W 2015 roku zabrałem z Łodzi na stopa do Krakowa pewnego gościa. To był na bank najciekawszy człowiek jakiego spotkałem w życiu. Z takimi ludźmi to aż chce się gadać bo są niczym brylanty pośród wszechobecnej pustoty. Przegadaliśmy trzy godziny nim wysiadł na Bieżanowie ale tematów było tyle, że spokojnie by wystarczyło na kurs do Lizbony.

Gość miał 40 lat i przeszedł przez wszelkie możliwe etapy leczenia z narkomanii. Znał dobrze świętej pamięci Marka Kotańskiego, w samym Monarze przesiedzial dwa lata.

Jego opowieść do czego doprowadziła go kokaina i heroina, nawet mnie zjeżyła włosy choć widziałem już przeróżne historie w różnych miejscach. Zamożny koleś był, nim życie na pełnym powerze i wieczny rock and roll nie sprowadziły go do poziomu rośliny. Gdy już leżał nieprzytomny dwa dni w mieszkaniu, w którym nie było okien (wyrwał i sprzedał okna za cztery działki hery), we własnym moczu – zaniepokojeni sąsiedzi wezwali pogotowie. Trafił najpierw na trzy tygodnie do szpitala, potem kolejne trzy do psychiatryka bo był zupełnym wrakiem psychicznym, a potem gdy już trochę lekarze i psychiatrzy postawili go na nogi – do Monaru.

Gdy go poznałem – był „suchy” i trzeźwy od pięciu lat. W Krakowie miał kobietę. Przeprowadzał się z Torunia. Ona mu załatwiła robotę w banku i w ogóle nowe życie. – Dlaczego bank? – zapytałem go. – Lubisz takie klimaty? – Byłem analitykiem na giełdzie w Warszawie, teraz będę zwykłym konsultantem – Z wysokiego konia lecisz na sam dół – Wysoki koń czyli pieniądze w połączeniu ze skłonnością do używek i kobiet doprowadziły mnie na krawedź śmierci – Dragi to rozumiem ale baby raczej ci ich nie wstrzykiwały pod skórę – Ja się obracałem w towarzystwie samych pustych cip z zamiłowaniem do wielkiego świata, one bywają gorsze od proszku z Meddelin – Okradły Cię? Doiły kasę? – Sam im dawałem – Masz odpowiedź, Roksa jest lepsza bo tamte przynajmniej niczego nie udają. Taka to była mniej więcej rozmowa. A to był tylko jeden z wielu tematów.

Gość zarabiał na GPW po 100 – 200 tysięcy miesięcznie, był tak zdolny, że wysłali go nawet na staż do banku Goldman Sachs na Wall Street w NY. To w nowojorskich burdelach dla najbardziej eksluzywnych klientów zasmakował kokainy. Tak się zaczęło. Gdy wrócił do kraju, dzielił czas między rynki finansowe, imprezy, kobiety, wycieczki na francuską Riwierę a ćpanie. Z czasem ćpanie wysuwało się na podium ale dopóki co miesiąc wpływały grube pliki na konto – życie było kolorowe. – Nigdy nie miałem własnego auta, wyobraź sobie, do dziś nie mam bo inaczej byś mnie teraz nie wiózł. Gdy miałem dużo geldu, nie chciałem auta także, szło się do wypożyczalni premium i brało na weekend lamborghini za dychę na dwie doby. – Czego najbardziej żalujesz z przeszłości? – Tego, że za dragi sprzedałem kolekcje najcenniejszych książek i kilka płócien – A nie tamtego życia w ogóle? – Tamto życie było mi pisane bo od małego potrafiłem zawsze latać tylko na pełnym gdzie więc musiało się tak skończyć, ale książek nigdy nie odkupię – Czemu? – Bo z pensji konsultanta nie kupię przekładu Puszkina w oryginale. – Ile znasz swoją kobietę? – Trzy lata, ślub będziemy brać – Na Rivierze, w Monte Carlo? Zaczął się śmiać.

Sporo myślałem o historii tego gościa bo miałem nieco podobne doświadczenia ale bez dochodów sięgających kilkuset tysięcy miesięcznie i nie przy udziale heroiny ale innej trucizny. Nie wierzę w przypadki w życiu. Wszystko co nas spotyka, dzieje się z określonych powodów ale jeśli nie masz w sobie dość wyobraźni by zrozumieć DLACZEGO i wyciągnąć wnioski, będziesz wchodził/wchodziła w ciągle te same obszary patologii bo natura i psychologia człowieka są bardzo bezwzględne i bardzo złośliwe. Jeśli raz zrobiłeś w życiu piramidalną głupotę albo wręcz zaprzepaściłeś całe lata i wciąż pchasz się nie tam gdzie trzeba, los tak długo będzie cię jebał po łbie aż nie zrozumiesz. Jeśli do końca życia nie zrozumiesz – umrzesz jako sfrustrowany i rozgoryczony idiota, który nigdy nie zobaczył lasu spoza krzewów. Taki morał z tej historii.

Tamten facet nie martwił się, że na dragi, kasyna i panienki puścił trzy miliony. On się martwił o sprzedane książki i czy się odnajdzie jako zwykły konsultant w banku. Jego umysł zajmowały realne okoliczności w jakich się znalazł, nie zaś przeszłość, której zmienić nie można bo wiedział, że jedyne co się liczy to TU i TERAZ.

Gdy go zapytałem dlaczego chce robić teraz za pięć tysięcy a nie za pięćdziesiąt, skoro już wyszedł z piekła heroiny, odpowiedział: nic z tego co buduję dziś, nie może nawet zahaczać o to co mnie kiedyś zrujnowało. Niestety ale takie poziomy myślenia i rozumienia są dostępne dla bardzo nielicznej grupy ludzi. Potrzeba tu wielkiej inteligencji i jeszcze większej wyobraźni i samozaparcia.

Przypomniał mi się cytat z Einsteina: obłęd definiuje się jako ciągłe powtarzanie tych samych schematów i oczekiwanie innych rezultatów. Niestety, gdyby gówniarstwo zafascynowane życiem wykreowanym na Instagramie mogło zrozumieć ten tekst… Nigdy nawet nie przeczyta czegoś podobnego, o reszcie nie mówiąc.

Obraz Luca Toninelli z Pixabay