Czy naprawdę chodzi o „miłość” i „wolność”? Czy znów tylko zmieniono etykiety na tej samej truciźnie?
Od jakiegoś czasu obserwuję rosnącą obecność symboliki satanistycznej w przestrzeni publicznej. Pojawia się to nie tylko na marszach równości, ale też w działaniach grup takich jak Global Order of Satan. I mam coraz silniejsze wrażenie, że patrzę nie na jakąś „postępową alternatywę”, ale na nową wersję dobrze znanego mechanizmu, który znamy z XX wieku.
To wszystko zaczyna mi przypominać sowiecki komunizm. Tam też wszystko zaczynało się pięknie: wolność, równość, braterstwo, pokój. A potem? Obozy pracy, egzekucje, terror, wszechobecna propaganda i miliony ofiar — w imię „lepszego jutra”.
Dlaczego tak myślę?
Bo w obu przypadkach mamy do czynienia z tym samym zabiegiem językowym i psychologicznym:
Przejmuje się pojęcia, które mają pozytywne konotacje — jak „miłość”, „wolność”, „wspólnota” — a następnie napełnia je zupełnie inną, często toksyczną treścią.
To, co kiedyś było jednoznacznie złe, teraz dostaje ludzką twarz. Szatan? Już nie władca ciemności, tylko metafora oporu. Satanizm? Już nie kult, tylko aktywizm. A jak ktoś się sprzeciwi — to jest nietolerancyjny, głupi albo potrzebuje „pomocy psychologicznej”.
To klasyka gaslightingu — i klasyka totalitaryzmu.
W ZSRR też „walczono o pokój” bombami i „broniono wolności” mordując przeciwników systemu. Dziś z kolei „Szatan nie wyklucza” — ale jeśli masz inne zdanie, to jesteś oskarżany o fanatyzm, fobię i nienawiść.
Pamiętam, że komunizm również próbował zmienić moralność. Dzieci miały donosić na rodziców. „Nowy człowiek” miał być wolny od religii, tradycji, miłości ojczyzny. Dziś znów widzę próby zmiany fundamentów: odcięcie od Boga, od rodziny, od zakorzenionej etyki. Ale opakowanie jest inne: tęczowe, równościowe, modne.
Nie dajmy się zwieść słowom.
Szatan, choć tu traktowany symbolicznie, nigdy nie był symbolem pokoju, miłości i życia. Był i jest symbolem buntu, rozłamu, drwiny z dobra i porządku. Dlatego właśnie jego obecność w przestrzeni publicznej — nawet „żartobliwa” czy „symboliczna” — budzi mój sprzeciw. I to nie tylko religijny. Także społeczny, estetyczny i ludzki.
Nie wszystko, co ubrane w modne slogany, jest niewinne.
Nie wszystko, co mówi „tolerancja”, niesie pokój.
Czasem to tylko nowa wersja starego kłamstwa. Zamiast sierpa i młota — teraz maska kozła
https://www.instagram.com/p/C8h29kQN_ja/?igsh=bHdmNzZycmJ5d2tv
Zostaw komentarz