Zatybrze

Dobiegało późne popołudnie, gdy po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy na spacer po dzielnicy Transteve (Zatybrze) leżącej nad trzecią co do długości rzeką Włoch Tyber. Program ten miał być zrealizowany trzeciego dnia naszej podróży, ale nasza polska przewodniczka Monika zdecydowała o zamianie tego punktu i jak się później okazało była to trafna decyzja.

Ta jedna z najstarszych dzielnic Rzymu która w 64 roku, za czasów panowania Nerona została kompletnie zniszczona przez ogień.
Dawna dzielnica zamieszkała przez emigrantów oraz biedotę rzymską, jeszcze nie tak dawno, bo w latach 70. XX wieku była nieciekawą, zaniedbaną i brudną częścią miasta, a obecnie jest jedną z najmodniejszych i najdroższych dzielnic Rzymu, mimo, że nie ma w niej ani jednej stacji metra.

Na przestrzeni kilkudziesięciu lat te niepozorne kamienice przy wąskich uliczkach przerobione zostały na nowiutkie ekskluzywne apartamenty które zamieszkują tuzy świata sztuki artystycznej.
Spacerując tymi uliczkami natychmiast zrozumiałam co powoduje, że stała się modną dzielnicą, w której wielu chciałoby zamieszkać. Przyciąga architektura przenosząca w ubiegłe stulecia i atmosfera zaułków z zachowanym dawnym charakterem placów i kościołów, malowniczych krętych i ciasnych uliczek z niskimi kamieniczkami z odpadającym tynkiem, odsłaniając stare mury, a w nich małe rzemieślnicze zakłady, galeryjki sztuki (których jest ponad sto), niskie niewielkie sklepiki, lodziarnie, klimatyczne knajpki, kafejki, restauracje, przytulne trattorie, a nad głową świeżo wywieszone pranie.

Do dziś czuję ten charakterystyczny bukiet zapachu składający się z kwiatów, pieczywa, kawy, wina i oparów przygotowywanych potraw. Do tego słyszę hałaśliwych ulicznych sprzedawców zachęcających do kupna za kilka euro tandetnych pamiątek – taniej biżuterii, przedruków obrazów i artystycznych fotografii.

Powoli przemieszczając się tymi urokliwymi uliczkami dotarliśmy do kościoła S. Cecilii, który znajduje się na uboczu, z dala od głównych szlaków turystycznych. Gdy dotarliśmy na miejsce uderzyła nas cisza i spokój panujące w tym miejscu. Przed wejściem, pośrodku niedużego dziedzińca znajduje się niewielka fontanna przebudowana w 1929 roku. Po wejściu do środka zaskoczyła mnie ilość światła wpadająca do środka. Pod tym względem w stosunku do innych znacznie się wyróżnia.

W centralnej części nawy głównej znajduje się przepiękne gotyckie cyborium z 1293 roku złożone z czterech kolumn z czarno-białego marmuru, na których opiera się baldachim zdobiony łukami w kształcie liści koniczyny.

Na sklepieniu nawy głównej znajduje się fresk Apoteoza św. Cecylii z 1727 r. Była szanowaną, bogatą rzymianką. Podczas prześladowań za czasów Marka Aureliusza pomimo, że jako chrześcijanka złożyła ślub czystości zmuszono ją do małżeństwa z poganinem Walerianem. Nie tylko nie złamała ślubu, lecz jeszcze nawróciła swego męża i jego brata, Tyburcjusza. Z powodu wiary najpierw ścięto Waleriana i jego brata, a następnie aresztowano również Cecylię. Odmówiła ona oddania czci bożkom, została więc zamknięta w łaźni, a w piecu podgrzewającym wodę rozpalono jak największy ogień, by ją udusić. Ponieważ Cecylia przeżyła, postanowiono ją ściąć. Pomimo otrzymania trzech ciosów w szyję nie udało się odciąć jej głowy, Cecylia konała przez trzy dni i zmarła z wykrwawienia zdarzyło się to w 230 roku.
Na łożu śmierci zażyczyła sobie, by na miejscu jej domu wybudowano świątynię. Kościół powstał w IV wieku, ale ciało świętej przeniesiono tu dopiero kilka wieków później, po odnalezieniu w katakumbach św. Kaliksta.

