Pierwszy wielkim interesem Kulczyka w III RP jest w 1991 roku dostawa samochodów dla policji i UOP. Kierowane przez Andrzeja Milczanowskiego MSW zamawia je bez otwartego przetargu w firmie Kulczyka, który jest przedstawicielem Volkswagena w Polsce. Kontrakt na 3 tysiące samochodów wart jest 150 milionów złotych. W 1992 r. Kulczyk odbiera Nagrodę Kisiela przyznawaną przez tygodnik „Wprost”. Mówi: „Uważam, że polskie przedsiębiorstwa powinny zostać w naszych rękach. Natomiast dopełnieniem prywatyzacji powinna być sprzedaż majątku firmom zagranicznym”.
Promowanie polskiego kapitału stanie się głównym hasłem, którym będzie się posługiwał Kulczyk budując swą potęgę. Na początku lat 90. Polska Rada Biznesu, której jest wiceszefem, proponuje wprowadzenie preferencji dla polskiego kapitału. W efekcie, gdy minister prywatyzacji Janusz Lewandowski ogłasza przetarg na Browary Wielkopolskie, mogą startować w nim tylko krajowi biznesmeni. Przetarg wygrywa we wrześniu 1993 firma Kulczyka Euro Agro, która kupuje 40 proc. akcji browaru.
Miesiąc później akcjonariusze Lecha uchwalają podwyższenie kapitału. Skarb państwa rezygnuje z zakupu nowych akcji. Kulczyk staje się większościowym udziałowcem i przejmuje władzę nad browarami. W połowie 1996 r. Kulczyk informuje, że browar ma nowego udziałowca – jest nim SAB, wielki koncern z RPA, który już w 1993 r., za czasów Lewandowskiego, starał się o kupno browarów od państwa. Minister mówi publicznie, że czuje się wystawiony do wiatru, bo Kulczyk kupował browary zapowiadając stworzenie „polskiej grupy”.
W pierwszej połowie lat 90. Kulczyk nie jest w Poznaniu kojarzony z SLD. – Nam przedstawiał się jako liberał, który mógłby zapisać się do takiego trochę lepszego UPR-u. Kiedy do władzy doszło po raz pierwszy SLD, zatrudniał w swoich firmach ludzi, którzy stracili rządowe posady – wspomina poznański prawicowy polityk. Byli to przede wszystkim ludzie związani z kancelarią Lecha Wałęsy. Kulczykowi doradzał Gromosław Czempiński, szef UOP z lat 1993-1996 (UOP podlegał wtedy MSW, czyli „resortowi prezydenckiemu” obsadzanemu przez Lecha Wałęsę).
Gdy firma Euro Agro Centrum walczy o Browary Wielkopolskie, jej prezesem zostaje Jan Waga. Na przełomie lat 70. i 80. Waga był kierownikiem wydziału w KW PZPR w Katowicach, wiceprzewodniczącym Centralnego Związku Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Bratem Jana Wagi jest admirał Romuald Waga, w latach 1989-96 dowódca Marynarki Wojennej. Ma związki z kancelarią Lecha Wałęsy.
Kolejne osoby związane z Wałęsą w firmach Kulczyka to Krzysztof Białowolski, w 1991 r. wiceminister przemysłu, w 1993 jeden z założycieli BBWR, i Antoni Furtak, w latach 1991-93 poseł Porozumienia Ludowego, szef sejmowej komisji rolnictwa. Obok nich pojawiają się też ludzie, z którymi Kulczyk robił interesy w PRL: Andrzej Kacała, w latach 1968-83 wiceminister rolnictwa (PZPR), i wspomniany Andrzej Malinowski, wiceminister handlu wewnętrznego z lat 80.
Kolejnym interesem Kulczyka jest prywatyzacja Towarzystwa Ubezpieczeniowego Warta. Pierwsze akcje Warty Kulczyk kupuje w 1993 roku. W pięć lat później przejmuje kontrolę nad towarzystwem. Po prywatyzacji we władzach Warty zatrudnienie znajdują byli i aktualni urzędnicy – pięciu wiceministrów, kilku doradców ministrów, ekspert walutowy RWPG w Moskwie, zastępca kierownika wydziału KC PZPR. „Gazeta Wyborcza” zwraca uwagę na kwalifikacje wiceprezesów firmy: pierwszy – doktor Akademii Spraw Wewnętrznych; drugi – nauki zakończył w szkole średniej; trzeci – dyrektor asystent, całe życie przepracował w wojsku i NIK.
