Pod koniec 1988 roku umarła moja matka. Dożyła sędziwego wieku, odchodziła z tego świata pogodzona z losem, osoby doświadczonej prawie czterdziestoletnim wdowieństwem, wypędzeniem ze ziemi rodzinnej, prześladowaniami za pochodzenie, trudem samotnego wychowania trójki dzieci. Pan Bóg wynagrodził jej to pod koniec życia – czułą opieką najstarszej córki i kontaktami z siedmiorgiem wnucząt.

Przygnębiony jej odejściem przypomniałem sobie, że kiedyś zostałem zagadnięty przez radcę prawnego szpitala, w którym pracowałem, czy przypadkiem nie jestem synem nauczycielki jego matki?

Postanowiłem ją odszukać. Przekazując jej smutną wiadomość, spotkałem się ze wzruszającym przywiązaniem wiekowej już pani do wspomnień z tamtego okresu. Zatrzymała mnie wtedy dłużej, żeby wszystko mi dokładnie, co się w jej życiu wydarzyło opowiedzieć. Dominujące miejsce w tych wspomnieniach zajmowała zbrodnia ludobójstwa w Hucie Pieniackiej, w której wtedy zamordowano jej siostrę Annę oraz brata Pawła Jarymkiewiczów i inne bliskie jej osoby.

Wtedy odżyły we mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy jeszcze nasz Ojciec żył… i odwiedziny, innej uczennicy naszej Matki, podczas których zdawała przerażające relacje , o tym co ona i jej rodzina po naszej ucieczce z tamtych stron w kwietniu 1944 r. doświadczyła.

Od najmłodszych lat, podczas wieczornego pacierza – modliliśmy się specjalnie za ciotkę, wuja i ich nastoletnią córeczkę, naszą kuzynkę – zamordowanych w okrutny sposób przez Ukraińców w Pieniakach. Wuja wrzucono żywcem do pieca gorzelni, której był kierownikiem , ciotkę wraz z córką zapędzono do sadzawki i tam ich zastrzelono. Nie za dziadków , czy innych krewnych, którzy odeszli z tego świata w sposób naturalny z powodu śmierci ze starości, czy choroby, ale za tych, którzy zostali p o m o r d o w a n i przez sąsiadów.

Poruszony tym wszystkim na początku 1989 r. łamach Trybuny Opolskiej opublikowałem obszerny list, w którym upominałem się o pamięć po pomordowanych. Spotkał się ze sporym odzewem ze strony czytelników gazety. Po upływie dwóch lat otrzymałem z Komisji Ścigania Zbrodni Na Narodzie Polskim, jej oddziału w Krakowie pismo prokuratora, w którym na podstawie mojego listu do Trybuny Opolskiej, wzywał mnie na formalnego świadka w prowadzonej przez niego sprawie – tropienia sprawców owych zbrodni. Zrozumiałe, że miałem świadczyć o tym, czego się od innych dowiedziałem … i dla ułatwienia, zaproponował, żebym na posterunku Policji w Kietrzu, któremu podlegała miejscowość, w której mieszkałem – złożył do protokółu zeznanie, jako tak zwane świadectwo zasłyszane.

Przesłuchujący mnie policjant, równie jak ja przejęty tą niecodzienną sytuacją, w rozmowie poprzedzającej ową czynność proceduralną, zwierzył się mi, że jego żona pochodzi z miejscowości, w której od kilkudziesięciu lat, czci się pamięć zagłady Huty Pieniackiej uroczystą Mszą Świętą, odprawianą 28 lutego w rocznicę tej zbrodni. Poruszony tą wiadomością pojechałem do tej wsi i wśród jej mieszkańców pochodzących z Pieniak i okolic, osiadłych w Babicach z ekspropriacyjnego transportu z 1945 roku. Nawet zdążyłem poznać sędziwą staruszkę, która pracowała jako służąca u moich rodziców p, Marię Czyżowiczową.

Przejęty tymi spotkaniami, postanowiłem w tej miejscowości utrwalić tę tradycję w postaci tablicy przypominającej o tym straszliwym wydarzeniu Udałem się zatem do ówczesnego proboszcza w Dziećmarowie ks. Henryka Kuczery, któremu podlegał również kościół pod wezwaniem Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Babicach… z propozycją, wmurowania na murze cmentarnym tablicy upamiętniającej zagładę Huty Pieniackiej.

