Mozół wykonanej pracy czy też korzystanie z przyjemności uprawiania różnorakich dyscyplin sportowych związany jest immanentnie z koniecznością dokonania post factum stosownej ablucji. Ablucja pozwala przecież na pozbycie się z ciała ludzkiego częstokroć błota, w którym np. unurzaliśmy się podczas biegu w terenie, brudu czy potu.

Ablucja zatem pozwala na całkowite odświeżenie ludzkiego ciała przywracając tym samym komfort dobrego samopoczucia oraz regenerację organizmu.

Człowiecza istota jest elementem złożonym z dwóch fundamentalnych części składowych tj. corpus czyli ciała i animus czyli ducha. Rzecz jasna dla tzw. rzekomo nowoczesnych osobników (i naturalnie nowomownych osobniczek) animus jest pojęciem abstrakcyjnym, ułudą, mirażem i wręcz fantasmagorią, związanym z wydumaną kreacją deistycznej filozofii.

Stąd jedynie jeden krok, aby z rzekomą zgodną z własnym sumieniem intencją nowomodna, zateizowana lewacko-pedalska „jelita” obdarzała swoich adwersarzy różnorakimi inwektywami typu : prymitywy, jednostki rzekomo aspołeczne, faszyści, konserwa, moherowe berety, prostaki, kmioty, półgłówki, podkarpackie Grażyny i Janusze etc….

Nota bene członkowie „jelit” zgodnie ze swoją logiką i wyznawanym credo oraz światopoglądem; sumienia jako coś bliżej niesprecyzowanego i wręcz ulotnego, a zatem sprzecznegowyznawaną przez nich materialistyczną filozofią po prostu nie posiadają.

Natomiast zgodnie z tą materialistyczną filozofią jak najbardziej ochotnie sublimują się w okolice tzw. złotego cielca, któremu oddają bałwochwalczą wręcz cześć. Wystarczy po prostu spoglądnąć w składane co roku oświadczenia majątkowe różnorakich osobników (i osobniczek), aby posiąść stosowną i zarazem wymowną wiedzę o osiągnięciach finansowych chociażby lewactwa spod sztandaru LSD w osobach krzaczastego, millerka, cimoszki, sz(e)ynszyl, nowackiej (juniorki), biedronki etc……..

Jakież to przecież miłe, atrakcyjne wręcz i zgodne z tzw. proletariackim duchem jest korzystanie z wszelakich uciech tego świata w postaci przyjątek, rautów, spotkań w zaciszu hotelu KRASICKI w Lidzbarku Warmińskim o niezbyt wprawdzie wysokiej, ale jednak komfortowej klasyfikacji np. używaniu kąpieli basenowej w towarzystwie pełnych urody hurysek jak nie przymierzając uroda przaśnej wiejskiej dziewuchy pt. Ela Bieńkowska. Konsumpcja frutti di mare jest wręcz obowiązkowa.

Wszak po ciężkiej, mozolnej i dla dobra ludu pracującego miastów i wsiów zrealizowanej pracy „jelity”, a w szczególności te proletariackie muszą podlegać obowiązkowi totalnej regeneracji.

To chyba pozostaje oczywistą oczywistościątym samym absolutnie także jest bezdyskusyjne.

Rzecz jasna w RP prawo do głoszenia wyłącznej prawdy oraz do dokonywania swoistej personalnej stygmatyzacji posiadają (zdaniem tychże jelit) wyłącznie osoby uznające się przez samych siebie jako tzw. „elyty” z Warszawki lub Krakufka jak np. w/w już tow. Szechter, cimoszko, miller, belka, pułtusek, butka, szambolan, sthur, gajos, knurowska (vel: sznurowska), panda (albo janda), gretkowska, dżakira, użyfkowy boniek, owsikowy JURAS, podstawufkowy hołpas (czy jakoś inaczej), etc… czyli rasa cwelebrytów uzupełniana także profesurskimi lewackimi ałtorytetami.

Ach, jakaż to ciężka, katorżnicza wręcz praca musi być przez towarzycho lewacko-pedalskie wykonana, aby tenże nowoczesny proletariat doprowadzić do stanu partyjnej ekstazy. Za daleko idące w tym kierunku zaangażowanie proletariackiego aktywu należne jest co oczywista, adekwatne, ale za to nie skromne wynagrodzenie tj. mniejsza niż kwota oscylująca w okolicach ok. 20 000 EU/m-c nie wchodzi absolutnie w rachubę. Rzecz jasna przypadająca na pojedynczego aktywistę.

Sybarytyzm to oczywisty znak szczególny oraz oczekiwane przez partyjnych współkamratów zachowanie tej pożal się Boże czeredy nieudaczników przegrywających z kretesem kolejne elekcje.

I jak tu żyć w dłuższej perspektywie czasu, gdy różnego rodzaju synekury i tzw. dojścia doznały katastrofalnej atrofii, a widoki na przyszłość nie są zbyt optymistyczne?