W 1996 r. szefem Warty zostaje Andrzej Witkowski, prezes Polskiego Związku Motorowego, w PRL wieloletni etatowy działacz organizacji młodzieżowych, w latach 80. dyrektor w URM i doradca wicepremiera. W 1998 r. następcą Witkowskiego zostaje Agenor Gawrzyał, dawny członek władz KLD, jeden z zaufanych współpracowników Kulczyka, który z Aleksandrem Gawronikiem współtworzył sieć kantorów wymiany walut. Do rady nadzorczej Warty trafiają w różnym czasie m.in. Waldemar Dąbrowski ( minister kultury), doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego Ryszard Ławniczak i Katarzyna Zimmer-Drabczyk, pracownica Komisji Krajowej „Solidarności”.
Kilka dni przed wyborami parlamentarnymi z 1997, przegranymi przez SLD i PSL, minister transportu Bogusław Liberadzki podpisuje koncesję dla spółki Jana Kulczyka na autostradę A2. Przetarg organizuje rządowa Agencja Budowy i Eksploatacji Autostrad. Na wniosek ministra Liberadzkiego jej szefem został Andrzej Patalas, wcześniej… prezes i współudziałowiec spółki Kulczyka. Budowa trasy A2 długo nie może się rozpocząć. Kulczyk ogłasza, iż warunkiem rozpoczęcia prac jest wsparcie finansowe rządu. Domaga się gwarancji skarbu państwa na 220 milionów dolarów. W 2001 r. spółka Autostrada Wielkopolska dostaje gwarancje państwa na pożyczkę w wysokości 267 milionów euro. Jest to największa gwarancja udzielona przez rząd prywatnemu przedsięwzięciu.
W imię wspierania polskiego kapitału Kulczyk zarabia też ponad miliard złotych na sprzedaży akcji Polskiej Telefonii Cyfrowej Era GSM. Do przetargu startuje wspólnie z Elektrimem, dawną centralą handlu zagranicznego. Zdominowany przez SLD i PSL sejm stawia warunek – polski kapitał musi mieć co najmniej 51 procent udziałów w spółce. Z powodu braku konkurencji Kulczyk kupuje akcje za 16 milionów złotych. W maju 1999 sprzedaje je za 825 mln zł – z przebiciem 5 tysięcy procent! Wspieranie „narodowych interesów” pomaga też Kulczykowi za rządu Jerzego Buzka. „Byłoby dziwne, gdyby narodowy operator nie miał polskiego kapitału” – tak biznesmen z Poznania uzasadnia swój udział w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej S.A. Akcje TP S.A. kupuje konsorcjum Kulczyk Holding i France Telecom. Jak pisano, minister skarbu Emil Wąsacz sugerował Francuzom, że dobrze byłoby, gdyby „w naszym narodowym operatorze telefonicznym oprócz zagranicznego był także inwestor polski”.
Firmy Kulczyka tworzą Kulczyk Holding, którego właścicielem w 90 procentach jest – przynajmniej na papierze – Grażyna Kulczyk, mająca z mężem wspólnotę majątkową. Ekonomiści nie mają wątpliwości, skąd wziął się sukces Kulczyka. – Żeby dojść tak szybko do tak dużego bogactwa, konieczne byłoby kosmiczne tempo obrotu niewyobrażalnych kapitałów. Jeśli przyjrzeć się interesom Kulczyka, to tak naprawdę jest on pośrednikiem. Gdyby próbować precyzyjnie zdefiniować to, co robi, należałoby użyć określenia: politycznie koncesjonowana bankowość. Charakterystyczne wydaje mi się to, że ogłaszający od lat listy najbogatszych ludzi na świecie amerykański magazyn „Forbes” nie umieścił ostatnio na niej Kulczyka, uzasadniając to faktem, że nie może ustalić wielkości jego kapitału z racji na małą przejrzystość jego interesów.
