Coś się kończy – coś się zaczyna… Dzisiejszy dzień to czas podsumowań, stawiania kropki nad „i” a następnie… No właśnie, co potem? Dostrzegłem dziwną zależność… Zbyt wielu ludzi, którzy zasługują na zadowolenie i spełnienie w życiu, otrzymuje negatywny wynik podsumowania ostatnich 12 miesięcy. Zbyt wielu tych złych świetnie czuje się w swoim życiu i nie napotyka na drodze większych przeciwności. Jeśli należycie do tej trzeciej, nielicznej grupy łączącej same pozytywne cechy poprzednich, to z całego serca gratuluję. Niestety jednak coraz wyraźniej dominuje ta druga grupa. co obciąża też symetryczną winą tą pierwszą i trzecią. Zło nie dzieje się wtedy, gdy dobro jest słabe, tylko wtedy gdy jest zbyt leniwe do podejmowania działań. Tacy w większości się staliśmy. Doświadczenie pokonało w nas nadzieję na jakikolwiek wpływ na zmiany, zbyt często odwracamy wzrok gdy ktoś potrzebuje pomocy. Zbyt często nie pomagamy naszym bliskim w prozie codziennych zmagań z losem, ale już nagminnie ignorujemy sprawy większe.

Winimy aliantów za ignorowanie holokaustu, ale czy dzisiaj – w XXI wieku swobodnego kolportażu informacji i wolności jednostek – zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy by zatrzymać rozlew krwi na Bliskim Wschodzie? Na Ukrainie? W Berlinie, Brukseli i Paryżu? Czy naprawdę nie mogliśmy nic zrobić? Oczywiście, że mogliśmy. Rządy Europy są głupie, egoistyczne i krótkowzroczne, pozbawione wartości a nastawione na mnożenie kapitału i promocję hedonizmu, lecz my nie możemy być równie pozbawieni wyższych wartości. A jednak, poza akcjami memowymi na facebooku, brak nam zbytniej motywacji do działania. Aż znów zginie Polak przy tej lub innej okazji, na tej lub innej wojnie – lokalnej lub globalnej. Dostrzegamy rozlane mleko, gdy po upadku leżymy z guzem na głowie w jego kałuży. Wtedy jest za późno. Dziś chyba też już jest. Klocki domina runęły, wielu przyszłych wydarzeń już nie powstrzymamy. Inne mamy jeszcze szansę, ale pewnie też nie kiwniemy palcem nim znów nie będzie na to za późno. Może taka nasza natura? Może nie zasłużyliśmy na przetrwanie, jako gatunek? Może zawiedliśmy Boga w naszym egoizmie? Potrafimy tylko się kłócić i dzielić walcząc o posady, wpływy, rynki zbytu, kobiety (ewentualnie w przypadku Pań – o mężczyzn), pieniądze, monopol na rację i o to by możliwie najmocniej uderzyć konkurenta łokciem w nerkę. Nawet nie znamy go z twarzy ani z imienia, ale co tam, z łatwością możemy go nienawidzić. Bo jest „od nich”. Niech się skręci z bólu, niech zawyje. Hura! Udało się! A to, że gdzieś indziej leje się krew albo ktoś na mrozie umiera z głodu… To nieistotne, przecież mamy większe „problemy” – przynajmniej aż do dnia gdy tamto zło pojawi się w naszym życiu. Ale po wszystkim jak gdyby nigdy nic i tak przy wigilijnym stole usiądziemy do karpia udając, jakimi jesteśmy wspaniałymi ludźmi i jak po tym roku ciężkiej walki z bliźnimi o ziarenka ryżu zasłużyliśmy na świąteczne wytchnienie…

Ja nie jem karpi, nie potrzebuję zabijania zwierząt by tego dnia się wyciszyć i spróbować odnaleźć sens życia. Znów mi się nie uda, ale chociaż spróbuję. A gdy święta się skończą znów spróbuję coś zrobić poza wymiarem kontemplacji. Pewnie znów mi się nie uda, ale chociaż spróbuję. I nie obchodzi mnie to, czy znów wyśmieją mnie „ważni” panowie niewychodzący ze studia telewizyjnego, czy też branżowe koterie zintegrowane przez butelkę wódki. To nie mój świat, nie mój cyrk i nie moje małpy. Niech one dalej mądrzą się prezentując wrażliwość i erudycję makaka, jakby szukały leku na raka, a ja spróbuję w tym czasie złapać za rękę chociaż jednego złego człowieka, ujawnić chociaż jedną więcej sztuczkę oszustów, tak by wyciągnięta na światło dzienne stała się nic nie warta niczym wyjaśniony trick iluzjonisty. Znów ci, którzy ostatnio byli na pierwszej linii walki w latach 90-tych albo widzieli ją tylko w filmach z Bogusławem Lindą będą krzyczeć, że łamiąc omertę szkodę wszystkim a już przede wszystkim branży i praworządności… Niech krzyczą, utwierdzeni w sile swej legendy pamiętającej bitwę pod Grunwaldem. Życzę im w tym nowym świecie, którego jeszcze nie zdążyli wokół siebie zauważyć, smacznego karpia. Sam skosztuję barszczu i makowca, myślami będąc z tymi, którzy nigdy nie zawiedli mnie ani siebie samych. Reszta świata mnie nie obchodzi, żyję tylko dla nich i dla innych ludzi dobrej woli. I Wam wszystkim życzę takich samych priorytetów.

A poza tym… jak zawsze…

Wesołych Świąt…

Autor: Kazimierz Turaliński