Paradoksalnie niezbyt optymistyczna perspektywa powrotu do czasów, aby znowu było jak onegdaj tzn. zgodnie z „doktryną” A. Holland związana jest personalnie z osobnikiem zwanym hyrzym rujem.

Głęboka trauma po z kretesem przerżniętych z Lechem Kaczyńskim wyborach prezydenckich w 2005r wyzwoliła w tym osobniku niezmierzone wręcz pokłady nienawiści, cynizmu, obłudy i łgarstw, które skutecznie implementował wśród szerokiej polszewii.

Implikacją tejże skutecznej implementacji jest aktualnie głęboki podział społeczny przejawiający się m.in. całkowicie zbędnymi konfliktami wśród bliższych czy dalszych znajomych, przyjaciół, a nawet członków rodziny. Wytworzył swoim zachowaniem hyrzy ruj nienawistną dychotomię zgodnie z doktryną gnoma tow. Wiesława : kto nie jest za polszewią, ten jest przeciwko niej i dlatego też należy takiego współobywatela całkowicie wyeliminować, chociaż niekoniecznie przy okazji pozbawić żywota.

Wszelka tolerancja w tym zakresie jest absolutnie wykluczona. Jednak przy okazji w sposób paradoksalny i oczywiście sprzeczny z głoszoną w tym zakresie oficjalną partyjną propagandą (w ślad za pedalstwem i lewactwem) o konieczności jej bezwzględnego stosowania jest ona skanalizowana jednokierunkowo. Każda krytyczna i w pełni uzasadniona nawet lekko zaowalowana krytyka działań polszewii, pedalstwa czy marksistwa-lenistwa nie może apriorycznie i wręcz z definicji podlegać tolerancji. Odwrotna sytuacja jest jak najbardziej przez „jelity” wymagana.

Jakakolwiek np. sankcja karna wobec chłopa popełniającego czyn kryminalny, gdy podaje się za babę, którą za Chiny oczywiście nie jest; winna być zgodnie z zasadą polszewickiej tolerancji w trybie natychmiastowym pozbawiona swej mocy.

O tempora, o mores. Głupków nie sieją, sami po prostu się rodzą. Z litości nie należy ich w tym miejscu identyfikować, lecz wszystkim jest wiadome, że przynależą do grona wysublimowanych inaczej tzw. cwelebrytów.

Powrócić jednak należy w tym miejscu do osoby hyrzego ruja, albowiem poprzez poszczególne etapy swojej kariery politycznej po prostu w pełni na to zasługuje. To osobnik, który zaliczył kilka partii z uporem maniaka dążąc do osiągania bezdyskusyjnego w nich przywództwa. Współprzywództwo wespół zespół z Benjaminem Lewertowem w Unii Wolności posiadł w sposób niezagrożony, natomiast Bronek Geremek (primo voto B.L.) zakończył swój żywot w specyficznych okolicznościach, które były (znających temat) mówiąc oględnie łagodzącymi doznany w wypadku ból. Konkurencję w tym zakresie bezwzględnie i skutecznie tępił; vide: casus 3 tzw. tenorów. Każdą jednak z tych partii znacząco i zarazem skutecznie osłabiał czego skutkiem było „wyprowadzanie sztandaru”, a w konsekwencji ich formalna likwidacja.

Logiczną zatem jest konstatacja, że także byt polityczny polszewii jest przesądzony, pytanie jednak kiedy to się stanie. Tylko nie pytajcie o to profety Miśka ze Stonehange, bowiem jego proroctwa co do bytu innej partii pasowały jak pięść do nosa.

Umoczeni – kolokwialnie mówiąc – zatem jesteśmy jako ogół społeczeństwa poprzez partyjne wierchuszki w różnego rodzaju wojny i wojenki, bitwy i batalie wyniszczające nasze nacjonalne spoiwa jakimi są wielowiekowa kultura, zwyczaje, religia oraz słynny polski patriotyzm.

Nawzajem (nieistotne jest wyliczanie kto jest gorszy, faktem jest wysoki stopień wzajemnego antagonizmu) zadawane są dotkliwe rany pozostawiające nieraz głębokie urazy psychiczne i kreujące trudne do zasypania rowy uprzedzeń. To koszt trwającej rywalizacji w formule PiS kontra ANTYPiS.

Światłe umysły i autentyczne autorytety (nie te ustawicznie tefaunowo propagowane z życiowym częstokroć tzw. „służbowym” dorobkiem) winny podjąć wielokierunkowe działania sanacyjne i oczyszczające zarówno atmosferę polityczną jak też i stosunki społeczne.

Nie bez kozery zatem nadany został felietonowi adekwatny tytuł, gdyż poprzez właśnie KATHARSIS doprowadzimy na pewno do uzdrowienia panujących w naszej Ojczyźnie stosunków – po prostu właśnie dla jej dobra, bowiem RP na to w pełni zasługuje.

I to byłoby na tyle jak konkludował śp. prof. J.T. Stanisławski.