Kulczyk nie jest typowym oligarchą w stylu rosyjskim. Jest autentycznym mecenasem kultury, wspiera festiwal teatralny Malta, galerię Arsenał, „Gazetę Malarzy i Poetów”. Poznańskiej Akademii Muzycznej kupili harfę.
Jan Kulczyk przewodniczy Radzie ds. Wspierania Badań Naukowych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Słynie też z bardzo dobrych kontaktów z ludźmi Kościoła.
1999 rok. W ceglanych budynkach poznańskiego Starego Browaru działa „Blues Club”, miejsce koncertów zespołów grających punka i heavy metal, ulubiony lokal motocyklistów. Do kultowej knajpy przychodzą co weekend setki młodych ludzi. Znienacka lokal zostaje zamknięty, a teren ogrodzony płotem. Wśród bywalców rozchodzi się plotka, że teren wykupiła Grażyna Kulczyk. Bywalcy klubu kilkukrotnie rozbierają płot. Pracownicy firmy Kulczykowej stawiają go z powrotem. Sprawa wykupu od miasta po kontrowersyjnej cenie kolejnej działki pod budowę Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu „Stary Browar” stanie się powodem afery, która zachwieje w cztery lata później wizerunkiem Kulczyków. Ale nie tylko ona.
Gdy w lutym 2002 r. arcybiskup poznański Juliusz Paetz zostaje oskarżony o molestowanie kleryków, Kulczyk oraz rektor UAM Stefan Jurga odwiedzają hierarchę w jego pałacu. Kilka dni później 26 rektorów i prorektorów poznańskich uczelni, ludzi kultury i biznesmenów, wystosowuje list otwarty broniący arcybiskupa.
3 grudnia 2003 media zostają poinformowane, że około godziny 17 do Starego Browaru wejdzie milionowy gość. Jak zapowiedziano, może nim być każdy. Na powitanie wychodzi sama Grażyna Kulczyk z bukietem kwiatów, który wręcza eleganckiej pani w futrze. Jest nią Alicja Kornasiewicz, za rządów Buzka wiceminister skarbu, która negocjowała sprzedaż Kulczykowi 35 proc. akcji TP SA.
Dawni współpracownicy podkreślają, że jego obecna zażyłość z Leszkiem Millerem czy Aleksandrem Kwaśniewskim jest czymś innym niż jego poprzednie romanse z władzą. – Kulczyk nigdy nie robił tego na chama, demonstracyjnie, tylko po cichu, elegancko. Coś się stało – mówi były współpracownik najbogatszego Polaka. – Stracił instynkt. Po jaką cholerę było afiszowanie się z przyjaźnią z Millerem i Kwaśniewskim?
W wyniku wymiany pakietu akcji w Kompanii Piwowarskiej (28 proc.) na niespełna 4 proc. akcji światowego potentata piwowarskiego koncernu SABMiller poznański biznesmen stał się czwartym – pod względem wielkości pakietu – akcjonariuszem tej spółki, transakcję oszacowano na 3,7 mld zł.
Europejski Bank Inwestycyjny zgodził się na 1 mln euro kredytu dla Autostrady Wielkopolskiej (Kulczyk ma tam 24 proc. udziałów). To pozwoliło wystartować z budową kolejnego odcinka autostrady A2 od Nowego Tomyśla do niemieckiej granicy.
Kulczyk Holding przejął 58 proc. akcji firmy Pekaes. To jedna z największych firm transportowych w kraju, posiadająca wyjątkowo atrakcyjne nieruchomości m.in. w stolicy. Pekaes notowany jest na warszawskim parkiecie.
W 2008 roku Jan Kulczyk – ku zdziwieniu niektórych uczestników – pojawił się na Forum Ekonomicznym w Krynicy Górskiej. „Oj, był tam obecny, a nawet bardzo obecny” – wspomina były premier Józef Oleksy. Biznesmen zabrał głos w panelu plenarnym, a wieczorem wydał zamknięty koktajl dla szefów gazet o ekonomicznym profilu. Oleksy: „To dobry znak, bo za czasów PiS, kiedy panowała atmosfera prawdziwej grozy, był przecież pod pręgierzem. Nie ma co udawać, bo zmiana rządu wyraźnie poprawiła atmosferę.”
