Zachęcam do przeczytania wywiadu z Divą Operową. Dominika Zamara to kobieta która osiągnęła wielki sukces w świecie muzyki poważnej. Fani są zakochani w jej głosie i sposobie interpretacji. Jednak to nie tylko cudowny sopran, ale przede wszystkim wspaniała i szalenie sympatyczna osoba. Mimo tego, że mogłaby wysoko nosić głowę, bo jest gwiazdą światowego formatu i jesteśmy z dwóch różnych światów, to udało nam się porozmawiać bardzo szczerze. – „Śpiewam czyli robię to co kocham, żyje z tego co sprawia mi przyjemność, a więc mam ogromne szczęście. To mój sposób na życie” – podkreśla Dominika Zamara w rozmowie z Renatą Bedra.

Renata Bedra.: Ma Pani piękny głos, jak się dba o taki sopran

Dominika Zamara.: Dziękuję bardzo. Jest to na pewno dar od Pana Boga, to pierwszy impuls, który dostałam z niebios. Wszystko inne to ogromna praca, trenowanie bez końca. Mój głos to żywy instrument, muszę dbać o niego jak atleta. Śpiew, to również dbanie o ciało, przed rozśpiewywaniem muszę się porozciągać, pochodzić aby przygotować przeponę, czasem jadę w góry. Dbanie o głos to również dieta. Mam swoje wprawki, technika wokalna bel canto (technika śpiewania, której istotą jest piękno ludzkiego głosu), to  technika której nauczyłam się od mistrzów włoskiego bel canto Śp. Mari Callas i Maestro De Mori, to on we mnie uwierzył, pomógł i nauczył tej włoskiej techniki śpiewania. Ta technika działa ponieważ nigdy w życiu nie miałam problemu z głosem. Dbam o głos, nie ma mowy o używkach, nawilżam również struny pijąc wodę niegazowaną. Bardzo ważne dla strun jest czyste górskie powietrze. 

R.B.: Jest Pani sławna na całym świecie, a jak rozwija się Pani kariera w Polsce?

D.Z.: Ciekawe pytanie, sława jest pojęciem względnym. Muzyka operowa to nie muzyka popowa. Mam to szczęście, że śpiewam na całym świecie: Australia, Ameryka, Korea Południowa, Chiny, moje koncerty organizowane są we Włoszech oraz większości krajów europejskich. Śpiewam czyli robię to co kocham, żyje z tego co sprawia mi przyjemność, a więc mam ogromne szczęście. To mój sposób na życie. Od wielu lat mieszkam we Włoszech więc w dużej mierze propozycje są z Włoch, Stanów Zjednoczonych czy Korei, koncentrowałam się na krajach w których już koncertowałam, ale Polska jest zawsze w moim sercu. W Polsce jest trochę inny system niż za granicą, śpiewak, solista jest zatrudniony na umowę zlecenie, w Polsce są stałe etaty do tej pory jeszcze w teatrach. Takim etatem nigdy nie byłam zainteresowana. Więc ta kariera w Polsce jest zupełnie inna, troszeczkę odbiega od tego systemu światowego. Zobaczymy czy coś ulegnie zmianie. Widzę, że powoli się to zmienia. W sercu zawsze mam Polskę, nagrałam płytę z Chopinem. Promuję polską kulturę, pieśni polskich kompozytorów na całym świecie, a więc jest mi ta Polska bliska nawet jeżeli nie ma mnie tutaj nad Wisłą. W największym i najważniejszym teatrze Ameryki Południowej czyli w Manuel Ponce Concert hall w Mexico City wykonałam pieśni Chopina i Paderewskiego. Pragnę aby szczególnie Włosi na zawsze do stałego repertuaru wpletli pieśni polskie. Tak jak my Polacy wykonujemy Arie Verdiego czy muzykę la kamera Belliniego pragnę, żeby Włosi i inne narodowości włączyły do swojego repertuaru pieśni polskich kompozytorów i to byłoby naprawdę piękne. Jest to taka moja misja.

R.B.: Kto zaszczepił w Pani miłość do śpiewania?

