie byłoby, gdyby wszyscy zwariowali, a nam przypadłby w udziale przywilej wskazania tych najbardziej odjechanych. Ten dom wariatów, który w pierwszej kolejności wybudujemy, będzie naszą wizytówką i przepustką do lepszego świata. Najwyższy czas, żeby tzw. ludzie normalni poczuli się na jakiś czas mniej komfortowo. – powiedział Rektor pan.
– Wasza magnificencjo, ale nie obawia się pan, że jak wszyscy zwariują, to tak naprawdę jakby nikt nie zwariował i wówczas istnieje niebezpieczeństwo, że nieliczni tzw. normalni mogą zostać uznani za prawdziwych wariatów, zaś my za insynuatorów? – zapytał pokornie i uniżenie asystent.
– Znajdź mi pan najnowsze wyniki ekstraklasy na tym pilocie od telewizora – w swoisty sposób zakończył dyskusję Rektor pan. – No jak tam Jagiellonia Białystok? A Raków Częstochowa?
– Zaraz sprawdzę, tymczasem mam jeszcze ostatnie pytanie – czy tych wariatów mamy jakoś izolować w konkretnym miejscu? Zapewnić jakąś opiekę psychiatryczną? – zapytał troskliwie asystent.
– Nie mamy już wolnych pomieszczeń, niby jest garaż podziemny, ale tam królują rebelianci, a z nimi nie chcę zaczynać kolejnej wojny. Okopali się głęboko, poza tym mają po swojej stronie sympatie większości. Już wiem. Dajmy wariatom kopaczki, niech okopują ziemię wokół Uniwersytetu. Wtedy nawet nikt nie zauważy ich istnienia. Wszyscy pomyślą, ot, nalot stada ogrodników. Niech kopią zatem, tylko nie za głęboko. Powierzchniowo raczej bardziej.
Dom wariatów na Uniwersytecie nigdy nie powstał. Z prostej przyczyny. Sam bowiem Uniwersytet spełniał wszelkie warunki bycia czymś, co chciał wygenerować metodami administracyjnymi. Obecnie prawie wszystkie uniwersytety są domami wariatów, ale za to pięciogwiazdkowymi!
Zostaw komentarz