W 36 rocznicę utworzenia w Branicach Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” – pijemy Twoje zdrowie Polsko!
Zaciera się pamięć o niezwykłości tamtego czasu i o ludziach, którym niezależnie od historycznych rewizji znaczenia tego ruchu — im należy się Wasza wdzięczność.
Ciągle słychać głosy, że komuna nadal trwa… Może i trwa w ich odbiorze, bo nie znaleźli posady, nie wybrano ich nawet na radnego, albo nawet sołtysa w gminie więc są bardzo rozżaleni, dają upust swojej złości, Ja jednak chciałem, przez pryzmat moich osobistych przygód pokazać również, że w odróżnieniu od części życia spędzonego (tak, tak to jest właściwe słowo- spędzonego) za komuny – minione 35-lecie było dla mnie wielobarwne i urozmaicone. Starając się o emeryturę, przestawiłem ZUSowi dokumentację aż z 16-tu moich sytuacji pracowniczych. Byłem bowiem na szczytach, które pozwalały mi korzystać nawet z toalety sejmowej, pośredniczyć w zażegnywaniu konfliktu pomiędzy dwoma następującymi po sobie ministrami ochrony środowiska prof. Stefanem Kozłowskim i Zygmuntem Hortmanowiczem, miałem dostęp do ich gabinetów, posilałem się w stołówce sejmowej, podejmował mnie wraz z urzędującym ministrem rolnictwa na śniadaniu sam biskup ordynariusz opolski… itp. etc. Ale też parę razy byłem bezrobotnym, a rodzina patrzyła na mnie z wyrzutem, że też nie chcę się zając, jakimś bardziej przynoszącym dochód niż działalność związkowa czy polityczna zajęciem. A ja miałem w sobie obłąkańcze poczucie służby, że zostałem przez Najjaśniejszą R.P. powołany, niczym Konfederata Barski … z koniem pod siodłem ( Syrena Bosto i jej następcy) i szablą w dłoni…
Pan Bóg obdarzył mnie sześciorgiem wnucząt i jedną, póki co prawnuczką. Za wcześniejszą, przed Okrągłym Stołem działalność zostałem zaliczony do grona jednego z niespełna 15 tysięcy działaczy opozycji antykomunistycznej. Pan Prezydent przyznał mi Krzyż Wolności i Solidarności, a także, wprawdzie z automatu… medal „Za długoletnie pożycie małżeńskie”,
ale moją najcenniejszą nagrodą jest moja starość, to, że mogę jak Hiob – oglądać lepszy zdecydowanie lepszy niż za komuny świat, a przede wszystkim to… że mogę o tym Wam opowiedzieć. A było to tak — w połowie lutego 1989 roku nawiązaliśmy kontakt z „samym” Jackiem Kuroniem, autorem słynnego powiedzenia „ Nie palcie komitetów, zakładajcie swoje”. Jak wspomina lek. med. Antoni Junosza Szaniawski : „kontakt z Jackiem Kuroniem śp. miałem tylko jeden, przyjął mnie koło północy, umówionego przez przyjaciół w swojej klitce na Żoliborzu, nie wykazał najmniejszego zainteresowania działalnością gminnego KO na rubieży, nawet nie podniósł zmęczonej głowy znad papierów, skomentował tylko „róbcie swoje” bez żadnej wskazówki co mielibyśmy robić, najwidoczniej uznał, że sami wiemy to najlepiej i miał rację. Wszystko trwało 10 minut max. A życie w komunie trudno mi nazwać jedynie „spędzonym – ta praca w szpitalu w fascynujących czasach rewolucji w psychiatrii, te nocne życie towarzyskie, te hektolitry winiaku klubowego, DKF szpitalny, niekończące się dysputy i knucie przeciw komunie. Na pewno było nam wtedy łatwiej niż dzisiejszym młodym, przynajmniej jasno określony był wróg i to po czyjej stronie leży racja.”
Pokrzepieni wskazówką guru bezkrwawej rewolucji zaczęliśmy organizować komitety obywatelskie Solidarność Najpierw w Branicach, potem w Głubczycach i Kietrzu. Działaliśmy, zgodnie z atmosferą płynącą z obrad Okrągłego Stołu zupełnie jawnie. Proponowaliśmy do nich przystąpienie osobom, które znaliśmy z godnych w tych zdemoralizowanych przez komunę czasach postaw. Ludziom rekomendowanych przez proboszczów okolicznych parafii. Jednym z najgorliwiej nas wspierającym kapłanów był ks. Wenancjusz Kądziołka z Włodzienina. Obecność tego duchownego wśród nas ,przede wszystkim uspokajała i ośmielała do współpracy z nami rolników, którzy poczęli przystępować do Komitetu Obywatelskiego „Solidarność „ Gminy Branice. Gromadziliśmy się wtedy w mieszkaniach prywatnych, na plebaniach w salkach katechetycznych. Głównym naszym zadaniem, poza dyskusjami programowymi na temat, jak sobie wyobrażamy zagospodarowanie… ewentualnie uzyskanej wolności było przygotowanie i przeszkolenie ludzi do pracy w komisjach wyborczych w całym powiecie głubczyckim. Równolegle do tego uczestniczyliśmy, a robił to głównie Antoni w działalności Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Opolszczyzny. Odbywał wtedy staż lekarski w Opolu i miał okazję spotykać, działających tam kolegów i przyjaciół z internowania. To, też było nam bardzo pomocne, ogniskowało bowiem zainteresowanie liderów Opolszczyzny takim prowincjonalnym, jak nasz komitetem. Przyjeżdżał do nas, nawet sam szef sztabu wyborczego Janusz Sanocki. Poprzez Stacha Tomczaka, rekomendowanego przez głubczyckiego proboszcza śp. ks. Michała Ślęczka dotarliśmy do środowisk tamtejszych działaczy związkowych, którzy w pierwszej kolejności przystąpili do założenia KO w Głubczycach. Pierwsze jego spotkanie obsługiwaliśmy z nieżyjącym już Jackiem Szymańskim. Byłem wtedy szczęśliwym posiadaczem walizkowej maszyny do pisania marki „Mercedes Prima”, pojawienie z nią na zebraniu założycielskim komitetu zawsze wywoływało wrażenie pełnego, naszego profesjonalizmu. Ze Stachem Tomczakiem przyjaźnię się serdecznie do dziś, jest moim współtowarzyszem wielu wypraw, jako weterynarz udziela mi bezcennych wprost w moim wieku, porad medycznych. Ksiądz Kądziołka wspierał nas nie tylko swoim konsekrowanym autorytetem, ale bardzo znacząco materialnie, przekazując nam pieniądze na paliwo do samochodów używanych w kampanii wyborczej , wypożyczając sprzęt nagłaśniający… takie tuby na baterię. Poznałem wtedy również pozostającego dotąd w serdecznej ze mną przyjaźni, późniejszego, wieloletniego sołtysa i radnego z Bliszczyc pana Andrzeja Jaworskiego. Poza Antonim i Stachem wszyscy wymienieni w tym tekście nie wyłączając księży — już nie żyją.