D.Z.: Otóż mój śp. dziadek Stanisław, był organistą. A że mieszkał z nami to zaszczepił we mnie miłość do muzyki. Bardzo często akompaniował mi na organach Ave Maria a ja śpiewałam, muzykę sakralną ale także pieśni Chopina. Dziadek bardzo mnie inspirował do pięknej muzyki, ta muzyka zawsze była obecna w naszym domu od początku. Jestem wdzięczna mojej Mamie, Tacie i Dziadkowi, że zaszczepili we mnie tą pasję, miłość do muzyki i sztuki. W naszym domu zawsze była ta tradycja do polskości, polska tradycja do polskich świąt, ale też do polskiej muzyki. Śpiewało się pieśni Chopina, Moniuszki, chodziło się do filharmonii, do opery. Więc to jest bardzo ważne, że z domu wyniosłam te wartości. Pragnę też inspirować rodziny i rodziców namawiam aby zachęcali dzieci do słuchania muzyki oraz rozwijały zainteresowanie sztuką, tzw. wyższą kulturą. Dobrze jest gdy w dziecku zaszczepia się też wartości, a nie tylko, to co promują media. Warto zabrać dziecko do teatru, filharmonii, czy muzeum lub galerii. Warto jest też dzieci wysłać na naukę gry na fortepianie, bo to bardzo uwrażliwia. Nie zawsze musi to być tylko Internet i disco polo.

R.B.: Jak do tego doszło, że po studiach we Wrocławiu mogła się Pani w Weronie rozwijać pod okiem tak wybitnych mistrzów?

D.Z.: Ja to nazywam la forza del destino czyli moc przeznaczenia jak to pisał wielki Giuseppe Verdi w swojej operze. Dostałam stypendium do konserwatorium w Weronie, to było roczne stypendium. Zachwyciłam się tą szkołą włoską, oprócz tego, że byłam w konserwatorium to wszystkiego co najważniejsze jeśli chodzi o technikę bel canta nauczyłam się poza konserwatorium. Spotkałam wybitnych mistrzów jak Alida Ferrarini, to była śpiewaczka, która śpiewała bardzo często z Pavarottim, u niej uczyłam się techniki śpiewu oraz Maestro De Mori z którym ćwiczyłam partytury i nowe opery. Absolutnie rozwijałam się pod okiem sławnych mistrzów. Włochy to kolebka opery i sztuki, tam narodziła się opera to była koncepcja wskrzeszenia greckiego teatru antycznego, ale z muzyką. Tam jest ogromna kultura opery. Bez względu na klasę społeczną czy wykształcenie, we Włoszech kultywuje się operę i ją docenia. Ludzie bardzo chętnie chodzą do opery czy na recitale i to jest piękne. Jestem bardzo wdzięczna moim mistrzom. Maestro De Mori, który przez kilka lat uczył mnie bezpłatnie śpiewu, techniki belcanto, uczył mnie opery jak interpretować muzykę włoską. Nauczyłam się też bardzo dobrze języka włoskiego, co pozytywnie wpłynęło na rozwój mojej włoskiej kariery. Ponieważ bez znajomości języka włoskiego nie możemy absolutnie śpiewać opery włoskiej. Wymowa języka musi być perfekcyjna, znajomość libretta operowego musi być bardzo dobra aby interpretować postać oczywiście to jest naturalne. Bardzo nie lubię jak ktoś w bezmyślny sposób próbuje zaśpiewać włoską operę bez znajomości języka, tylko bezmyślnie odśpiewuje dźwięki. A więc trzeba wgłębić się w partyturę, w przekaz kompozytora i znaleźć później własną interpretację. 

 

R.B.: Po stypendium została Pani we Włoszech. Nie było Pani ciężko?

