Babcia zawsze miała zapasy. W tapczanie piętrzyły się worki z ryżem, makaronem, cukrem i kaszą, jakby wojna mogła wrócić w każdej chwili. W piwnicy, pośród wilgoci i zapachu ziemi, stały równo ułożone słoiki z przetworami. Nigdy nie brakowało świec. Była ostrożna, przygotowana, jakby świat mógł zawalić się z dnia na dzień. I może w jej pamięci nigdy się nie odbudował.

Jej mąż – dziadek, którego nigdy nie poznałem, zginął w  Zbrodni Katyńskiej. Opowieść o nim była cicha, jak szept, który gasł na ustach kobiet o podkrążonych oczach. Koleżanki babci wspominały wojnę tak, jak inni opowiadają historie rodzinne, ale ona milczała. Tylko czasami, kiedy na imieninach podchmielony wujek zaczynał śpiewać partyzancką piosenkę, łzy spływały jej po policzkach. Nigdy nie mówiła, dlaczego płacze, ale wszyscy wiedzieli.

Dorastałem w cieniu tych wspomnień. Moja matka, wychowana przez kobietę, która nigdy nie wyszła z wojny, żyła tak, jakby jutra miało nie być. Pracowała jako lekarz w PWPW, w budynku, którego ściany były posiekane niemieckimi kulami. Płot przed wejściem – niemal pamiątka z tamtych czasów – nosił ślady po pociskach, które miały zabijać ludzi takich jak ona. Przechodziła obok nich codziennie, jakby był to tylko element krajobrazu.

Czasami przeglądam stare zdjęcia – te przedwojenne, pełne elegancko ubranych ludzi o pewnym spojrzeniu. Zawsze zastanawiam się, ilu z nich przeżyło wojnę, ilu spotkał los gorszy niż śmierć. Patrzę na ich twarze i próbuję odnaleźć w nich echo tego, co przekazano mi w spadku: lęku, gotowości, nieufności.

Dzisiaj, gdy patrzę na ruiny Warszawy, na domy okaleczone przez kule, czuję coś więcej niż tylko pamięć o historii. W moim sercu nie ma miejsca na współczucie dla tych, którzy zadali ten ból. Niemcy i Sowieci – dwa narody, które posiały wiatr i zebrały burzę. Nie boję się ich, ale nie czuję wobec nich empatii.

Cienie przeszłości wciąż są obecne. Nie tylko w ruinach, w starych fotografiach i we wspomnieniach mojej babci, ale i we mnie. W sposobie, w jaki patrzę na świat, w niechęci do słabości, w gotowości na to, co przyniesie los. Trauma wojny nie kończy się w jednym pokoleniu. Wciąż trwa, przenika krew, osadza się w myślach i kształtuje przyszłość tych, którzy nigdy jej nie doświadczyli – a jednak są jej dziedzicami.

Te myśli przyszły mi do głowy po przeczytaniu raportu Long-lasting effects of World War II trauma on PTSD symptoms and embodiment levels in a national sample of Poles, autorstwa J. Rudnik, A. Głogowska, M. Misiak oraz D. Czepczor-Bernat. Badanie to ukazuje, jak wojenne doświadczenia mogą wpływać na kolejne pokolenia, zarówno w kontekście psychologicznym, jak i biologicznym. Pełen tekst raportu dostępny jest pod adresem: https://www.researchgate.net/publication/374617489_Long-lasting_effects_of_World_War_II_trauma_on_PTSD_symptoms_and_embodiment_levels_in_a_national_sample_of_Poles.