Waran odszedł. Zmrużył powieki i już ich nie podniósł. Alkosok ze zgnitych bananów zrobił swoje. Jakiś czas siedząc z nim na brzegu morza, mówiłem do niego: – waran, nie wygłupiaj się. Obudź się! Waran nie reagował…

Wtem przyszły trzy małpy i dwa szczury i zapytały, czy skoro stary waran się wyhuśtał, to czy nadal mają produkować bimber z bananów. Bo skoro on już nie żyje to… – powiedziała jedna z małp, a szczury pokiwały głowami. Łbami znaczy.

– Produkcji alkoholu z bananów nie można tak z dnia na dzień zatrzymać. Poza tym są dzieci warana. Jak dorosną, będą chciały pić. Łatwo zatrzymać produkcję, trudno wznowić. Tymczasem możecie alkosok przynosić do mnie. Będę degustował – powiedziałem w stronę małp i szczurów.

Warana pochowaliśmy pod palmą. Przy zachodzącym słońcu. Dzieci warana płakały, jego trzecia żona udawała żałobę. Małpy i szczury były niewzruszone.

Gdy leżałem w szałasie nad brzegiem morza, ujrzałem statek handlowy, w niewielkiej odległości od wyspy. Gdybym rozpalił ognisko, pewnie by mnie zauważono i zabrano z bezludnej wyspy. – Ale po co – przemówiłem sam do siebie. Brakuje mi tu czegoś. Stary waran nie żyje, ale są jego dzieci, trzy małpy i dwa szczury. I trzecia żona warana. Ale ona niebawem też umrze, bo tak nakazuje tradycja. Żona warana może żyć maksimum rok od śmierci męża.

Usiadłem na brzegu, spojrzałem w dal. I z braku warana zaczęła doskwierać mi samotność.