D.Z.: Ciekawe pytanie. Ciężko było na początku jak byłam jeszcze studentką, jeszcze wtedy nie znałam tak dobrze języka włoskiego. Mimo, że we Wrocławiu na akademii muzycznej uczyłam się włoskiego, pani prof. Tołłoczko znakomicie nas przygotowywała do języka, bo znałam całą gramatykę, już dosyć dobrze władałam tym językiem, ale nie był on taki perfekcyjny. Poza tym każde miasto ma swój dialekt, więc na początku było ciężko, to stypendium też nie było za wysokie. Poza tym nie było łatwo ze względu na to, że byłam kobietą. To jednak szowinistyczny świat, niestety kobiety zawsze muszą udowadniać że są lepsze i dziesięć razy zdolniejsze od mężczyzn, muszą pracować dużo ciężej. Poza tym ja byłam kobietą i to jeszcze Polką z innego kraju. Na szczęście Włosi mają słabość do Polski za sprawą Jana Pawła II, który w cudzysłowie zrobił nam tutaj dobrą reklamę. We Włoszech do tej pory wszyscy kochają naszego Świętego Wielkiego Papieża z Polski, kochają Chopina i to jest dla nas bardzo dobra promocja i reklama. Ale mimo wszystko początki nie były łatwe. To była trudna droga. Musiałam bardzo dużo ćwiczyć, by się nauczyć tej włoskiej techniki belcanta. My w Polsce mamy świetnych pianistów i warto uczyć się u nas pianistyki, jednak opery tylko we Włoszech. Gdyby Maestro De Mori nie dostrzegł mojego talentu, tego że mam piękną barwę głosu, te warunki od Boga, fizjologia i anatomia, ekspresja w głosie, moim mistrzom bardzo spodobała się tzw. uroda głosu, gdyby nie to mogłoby się moje życie, moja kariera zupełnie inaczej potoczyć. Bardzo dużo zawdzięczam tym którzy uwierzyli we mnie. Dzięki temu, że bardzo szybko się uczę, to potrafię w dwa tygodnie nauczyć się całej partii operowej tak jak np. Cyrulika Sewilskiego czy Rozyny Rossiniego, tak samo było też z Traviattą partią Violetty, mam też tą wyjątkową urodę głosu i to się we Włoszech spodobało. Było ciężko, ale jestem szczęśliwa i cieszę się, że jestem tu gdzie jestem. Bardzo duży wpływ ma też to, że ja bardzo poważnie podchodzę do wszystkiego, jestem profesjonalistką. Jestem zadowolona, że funkcjonuję na włoskim rynku.

R.B.: Mozart i jego „Wesele Figara” to utwór bardzo często z Panią utożsamiany. Jak to jest śpiewać partię zarówno Hrabiny jak i Zuzanny?

D.Z.: To bardzo ciekawe pytanie, dziękuję za nie. Rzeczywiście trafiła Pani w dziesiątkę, kocham Mozarta, jest to mój ogromny mistrz i mój mistrz śpiewu. Miałam wielu włoskich mistrzów, ale to właśnie dzięki Mozartowi nauczyłam się techniki belcanto. Mozart również przebywał we Włoszech, wraz ze swoim ojcem Leopoldem na tourne. Znał głosy, technikę belcanto, ja śpiewając opery Mozarta, szczególnie Don Giovanni bardzo dużo nauczyłam się technicznie. Recytato Mozarta jest bardzo ważne, recytując się śpiewa wg techniki włoskiej. To jest dla mnie bardzo ważne. Lubię zarówno partię Hrabiny jak i Zuzanny, częściej śpiewam partię Zuzanny. Zaśpiewałam ją w Stanach Zjednoczonych, New Jersey, New Yorku z maestro Bac, śpiewam ją też we Włoszech. Aktualnie czuje się, że bliższa mojemu sercu jest partia Zuzanny, bo jest ona bardziej komiczna i przez to jest się czym pobawić w tej operze. A zarazem ta partia Zuzanny jest chyba jedną z najdłuższych w literaturze operowej, na pewno u Mozarta. 

R.B.: Czym dla Pani jest muzyka poważna?

D.Z.: Pięknie to pani ujęła jako muzykę poważna. Dla mnie muzyka poważna jest sensem mojej egzystencji. Ja żyję dla muzyki, dla sztuki, każdy dzień zaczynam od muzyki, od sztuki i każdy dzień z muzyką kończę. Zastanawiam się czy wykonałam dobrą interpretację podczas koncertu, czy dobrze zaśpiewałam, często poszukuję, często analizuję libretta operowe. Cały czas się doskonale, rozwijam się muzycznie. Zawsze mogę wyżej, więcej, dążę do tego by być najlepszą. Tak naprawdę nie ma szczytów w sztuce, nigdy nie można sobie powiedzieć dość. Zawsze należy rozwijać się w tej profesji.

