–44–
Wracamy, zapada mrok. Przed nami 130 km do Bejrutu i oczywiście przekraczanie granicy.
Jeszcze na ulicach starego Damaszku trwa ruch, to niedzielny wieczór. Rami zabrał nas na dach biblioteki. Mimo, że zamknięta, ale w ramach wycieczki mamy zobaczyć zachód słońca. Niestety dzień był pochmurny, ale niebo i tak lekko kolorowe. Zdjęcia też niewyraźne, robione z ręki po ciemku.
Po zapadnięciu zmroku pojawiły się posterunki wojskowe. Ulice przegrodzone. Sprawdzanie bagaży, plecaków, torebek. Mnie też to nie ominęło. Nawet zostałem przeszukany wokół paska od spodni.
W drodze powrotnej słuchaliśmy jakiejś tradycyjnej bliskowschodniej muzyki, kierowca jeszcze inny niż rano. Mgła, ciemności i mżawka. W takich warunkach syryjscy kierowcy jadą z włączonymi światłami awaryjnymi, a obładowani pakunkami rowerzyści na ruchliwej szosie bez żadnych świateł. Ale idzie to dość sprawnie. Na granicy chłodno, miejscowi w kurtkach, a ja w krótkich spodniach i jedna bluza dresowa, to wystarcza. Przecież ciepło jak u nas latem.
Przed północą jesteśmy u siebie w bejruckim hotelu.





















Zostaw komentarz