Świat pełen jest naiwnych, którzy wierzą, że wojna będzie czekać, aż inżynierowie przyjadą z narzutowymi minami, rozłożą zapory zgodnie z konwencją, podpiszą protokół i wtedy wróg uprzejmie rozpocznie natarcie. Tymczasem prawda jest taka, że jeśli nie zaminujesz terenu wcześniej, to po prostu go oddajesz. Zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o teren bagienno-leśny, który sam w sobie jest pułapką – ale tylko wtedy, gdy umiesz tę pułapkę przygotować. Inaczej stanie się korytarzem dla tych, którzy nie muszą się przejmować ani prawem, ani procedurami, ani międzynarodową opinią publiczną.

W praktyce wojskowej, tej prawdziwej, nie podręcznikowej, nikt nie czeka z rozkładaniem min do momentu, gdy nadciągną czołgi i specnaz. Pola minowe w takich warunkach trzeba mieć wcześniej. Gotowe. Zamaskowane. Stałe lub półstałe, ale realnie funkcjonujące – nie na papierze. Bo inaczej saperzy nawet nie zdążą tam dojechać. Teren leśno-bagienny nie pozwala na szybkie manewry ciężkiego sprzętu. W czasie konfliktu nikt nie będzie miał luksusu, by „dopiero wtedy” zacząć tworzyć zapory. One mają być już tam, gdy przeciwnik zdecyduje się ruszyć – nie dzień później.

Zaminowanie trudnego terenu to nie tylko kwestia techniki – to element myślenia strategicznego. To decyzja o tym, że nie będziemy czekać, aż wróg wybierze sobie najlepszą drogę, tylko zamkniemy mu je wszystkie z wyprzedzeniem. Nie po to, by kogoś zabić – ale by zniechęcić do przejścia. Bo mina działa także psychologicznie. Czasem wystarczy świadomość, że gdzieś może być mina – by przeciwnik się zatrzymał, zawahał, posłał zwiad, spowolnił ruch. A w wojnie właśnie na tym zyskuje się przewagę – na czasie i chaosie w szeregach wroga.

To nie nowość. Finowie już w 1939 roku pokazali, że w lesie i na bagnie wygrywa się nie ilością sprzętu, tylko przygotowaniem terenu. A dziś Ukraina, której pole minowe ciągnące się kilometrami stanowi realną barierę dla Rosjan, potwierdza, że nic nie zastąpi dobrze ustawionej zapory. Oczywiście, w czasach pokoju nie wypada o tym mówić głośno. Lepiej opowiadać o międzynarodowych umowach, duchu pokoju i prawach humanitarnych. Ale kiedy przychodzi wojna – wszystkie te deklaracje są tylko papierem, który nie zatrzyma żadnego plutonu.

Dlatego jeśli mamy mówić poważnie o budowie Tarczy Wschód, to trzeba to powiedzieć wprost: pola minowe muszą być przygotowane wcześniej. Cicho, skutecznie, systemowo. Nie do pokazania mediom, ale do zatrzymania wroga. Inaczej lasy i bagna nie będą naszym atutem – będą naszą słabością. A wtedy żadna tarcza nie pomoże.