 

R.B.: Jest Pani hołubiona na całym świecie, a u nas w kraju jakoś tak po macoszemu. Dlaczego tak jest?

D.Z.: Nie uważam, że po macoszemu, może nie było okazji poznać polskiego rynku. Pewnie dlatego, że głównie funkcjonuje i skupiona jestem na rynku zagranicznym. Ale wydaję mi się, że to może ulec zmianie. Owszem chciałabym pracować w Polsce, ponieważ kocham mój kraj. Jak jestem długo za granicą to tęsknię za Polską. Wierzę, że będzie mnie więcej w polskim świecie operowym i w salach koncertowych i w kościołach. Kocham muzykę sakralną. Wierzę, że to naturalna kolej rzeczy, że również w Polsce będę coraz częściej śpiewała, jeśli tylko pozwoli mi na to kalendarz po tym okresie pandemii. 

R.B.: Oprócz tego, że sama Pani śpiewa, to uczy Pani śpiewu. Co czuję Pani ucząc innych?

D.Z.: Ja przez kilka lat uczyłam na akademii włoskiej we Włoszech, uczyłam śpiewu operowego. Potem zrezygnowałam, chyba dwa lata temu, bo nie miałam na to czasu. Ponieważ maiłam tak napięty grafik, tak dużo koncertów i dlatego bardzo dużo czasu poświęcałam śpiewaniu. Było mi bardzo smutno, że musiałam zostawić uczniów. Moją prawdziwą miłością jest śpiew tak naprawdę, uwielbiam recitale, ale też dawać ludziom przyjemność ze śpiewania. Uczenie dawało mi satysfakcję, zwłaszcza jak uczeń był pilny, jak wkładał w to serce. Ja zawsze we wszystko co robię wkładam serce, wszystko traktuje bardzo poważnie, do wszystkiego podchodzę z ogromnym sentymentem. Teraz mam jeszcze kilku uczniów prywatnie, lub online, sprawia mi to ogromnie dużo satysfakcji i cieszę się jak mogę kogoś zainspirować. Niestety mam bardzo mało czasu na naukę innych.

R.B.: Którego polskiego artystę darzy Pani sentymentem?

D.Z.: Kocham oczywiście naszego wspaniałego Chopina, to najwybitniejszy artysta i reprezentant polskości. W pieśniach Chopina czy w ogóle w Jego muzyce czuć tą polskość, polski sentymentalizm, nostalgię. Poprzez muzykę Chopina widzimy polskie krajobrazy i piękno. Wielokrotnie jak byłam za granicą i tęskniłam za Polską to włączałam muzykę Chopina i to przynosiło mi ukojenie. Uwielbiam również Paderewskiego. Jakiś czas temu przeczytałam jego biografię. Uwielbiam tego kompozytora. Czasami wykonuję jego pieśni. Wykonałam w Teatrze Palladium w Warszawie pod dyrekcją Pani Agnieszki Duczmal, znakomitej dyrygentki niektóre pieśni Paderewskiego. Obecnie planuje też wydać płytę we Włoszech, która będzie z promocją polskiej muzyki, chcę aby znalazły się na niej wszystkie utwory Paderewskiego. Zobaczymy, czy się jeszcze uda w tym roku, bo wydałam już płytę z muzyką włoską z armiami Giulianiego. Chopin i Paderewski to jest dla mnie najwybitniejsza dwójka polskich kompozytorów. Jeśli chodzi o wykonawców to lubię Ohmana, bo to znakomity tenor. Mamy bardzo wielu wspaniałych artystów, mamy genialnych pianistów, bardzo lubię Rafała Blechacza.

 

R.B.: Czy chciałaby Pani zaśpiewać z kimś w Polsce?

D.Z.: Oczywiście że tak, mam nadzieję, że będzie taka okazja, na razie nie będę zdradzała żeby nikogo nie faworyzować. Bardzo bym chciała i mam nadzieję że już niedługo to nastąpi. Ponieważ jest to moja ojczyzna, którą kocham i wierzę, że będę coraz częściej śpiewać w naszym kraju.

