Czwartego lipca 2018 r jechaliśmy do Bystrzycy przez Równinę Węgierską ( ok.150 km), w której przewidziana była msza święta o godz.11, a następnie do Targu Mures, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg i zjedliśmy obiadokolację. Oba te miasta posiadają wiele cennych zabytków wartych zobaczenia.

Teren przez który przejeżdżaliśmy słynie nie tylko z urodzajnej ziem, ale również z bogactw naturalnych, więc nie dziwi, że był łakomym kąskiem dla sąsiadów. Do dziś jest powodem wielu nieporozumień węgiersko-rumuńskich. Na przestrzeni wieków granice między obu państwami ulegały przesunięciom. Z powodu tego, ciągle iskrzy między V. Orbanem a prezydentem Rumunii. Żyjący tu Węgrzy nie utożsamiają się z Rumunią. Na tę sytuację nakładają się wpływy Turcji, która od czasów pokonania Habsburgów w bitwie pod Mohaczem często decydowała o tym, kto zasiadał na tronie .

Przed wiekami król Gejza nie mogąc poradzić sobie z napadami Szeklerów zaprosił w XII wieku Niemców, którzy mieli bronić granic. Duży wpływ na jego decyzję miał fakt, że słynęli oni z specjalistycznej wiedzy z zakresu górnictwa i gospodarności. Dzięki nim chciał poprawić gospodarkę tych terenów.

W 1211 roku, za namową króla Andrzeja II, na tereny południowo-wschodniego Siedmiogrodu przybyli Krzyżacy. Obszar przez nich zamieszkany nosił nazwę Burzenland. Aby uchronić przełęcze górskie przed atakami, w Karpatach rycerze budowali zamki i miasta, a w nich warowne kościoły z masywnymi ścianami i wysokimi wieżami służącymi do obrony przed najazdem wroga. Największe z nich to istniejący do dziś Kronstadt (Braszow).
Po II wojnie światowej rząd Niemiec Zachodnich zaczął ściągać swoich obywateli z Rumunii płacąc 15.000 marek za w każdego z nich. Fala wyjazdów osiągnęła swój szczyt w latach 1990-1991. Wiele wiosek opuszczonych przez Niemców zajmują Cyganie i Rumuni.

Z liczącej kilkaset tysięcy mniejszości niemieckiej obecnie zostało ok 50 tysięcy. Są oni bardzo dobrze wykształceni i pielęgnują swoją historię.

Droga do Bystrzycy ok. 150 km była w zasadzie prosta. Jadąc i obserwując piękną panoramę gór dojechaliśmy do Bystrzycy (Bystrzycy Siedmiogrodzkiej). – Miasto położone jest w północno-wschodnim Siedmiogrodzie, nad rzeką Bystrzycą, w Karpatach Wschodnich.Liczy ponad 80 tys. mieszkańców. Prawie z marszu udaliśmy się na mszę w kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy.

Po mszy ruszyliśmy na spacer ulicami miasta by zobaczyć jego architektórę i zabytki. Przepiękne są średniowieczne kamienice Rynku Starego Miasta i zbudowany na przełomie XIII/XIV w. kościół ewangelicki św. Mikołaja posiadający najwyższą wieżę w północnej Rumunii – 76 m., wys. Ponieważ wg kalwinizmu freski znajdujące się w kościele rozpraszają wiernych podczas mszy, więc wszystkie zostały zamalowane na biało wapnem. Miejscowy przewodnik opowiadał nam, że gdy był dzieckiem to pożar strawił część miasta, a kościół znacznie ucierpiał. Mieliśmy okazję do niego wejść. Po przekroczeniu progu rzuca się w oczy nietypowy kolor kolumn wykonanych z różowego kamienia, na których umieszczono czarne sztandary. Różowe kolumny kontrastują z łukami jasnoszarych arkad znajdującymi się między nimi, a przepiękny sufit i przestronne galerie dodają całości uroku. Warto do niego wejść by porównać go z kościołami rzymskokatolickimi w Polsce.

Na skwerze przed kościołem widzieliśmy pomnik poety rumuńskiego Andei Muresanu (1816-1863) którego wiersz „Zbudźcie się Rumuni” stał się tekstem Hymnu Narodowego.

Idąc powoli ulicami tego ładnego miasta podziwialiśmy zabytkowe pięknie pomalowane kamieniczki z podcieniami. Moją uwagę przyciągnęły sklepy ze sukniami ślubnymi. Byłam ciekawa, jakie wzory są w tej chwili na topie w Rumunii. Niestety nie porażają krojem ani materiałem. Są klasyczne, takie, jakie były u nas w latach 70-80 ubiegłego wieku. Podobały mi się jednak sukienki i bluzki z lnu i bawełny z pięknymi rumuńskimi haftami.