Jako sponsor kulturalnych wydarzeń, m.in. festiwalu gwiazd w Międzyzdrojach, co kilka tygodni trafiał na pierwsze strony gazet otoczony kulturalną śmietanką kraju. W kolorowych magazynach zapewniał, że nie musiał kraść pierwszego miliona, bo dostał go od ojca (potem, gdy życie biznesmena zaczęła filtrować sejmowa komisja śledcza, okazało się, że ojciec współpracował z SB).
Za rządów lewicy kupił poznańskie browary, za prawicy pośredniczył w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Gdy w 2001 r. upadał rząd AWS, Kulczyk wpadł na imprezę SLD z Aleksandrem Kwaśniewskim. „Ja każdego prezydenta kocham” – mówił z uśmiechem do gości zaskoczonych tą woltą. Tzw. warszawka dowcipkowała wtedy, jaka jest ulubiona biżuteria ówczesnej prezydenckiej rodziny. „To kulczyki” – żartowano. Ale nikt nie miał wątpliwości, że z powodu tej miłości ktoś tu stracił głowę. Przeciwnie -biznesmen bardzo trzeźwo kalkulował, że za rządów lewicy uda mu się zrealizować dwa wielkie projekty – przejąć kontrolę nad kolejną branżą, czyli sektorem energetycznym i naftowym.
Kulczyk u Pawlaka pytał o iracką ropę ale poślizgnął się i zamiast stać się pierwszym polskim szejkiem, trafił przed komisję śledczą, która wyjaśniała kulisy walki o przejęcie władzy nad polskimi spółkami obracającymi polską ropą. To musiało być jedno z jego najtrudniejszych życiowych doświadczeń – Kulczyk zresztą długo się ociągał i początkowo zasypał posłów zwolnieniami lekarskimi z amerykańskiego szpitala, choć dziennikarze szybko ustalili, że biznesmen w żadnym szpitalu nie leży. Potem do mediów wyciekły tajne notatki wywiadu, z których wynikało m.in., że biznesmen obiecał szefowi rosyjskiego koncernu pomoc w przejęciu polskiego rynku naftowego. Badano, dlaczego, jako właściciel drobnego pakietu akcji PKN Orlen, miał tak wielki wpływ na politykę koncernu. Szczegółowo analizowano każdą minutę spotkania biznesmena z rosyjskim agentem Władimirem Ałganowem (to wtedy Kulczyk miał się powoływać na swoje słynne wpływy „u prezia”). A on kluczył, mówił, że leciał na spotkanie do Wiednia, ale nie bardzo wiedział, z kim ma się spotkać. Ałganowa nie kojarzył. Mało kto mu wierzył, do akcji wkroczyła prokuratura.
Zanosiło się na prawdziwą katastrofę, przynajmniej wizerunkową, bo niemal każda kolejna odsłona afery Orlenu drastycznie osłabiała notowania biznesmena. Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu z SLD, który najprawdopodobniej właśnie Kulczykowi zawdzięcza utratę rządowej posady, mówił bez ogródek: „To rozsiewacz prowokacji.”
I opowiadał na przykład, że gdy Kulczyk stracił szansę na kupno grupy elektrowni w północnozachodniej Polsce, na mieście pojawiła się plotka, że minister skarbu zainkasował za to pokaźną łapówkę. Kto wypuścił plotkę? Kaczmarek miał tylko jeden typ i mówił o tym publicznie: „To Jan Kulczyk.”
Biznesmen szybko trafił na celownik ówczesnej opozycji, czyli PiS. W środku kampanii wyborczej w telewizyjnej reklamówce widzowie zobaczyli twarz uśmiechniętego Kulczyka jako symbol degeneracji III RP. Spot był naprawdę mocny – towarzyszyli mu Lew Rywin (dwa lata więzienia za płatną protekcję) i Andrzej Pęczak (jeden z baronów SLD oskarżony o korupcję).
Z powodu kłopotów musiał zawiesić prezesurę Polskiej Rady Biznesu. Po kilku miesiącach wrócił, poinformował, że niczego mu nie udowodniono i jest gotów dalej prowadzić tę organizację. Ale nie wszyscy to zaakceptowali – Janusz Palikot, który słynął wtedy tylko ze swych biznesów na rynku alkoholi, w ramach protestu wystąpił z rady. Tłumaczył nam: „Kulczyk stał się uosobieniem nieprawidłowości w polskim życiu gospodarczym. Niech zbuduje fabrykę na zielonej trawie, jak my wszyscy, i zainwestuje pieniądze.”