R.B.: Życie w trasie musi być fascynujące. Nie jest Pani czasem zmęczona? 

D.Z.: Oj tak, życie w trasie jest fascynujące, ale i bardzo męczące, ciągle z walizką, w ciągłym stresie czy się nie spóźnię czy samolot będzie na czas. Martwię się czy głos mój będzie świeży czy nie będzie zbyt zmęczony. Wrogiem dla śpiewaka jest brak snu, trzeba dbać o higienę i świeżość głosu. Najważniejszy jest tutaj sen. Stresujące jest to, że głos poddawany jest ciągłej ocenie. A trzeba pamiętać, że głos to żywy instrument, czasem jest tak że głos pięknie brzmi, jest świeży, wypoczęty a wystarczy stres czy bezsenna noc i głos już nie brzmi tak jak powinien. W życiu osoby śpiewającej na brzmienie głosu wpływa każdy kłopot, czy zmartwienie. Dlatego technika śpiewu jest tak ważna.

R.B.: Bycie divą, osobą rozpoznawalną i kimś sławnym musi być przyjemne. Gdy ma Pani gorszy dzień ma Pani jakąś przyjaciółkę z którą może Pani porozmawiać, której może się Pani zwierzyć?

D.Z.: Piękne pytanie. Kobiety w moim życiu są bardzo ważne, mam znakomitą relację z kobietami. Cenię kobiety, szczególnie kobiety, które mają pasję. Cenię kobiety, które są zdeterminowane w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bardzo dobrze czuje się z kobietami indywidualistkami, z kobietami z charakterem. Mam przyjaciółki kobiety, które uwielbiam, te kobiety są dla mnie inspiracją, a są pisarkami, dziennikarkami i bardzo sobie cenię takie przyjaźnie, gdzie nawzajem się inspirujemy i dajemy sobie nawzajem jakąś wiedzę, wzajemną motywację do działania. To jest piękne porozmawiać z taką osobą. Uważam, że przyjaźń damsko-damska jest bardzo ważna, my kobiety powinnyśmy być solidarne i trzymać się razem. Bardzo nie lubię zawiści między kobietami, rywalizacji. Przecież każda z nas może być wyjątkowa, każda z nas jest inna, każda ma inne talenty, ma swoje piękno. Niech każda z nas się realizuje i nawzajem się wspierajmy, twórzmy jakąś drużynę, jakiś team, motywujmy się nawzajem i nie musimy rywalizować. Wszystkie możemy się w życiu realizować. To jest piękne. Lubię wspierać kobiety, wspólnie działać dla wspólnych celów, dla wspólnych idei. 

R.B.: Kto odpowiada za kalendarz Dominiki Zamary?

D.Z.: Za mój kalendarz odpowiada mój włoski manager Enrico Bertato, jest to osoba z którą współpracuję od jedenastu lat i mu ufam. To jedyna osoba, której tak bardzo ufam zawodowo, on też jest mi bardzo wierny i oddany artystycznie.

R.B.: Kto pomaga w wyborze strojów?

D.Z.: Ja mam swój styl i wiem czego chcę, co mi się podoba. A współpracuję z różnymi stylistkami, z cudownymi kobietami które pomogą mi w wyborze strojów. Współpracują z  Patrizia Concari znakomitą włoską stylistką z Mediolanu. Teraz też zostałam ambasadorką takich luksusowych torebek w Mediolanie. Promuję też różne firmy, to też jest dodatkowa część mojego zawodu. W Polsce bardzo cenię Panią Elę Piorun to ona ubiera mnie na ważne gale, czy koncerty. Bardzo sobie cenię estetykę i znakomity gust Pani Piorun.

R.B.: Jak wygląda Pani kariera teraz gdy na świecie panuje walka pandemią? Czy szykuje Pani jakieś niespodzianki dla Pani fanów i całego świata melomanów?