Po otworzeniu trumny okazało się, że ciało świętej zostało zachowane jak gdyby pochówek odbył się dzień wcześniej. Leżało w nienaturalnej pozycji na boku, z głową przykrytą welonem, z zawiązanymi oczami i rękami – tak też ją wyrzeźbił w marmurze w1600 r. rzeźbiarz Stefano Maderno który przy tym był. Ta niezwykła rzeźba znajduje się dziś pod ołtarzem głównym. Jej piękno, delikatność i nieskazitelna biel marmuru fascynują. Na każdym zrobiła wrażenie. Kto raz ją zobaczy nigdy już jej nie zapomni. Warto tu przyjść tylko dla jednej rzeźby.

Następnie udaliśmy się w kierunku placu z XVIII–wieczna fontanną, zwaną oliwną, gdyż woda z niej wypływająca miała tłustą konsystencję. To przy nim znajduje się jedna z najstarszych świątyń w Rzymie, powstała w IV w. n.e., bazylika Św. Marii na Zatybrzu. Uważana jest za klejnot średniowiecznej architektury, słynącej ze swoich mozaik. Według przekazów powstała w miejscu, gdzie w dniu narodzin Jezusa miała wytrysnąć fontanna oliwy. Pierwszy kościół zbudowany został w III wieku, a obecna świątynia pochodzi z XII wieku.

Z zewnątrz wyróżnia go kwadratowa dzwonnica z zegarem, zwieńczona malunkiem przedstawiającym Matkę Bożą z Dzieciątkiem i fasada z portykiem.
By do niego wejść przeszliśmy przez ganek z arkadami w którego ścianach wmurowano kilka odsłoniętych obrazów o tematyce biblijnej oraz ciekawe lapidarium zawierające fragmenty marmurów z detalami architektonicznymi oraz znakami i symbolami pierwszych chrześcijan (figury orantów, gołębi, pawi, litery).

Kościół nie jest duży. Ma klasyczny wygląd z rzędami jońskich kolumn, transeptem (nawa poprzeczna) i znajdującą się nad ołtarzem głównym potężną półkolistą apsydą która od razu przykuła mój wzrok. Ozdobiona złotymi mozaikami przedstawia świętych oddających hołd Chrystusowi i Najświętszej Marii Pannie. Poniżej mozaik znajdują się malowidła przedstawiające sceny z życia Matki Boskiej.

Ciekawy jest złocony kasetonowy strop oraz godne uwagi malowidła na suficie, mozaiki zwiastowanie, a na ścianach Narodziny Dziewicy, sobór trydencki. Po przeciwległej stronie ołtarza nad wyjściem znajdują się trzy przepiękne witraże ze świętymi.

Kościół Santa Maria in Trastevere jest jednym z kościołów tytularnych nadawanych kardynałom-prezbiterom (Titulus S. Mariae trans Tiberim). Jego kardynałem był m.in. kardynał Stefan Wyszyński a następnie Józef Glemp.

Byliśmy już zmęczeni całodziennym pieszym zwiedzaniem Rzymu więc z radością przyjęliśmy do wiadomości, że mamy ponad godzinę wolnego czasu. Wokół było mnóstwo ciekawych i przytulnych kafejek. Wszędzie były tłumy turystów więc trudno o miejsce. Mieliśmy szczęście, bo akurat otwierano jedną z nich.

Z przyjemnością odpoczywaliśmy popijając białe włoskie wino. Wracając do hotelu mieliśmy okazję jeszcze raz podziwiać Ołtarz Ojczyzny.

Foto:Liliana i Zdzisław Borodziuk