W przeddzień święta Wszystkich Świętych przebierają się w wiedźmy, w zombie, we frankensztajny i inne, różne „straszliwe” postacie z piekła rodem. Swoje projekcje przerzucają na swoje dzieci. Fedrują w niczemu winnych dyniach końskie zęby i je podświetlają dla podkreślenia wieczornego dramatyzmu, zamiast zrobić sobie ciasto, albo zupę dyniową z grzankami.

Zachowują się jak małpy, naśladując anglosaskie idiotyzmy, chcą w ten dzień choć na krótką chwilę odurzyć się śmiercią w wydaniu filmowych horrorów siedząc sobie w bujanych fotelach zagryzając kukurydzą z patelni, popijając cocacolą jak z filmu american dreams…

Do północy siedzą z wymalowanymi czarną kredką mordami na wzór wampirów Nosferatu, coby pokazać jakie to straszne są, jakie upiorne…

Ale, ale…jak wstaje nazajutrz dzionek…wszystkie wilkołaki i wampiry już na zad wyfikowane. Niczym serafiny i cherubiny żywe i żywo bieżą na cmentarze, lekko, anielsko, we futrach, garsonkach i żakietach od Prady. Jak anieli, w przepięknych makijażach, lekkie, powabne, cudowne…nosz kuźwa świeżonki, albo cielencinki…

Zasypują grubo chińskim badziewem kupionym w Biedronkach i innych Lidlach…kwieciem sztucznym, ścielą groby swoich bliskich grubo i zamaszyście … namiastka kwiecia, niczym żywcem z raju utraconego.

Smrodzą zniczami kupionymi z Lidla, które ponoć palą się o godzinę dłużej niż te z Biedronki…tradycja…niemiłosierny odór i smród z tych nieweryfikowanych przez nikogo wsadów roznosi się po cmentarzach niczym smród przypalonego ogona samego Lucyfera…

Tradycja…zaścielone grubo chińskim gnojem groby swoich bliskich …mógłbym tutaj zacytować klasyków…

-…”jak myślisz, czy babce jest teraz lepiej?”
-…”no lepiej może nie, ale na pewno cieplej…”

Tradycja…