D.Z.: To był bardzo trudny czas. Praktycznie w marcu ubiegłego roku koncertowałam jeszcze w Australii, zadebiutowałam w Melbourne ariami koncertowymi Mozarta, pod dyrekcją maestro Frank Pank specjalisty od Mozarta, byłam ogromnie szczęśliwa, że mogę jeszcze ktoś koncertować. W Polsce, szczególnie w Europie była już pandemia, ale wróciłam do Warszawy. Oczywiście miałam kwarantannę, ale nie załamywałam się. Stwierdziłam, że to jest ten czas, by odpocząć, wyspać się, przemyśleć wszystko i ruszyć z nową energią do pracy. Wykorzystałam ten czas i wydałam nową płytę z Maestro Carrocci we Włoszech. Bardzo dużo pracowałam. Miałam  dwa miesiące przerwy od koncertowania ze względu na pandemię, ale nagrywałam w tym czasie płytę, a potem ruszyłam z koncertami, śpiewałam Aidę w Taorminie, festiwale belcantowe, koncerty w Rzymie, dużo się działo a pomiędzy była pandemia. Były okresy, gdzie wszystko było np. zablokowane we Włoszech to śpiewałam w Polsce a potem odwrotnie we Włoszech, to są te plusy międzynarodowego koncertowania. Nagraliśmy w okresie pandemii 12 wideoklipów z 12 ariami, miałam również koncerty online. Ogólnie dużo się działo.

R.B.: Nie tęskni Pani za Polską?

D.Z.: Oczywiście, że tęsknię, w sercu mam cały czas Polskę, jest to mój kraj, to moja ojczyzna. Więc dzięki temu, że śpiewam Chopina, Paderewskiego, Szymanowskiego na całym świecie to cały czas jestem blisko Polski, czuję ją cały czas. Mam cały czas kontakt z Polską i mam ją cały czas w sercu i to jest piękne.

R.B.: Jakie jest Pani zawodowe marzenie?

D.Z.: Tych marzeń jest bardzo, warto marzyć, warto iść do przodu. Marzę więc być w Polsce, to pani rozbudziła we mnie to marzenie. Pani mnie zainspirowała, dziękuję bardzo za te ciekawe pytania, które mnie jakoś tak pobudziły. Chcę wykonywać więcej Polskiej muzyki. Teraz niebawem będę miała premierę co prawda w Dallas, gdzie będę koncertować z polskim repertuarem Wiesława Rentowskiego, wybitnego polskiego kompozytora z którym współpracuję, bo lubię takie perełki, światowe premiery muzyki polskiej, to jest fascynujące dla mnie.

R.B.: Ślicznie Pani wygląda, ma Pani doskonałą sylwetkę. Pochwali się Pani tą magiczną dietą!

D.Z.: Dziękuję bardzo za taki komplement, ja niestety tak siebie nie widzę, jestem wobec siebie bardzo krytyczna. Jestem swoim największym krytykiem. A przez to swoim największym wrogiem, jestem wobec siebie krytyczna i ciągle z siebie niezadowolona, ani ze swojego głosu ani z figury. Zawsze może być lepiej, tak uważam. Wyjście na scenę i zaśpiewanie to ogromny wysiłek. Wielu wydaje się, że co to takiego, wyjść na scenę i zaśpiewać. Jednakże to ogromny trud. Technika włoskiego belcanto to maksimum efektu, a minimum wysiłku. Coś w tym jest, ale żeby osiągnąć pozorną lekkość, trzeba lat pracy. Nigdy nie ma końca, praca nad oddechem jest bardzo ważna. Konieczne są ćwiczenia fizyczne na przeponę, tutaj spala się dużo kalorii. Jestem też od wielu, wielu lat wegetarianką. Od około dwudziestu lat, kocham zwierzęta więc nie wyobrażam sobie ich zjadać. Nie traktuje tego jako diety to po prostu styl życia. Oczywiście nie jestem weganką, potrzebuję białka. Lubię włoskie sery, bardzo dużo warzyw, owoców. Lubię włoską kuchnię i tutaj nauczyłam się systematyczności w jedzeniu. 

R.B.: Czy myśli Pani o powrocie do kraju na stałe?

D.Z.: Ja uważam, że mój dom jest tam gdzie śpiewam aktualnie. A w moim sercu zawsze będzie Polska. Myślę, że w moim przypadku dobrym jest mieszkanie na dwa kraje, czyli Polska i Włochy. Pochwalę się mam w Polsce swoje mieszkanie, więc jest mi łatwiej wrócić. We Wrocławiu mam też swoich rodziców, zawsze mam gdzie wracać. Jednak dużo mieszkam we Włoszech, a do Polski wracam kiedy tylko mogę.