Tymczasem majątek Kulczyka topniał w oczach, przynajmniej według polskich rejestrów, a on sam częściej widywany był w Londynie niż w kraju. Zniknął z kolorowych magazynów, jego londyńskie życie zaczęły za to z pasją śledzić brukowce. Pozbył się udziałów w PKN Orlen, odsprzedał pakiet akcji Telekomunikacji Polskiej. Choć ostatecznie prokuratorskie śledztwa utknęły (Rosjanie odmówili np. pomocy w kwestii spotkania z rosyjskim agentem), atmosfera długo nie była przychylna. „A czy jest ktoś, kto przez komisję śledczą przejdzie suchą nogą?” – nie dziwił się wtedy Cezary Stypułkowski, ówczesny prezes PZU SA.
Według światowej finansjery są dwa wyznaczniki prawdziwej, biznesowej wartości: porządny jacht i wysokiej klasy odrzutowiec. Stosując te kryteria, światowa finansjera podobno kojarzy tylko dwa nazwiska z Polski: Zygmunta Solorza, który podróżuje po świecie supernowoczesnym Global Expressem, i Jana Kulczyka, który ma trzypiętrowy jacht z lądowiskiem dla helikopterów. Właśnie tym jachtem zacumował przed rokiem w Monte Carlo, gdzie ścigał się Robert Kubica. Na jego cześć biznesmen wywiesił na rufie biało-czerwoną flagę. Wystarczy wspomnieć, że w komisji śledczej zarzucano mu paktowanie z Rosjanami, którzy chcieli przejąć polski rynek paliwowy, a wtedy staje się, zrozumiałe, że gest ten mógł niektórym rzucać się w oczy.
W 2011 roku podjął niezwykle ważną decyzję. Dość nieoczekiwanie sprzedał koncernowi Volkswagen za ok. 800 mln zł 50,1 proc. udziałów w spółce Kulczyk Pon Investments (wyłączny importer Volkswagen i Audi w Polsce) oraz 49 proc. w Skoda Auto Polska.
W 2012 roku – 20 mln zł na budowę wystawy głównej powstającego w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich przekazał dom inwestycyjny Jana Kulczyka.
Umowę w sprawie darowizny podpisali w Warszawie minister kultury Bogdan Zdrojewski i prezes firmy Jan Kulczyk. Dwudziestomilionowe wsparcie zostanie w całości przeznaczone na realizację Wystawy Głównej Muzeum Historii Żydów Polskich.
Zdrojewski podkreślił, że jest to najwyższe dotąd jednorazowe, indywidualne wsparcie finansowe przekazane na rzecz tego muzeum. – To sprawa bez precedensu. Ta kwota zamyka prawie proces pozyskiwania sponsorów przez stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny na rzecz wystawy głównej – powiedział minister. Pełnomocnikiem ministra ds. otwarcia muzeum jest Waldemar Dąbrowski.
Jan Kulczyk, pytany w poniedziałek o powody swej decyzji o przekazaniu darowizny, podkreślał, że „życie to nie tylko biznes”. – Musimy pamiętać o tym, co było i o tym, że nic tak bardzo nie łączy jak wspólna historia – tłumaczył. Biznesmen nie wykluczył kolejnych darowizn na rzecz tej placówki.
Szacunkowy koszt inwestycji infrastrukturalnych – tj. budowy siedziby muzeum i wystawy głównej – to ponad 320 mln złotych.
Wystawa główna Muzeum Historii Żydów Polskich będzie składała się z ośmiu galerii, które na powierzchni ponad 4 tys. mkw. zobrazują tysiącletnią historię społeczności żydowskiej osiadłej na ziemiach polskich.
Muzeum Historii Żydów Polskich jest instytucją kultury utworzoną na podstawie umowy zawartej w 2005 r. przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego, prezydenta m.st. Warszawy i Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny w Polsce.
Niestety Kulczykowi zabrakło już funduszy na wsparcie Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie, czy też Muzeum AK w Krakowie nie mówiąc już o mającym powstać w Warszawie , pomniku polskich ofiar, ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA, SS Galizien itp