Kolejnym obiektem, który zwiedzaliśmy była XIII wieczna cerkiew „Coroana”. Z wierzchu nie wyglądała zbyt ciekawie, bowiem fasada była w remoncie i rusztowania przykryte były płótnem. Po wejściu do środka zaskoczyła nas niesamowita kolorystyka. Tak pięknie ozdobionej świątyni dawno nie widziałam. Wszystkie ściany i sklepienie pokryte były przepięknymi malowidłami świętych, a podłoga przykryta była chodnikami. Całość epatowała ciepłem i spokojem. Będąc w środku miałam możliwość przyjrzenia się sposobowi spowiedzi. Nie ma w niej konfesjonału jak to ma miejsce w kościołach rzymskokatolickich. Spowiedź odbywa się przy stoliku, do którego kolejno podchodzą wierni. Najbardziej zaskoczyła mnie sytuacja, gdy zobaczyłam, że u jednego z prawosławnych duchownych równocześnie było dwóch spowiadających się.

Dzień był bardzo gorący i wytchnienie przyniósł nam spacer po parku i nad rzeką Bystrzycą. Nie mieliśmy na to jednak zbyt wiele czasu, ponieważ czekał nas przejazd do Targu Mures i dalsze zwiedzanie.

Po dotarciu do Targu Mures, które nie jest duże liczy około 150 tys. mieszkańców dowiedzieliśmy się trochę o jego historii. Początki miasta sięgają połowy XIII stulecia i przez wieki wchodziło w skład Królestwa Węgierskiego. To w nim i okolicach zamieszkuje największa węgierska społeczności na terenie Rumunii. W latach 50-i 60-tych XX w. miasto było stolicą autonomicznego rejonu węgierskiego Muresz w Rumuńskiej Republice Socjalistycznej. Wówczas większość stanowili Węgrzy.

Później w ramach romanizacji Ceausescu pozwolił osiedlać się w mieście tylko Rumunom. Narastające animozje między obu nacjami doprowadziły w 1990 r. do zamieszek z ofiarami śmiertelnymi.

To w tym mieście w 1880 roku wzniesiony został pomnik generała Józefa Bema, wykonany przez Huszara. Powstał w dowód uznania za doskonałe dowodzenie wojskami węgierskimi w Siedmiogrodzie i Banacie w czasie powstania węgierskiego. Szkoda, że nie ma po nim śladu.

Idąc uliczkami miasta i podziwiając jego architekturę weszliśmy do XV wiecznego rzymskokatolickiego kościoła jezuitów. Miał przepięknie zdobiony malowidłami sufit i bardzo ładny ołtarz wykonany z szarego marmuru, w którego centrum znajduje się przepiękny obraz ukazujący małego Jezuska w otoczeniu świętych.

Jednym z najciekawszych zabytków Târgu Mures jest kościół reformowany, zamieniony z rozkazu Stefana Batorego w rozległą średniowieczną twierdzę.

Została wzniesiona w XV wieku, a swój kształt uzyskała w XVIII w czasie ostatniej większej przebudowy. Do czasów obecnych zachowało się 7 potężnych baszt oraz większość łączących je murów obronnych w obrębie, których znajduje się XIV wieczny kościół reformowany (Biserica Reformată).
Po obu stronach głównego wejścia na cokołach stoją dwa marmurowe popiersia reformatora Kościoła Jana Kalwina i pastora Karola Gaspara, który przetłumaczył biblię na węgierski. Niestety do kościoła nie można było wejść, ponieważ był zamknięty.

Będąc na terenie twierdzy już z daleka widać półkolistą drewnianą konstrukcję, która coś przykrywa. Gdy podejdzie się bliżej to widać schody prowadzące w dół. Są to pozostałości po dawnej kaplicy udostępnione zwiedzającym, którą będąc tu trzeba zobaczyć.

Po intensywnym zwiedzaniu marzyłam o chwili odpoczynku w jednej z mijanych kawiarenek na świeżym powietrzu i wypiciu pysznej mrożonej kawy z bitą śmietaną. Nasz przewodnik Andrzej jakby czytał w moich myślach, bo dał nam trochę wolnego czasu. Po wypiciu kawy,już we własnym zakresie poszliśmy z mężem do przepięknej cerkwi będącej dawniej katedrą greckokatolicką. Jest stosunkowo duża, posiada sporo malowideł ściennych i ładny ikonostas, jednak nie zachwyca. Dużo ładniejsza była XIII wieczna cerkiew „Coroana” w Bystrzycy Siedmiogrodzkiej, ale warto było wejść do środka.

Po tej wyczerpującej wędrówce udaliśmy się do hotelu „Arena” na kolację i nocleg. Następnego dnia czeka nas podróż do Sighisoary

Foto: Liliana i Zdzisław Borodziuk