R.B.: Jak to jest uczucie słyszeć o sobie wybitny sopran?

D.Z.: Ojejku trudno mi tak mówić o sobie. Nie mnie to oceniać. Jak to mówi moja włoska przyjaciółka która jest dyrygentką „doskonały jest tylko Pan Bóg”. I ja też tak myślę. Mam talent który dostałam od Boga chcę jak najlepiej go wykorzystać. 

R.B.: Europa, Stany Zjednoczone, Korea Południowa, gdzie jeszcze chciałaby Pani zaśpiewać?

D.Z.: Muszę się pochwalić, że śpiewałam jeszcze w Australii, a marzyłam by tam zaśpiewać i udało się. Śpiewałam też w Argentynie. Chciałabym jeszcze częściej śpiewać w USA, ale nie ma miejsca na świece, gdzie nie mogłabym zaśpiewać. Pragnę coraz więcej śpiewać w Polsce, mamy tyle cudownych miejsc, mamy cudowne lasy i najpiękniejsze góry.

R.B.: Czy bierze Pani udział w akcjach charytatywnych?

D.Z.: Jestem bardzo wrażliwa, w szczególności na dzieci chore czy osoby starsze. Staram się pomagać jak wierzę, jeśli ufam osobie która daną akcje organizuje. Kiedyś brałam udział w koncercie a potem okazało się, że pieniądze wcale nie poszły tam gdzie miały pójść.

 Nie ufam wszystkim organizatorom, muszę dokładnie sprawdzić czy osoba organizująca jest uczciwa. Żal mi swojego czasu na oszustów, których nie brakuje. Nie potrafię pojąć ludzi którzy żerują na krzywdzie innych.

R.B.: Gdyby Dominika Zamara nie była światowej sławy divą operową kim by była? Czy gdyby Pani mogła zmienić swoją drogę życiową to byłby to inny wybór?

D.Z.: Na pewno nie, ale dziękuję za światowej sławy divę, brzmi to ciekawie. Jestem osobą normalną, nie mam przerostu formy nad treścią. Bardzo lubię jak ktoś dostrzega mój talent. Jestem osobą która poprzez śpiewanie niesie radości innym. Kocham śpiew ponad wszystko, Muzyka i sztuka są całym moim życiem. Ogromnym szczęściem jest to że mogę robić w życiu to co kocham. Nie bójmy się marzeń nie bójmy się pasji. Jeśli marzy nam się śpiewanie to próbujmy, nie dajmy sobie powiedzieć że to nie jest dobry zawód. Oczywiście bezpieczniej jest wybrać zawód np. prawnika. Jednak wydaje mi się że czasem trzeba zaryzykować i poświęcić swojej pasji.

R.B.: O czym Pani marzy jako kobieta?

D.Z.: To bardzo osobiste pytanie, nie wiem czy mogę na nie odpowiedzieć. Marzę o spełnieniu, harmonii w życiu osobistym. O przystani gdy już nie będę miała siły na takie życie jak teraz. Domek w górach i spokój.

R.B.: Czym poza śpiewaniem się Pani interesuje? Czy ma Pani jakąś ukrytą pasję lub hobby?

D.Z.: Ja kocham sztukę, kocham teatr, dobrą grę aktorską. Ta stara szkoła aktorska, bo ta nowa niestety nie jest już taka dobra. Młodzi aktorzy nie uczą dykcji. Kocham malarstwo, rzeźbę, architekturę. Fascynuje mnie filozofia, czytam książki Tatarkiewicza, uwielbiam filozofię dzięki niej otwierają mi się różne zakamarki. Jak już wspomniałam kocham góry, co jakiś czas po prostu czuję, że muszę jechać w góry, uwielbiam czuć to świeże powietrze. Uwielbiam czytać książki.

R.B.: Czy ma Pani jakiś sekret którego nie ujawniła Pani dotąd w mediach?

D.Z.: Skoro dotąd nie ujawniłam to niech tak zostanie. Czasem muszę mieć coś tylko dla siebie. Nie chcę żeby ktoś widział i niech tak zostanie.