Byłem przygotowany na wstręty, jakie mógł mi robić, posiadający śląskie korzenie ksiądz. Stała się jednak wtedy rzecz dziwna. Jakby siła wyższa i wszechmocna wsparła mój projekt, ksiądz się z tego pomysłu ucieszył. – Z nieba mi pan spadł – wykrzyknął. Bo wie pan, mam spory problem. Od lat bowiem, dawni mieszkańcy Babic, zamieszkali obecnie w Niemczech, głównie w powiecie Holzminden, zabiegają o to, żeby na placu przed kościołem postawić marmurową rzeźbę… „Pietę”, upamiętniającą ich pobyt na ziemi, którą w wyniku przegranej wojny musieli opuścić.

Niestety, moi parafianie – wywodzący się ze Wschodu – nie chcą za żadne skarby na to się zgodzić. Żadne argumenty do nich nie trafiają. Odpowiadają twardo… to nie my księże proboszczu wywołaliśmy II Wojnę Światową. A wie pan… „Pieta” w sam raz mi pasuje, żeby postawić ją tam, na przykościelnym terenie, gdzie teraz rolnicy, jak przychodzi pora wykopów… przyczepy z burakami stawiają, kościół zasłaniają, tak że tylko wieże widać. Dom Boży jak folwark wygląda. A teraz to już nie będą mieli wyjścia… i jak chcą mieć tablicę, którą pan proponuje, to będą się musieli również zgodzić na „niemiecką Pietę”.

W ten to sposób dawni mieszkańcy Huty Pieniackiej, Pieniak, Majdanu Pieniackiego, Huty Werhobuskiej – znaleźli się w kleszczach szerszej niż tylko wspomnienia i chęć upamiętnienia pomordowanych przez Ukraińców bliskich polityki. Na Opolszczyźnie bowiem dawał się wtedy wyraźnie odczuć społeczny podział na tych co, przez swoje pochodzenie mieli możliwości wyjazdu do pracy na Zachód i z nich korzystali – i na tych, dla których pracy w ogóle w tym czasie brakowało, a bezrobocie mierzone było w dwucyfrowymi procentami. Z jednej strony cisnął ich ksiądz z sąsiedniej parafii, który od Niemców otrzymał 10 tys. marek, kwotę w tamtych czasach dosyć pokaźną, a z drugiej strony naciskałem ja.

W efekcie , emocje, jakie towarzyszyły, powstaniu tego, jednego z pierwszych w Polsce miejsca upamiętnienia ofiar ludobójstwa, popełnionego przez ukraińskich nacjonalistów były bardzo duże. Odbyło się z mieszkańcami kilka zebrań, zakończonych ostatecznym głosowaniem w wyniku którego Niemcy otrzymali zgodę na „Pietę” z dwuznaczną inskrypcją pocieszenia wersetem z Biblii
„Synu człowieczy, oto zabieram ci nagle radość twych oczu, ale nie lamentuj ani nie płacz, ani nie pozwól, by płynęły ci łzy”.

A ja zaś, zacząłem się rozglądać za kamieniarzem, który miałby się podjąć wykonania i zamontowania tablicy. Udało się mi do tego namówić p. Podstawkę z Suchej Psiny, który, nawet nie zbyt drogo za swoje usługi policzył, wziął o ile pamiętam – niewiele ponad 1 tys. zł .

Do 2001 roku przesłuchano w śledztwie 84 świadków. Wśród nich wielu mieszkańców powiatu głubczyckiego. Wstrząsającą relację złożyła pani Stefania Orłowska mieszkanka obecnie Bernacic k/Głubczyc, cudownie ocalała, przeżyła z dzieckiem, ukryta pomiędzy umierającymi w męczarniach, ciężko postrzelonymi przez Ukraińców mężem i bratem. Zmarznięta i głodna wraz z dwuletnią córeczką leżała w śniegu, wokół płonęły domy, stodoły, w których żywcem palono ludzi. Pani Stefania była jedną z uczestniczek w sprawie, która występowała jako osoba pokrzywdzona, a wraz z nią wymienieni byli: Kowalczykowscy, Kobylańscy, Orłowscy, Sowińscy, Sobolewscy, Michalewscy, Bernaccy, Iłowscy, Bąkowscy i inni.

28 lutego 2002 r. został wyznaczony termin odsłonięcia tablicy. Odtąd, w rocznicę zagłady Huty Pieniackiej – gromadzą się w Babicach wokół tablicy Kresowianie, przedstawiciele władz samorządowych, państwowych, żołnierze, policjanci, harcerze, młodzież szkolna i mieszkańcy województwa opolskiego.