R.B.: Jak w świecie artystów buduje się relację z drugim człowiekiem? Słyszała Pani o Komunikacie Otwartym, który pozwala szybko nawiązywać relacje międzyludzkie i potem umiejętnie nimi zarządzać oraz demaskować manipulacje? W świecie artystów nie ma z tym problemów?

D.Z.: Uważam, że relacja z drugim człowiekiem jest bardzo ważna. Relacja werbalna i niewerbalna to jest istotne. Uważam że sztuka jest apriorii, jest takim pomostem między nami artystami. Na scenie musi panować między nami nić porozumienia. Gdy tworzymy coś na scenie to wszystko musi z sobą współgrać. My mamy taki wręcz meta fizyczny kontakt. Rozumiemy się bez słów. Jeśli chodzi o manipulację to ja kieruję się swoją intuicją, ta mnie nie zawodzi. Od razu wyczuje jeśli ktoś jest nieszczery.

R.B.: Czego Pani brakuje w dobie pandemii?

D.Z.: Najbardziej brakuje mi właśnie komunikacji między ludzkich. Brakuję mi spotkań, brakuje mi bliskości. No i oczywiście brakuje mi sceny. Normalnych koncertów z publicznością a nie online. Występ z pełną publicznością to katharsis tego mi brakuje. Dla mnie bardzo ważna jest wolność. Sztuka i wolność jest bardzo ważna, teraz brakuję mi tej wolności. Najważniejszy jest Pan Bóg.

R.B.: Jakie miejsce w Pani życiu zajmuje Pan Bóg i wiara? Czy Pani pomaga, bo często śpiewa Pani w kościołach? Co jest tego powodem?

D.Z: A więc tak, Pan Bóg jest dla mnie bardzo ważny, dzięki Panu Bogu mam talent, głos. Bardzo wierzę w ten duchowy świat, wiara dodaje mi skrzydeł i na pewno pomaga. Czuję, że Pan Bóg jest zawsze blisko. Śpiewam bardzo często muzykę sakralną, kocham tą muzykę. Współpracuje z fundacją watykańską Tota Pulchra, często mamy koncerty muzyki sakralnej. Muzyka sakralna ma ogromnie bogatą literaturę. Posłuchajmy Stabat Mater czy Glorię Vivaldiego, to są prawdziwe perełki, dzięki którym rozwinęła się muzyka świecka. Uwielbiam muzykę sakralną, uwielbiam architekturę Gotyku. Teraz będę śpiewała w Katedrze w Lozannie w Szwajcarji, tam akustyka i atmosfera jest magiczna. Uwielbiam śpiewać w kościołach.

 

R.B.: Czego mogę Pani życzyć w życiu zawodowym i prywatnym?

D Z.: Proszę mi życzyć abym była w dobrej formie wokalnej, abym była zdrowa i żebym mogła śpiewać, dawać ludziom emocje, abym mogła dawać ludziom katharsis. Abym mogła śpiewać, rozwijać się i ulepszać swój głos. Abym mogła robić to co kocham. A w życiu prywatnym niech moi bliscy moja rodzina byli zdrowi bo to najważniejsze. Dziękuję bardzo.

R.B.: Bardzo dziękuję Pani Dominiko za rozmowę, to był dla mnie wyjątkowy wywiad. 

Pani Dominika to przesympatyczna osoba z ciepłym i serdecznym głosem. Przyjemnie się słuchało każdej odpowiedzi. Muszę Państwu powiedzieć, że gdy przygotowywałyśmy wywiad ja byłam w trakcie organizacji kiermaszu charytatywnego dla małego Filipka i gdy powiedziałam o tym Pani Dominice zaproponowała, że przekaże a licytację swoją płytę. Bardzo się wtedy wzruszyłam, bo każdy gest przy naszym kiermaszu był na wagę złota. Niestety z powodu obostrzeń nie udało nam się w pełni przeprowadzić naszej imprezy charytatywnej. Lecz wszystkich zainteresowanych płytą Pani Dominiki pragnę poinformować, że jak tylko będzie możliwość przeprowadzenia imprezy charytatywnej to zaraz dam Państwu znać.

Renata Bedra rozmawiała z Dominiką Zamarą.