Indianie to 2/3 ludności Boliwii. Wśród nich można rozróżnić Indian z okolic jeziora Titicaca, a także Indian z Cochabamba, Yungas, Santa Cruz i Tarija. W Boliwii mieszka również 20 tysięcy czarnych, potomków niewolników przywiezionych z Peru i Buenos Aires w XVI wieku. Mieszkają oni w Yungas. Indiańskie kobiety noszą swoje tradycyjne stroje z kolorowymi spódnicami/polleras/, a w okolicy La Paz brązowe lub szare meloniki. W całym kraju nosi się ponad 100 fasonów kapeluszy.
W Peru zamieszkuje 4 % ludu Ajmara. Natomiast w Boliwii a zwłaszcza w jej stolicy La Paz jest ich znacznie więcej niż Keczua. Bardzo rzadko dochodzi do małżeństw mieszanych, chociaż zdarza się, gdy jedno z małżonków jest z plemienia Keczua a drugie z Ajmara.
Językami urzędowymi w Boliwii jest hiszpański, keczua i ajmara. Tylko 60-70 % ludności mówi po hiszpańsku i to, jako drugim językiem. Keczua to język używany przez ok. 3 mln Inka, a ajmara posługuje się ok. 1 mln mieszkańców. Język ajmara uważany był kiedyś za prymitywny, sądzono, że nie ma wielu słów. Po badaniach okazało się, że jest bardziej skomplikowany, abstrakcyjny i precyzyjny niż dotychczas uważano.
Martwiłam się, że nie znając żadnego z wymienionych języków będę miała problem w porozumiewaniu się z miejscową ludnością. Moje obawy okazały się niepotrzebne, ponieważ nasi inkascy i indiańscy przewodnicy mówili świetnie po angielsku, a i sprzedawcy na straganach często posługiwali się łamaną angielszczyzną, więc nie było problemu by się z nimi dogadać podczas zakupów. W końcu można było też poprosić o pomoc naszą przewodniczkę Agatę oraz współtowarzyszki podróży Anię i Kingę mówiące płynnie po hiszpańsku
Przy pomocy oryginalnych instrumentów perkusyjnych i piszczałek tworzą wspaniałą muzykę, a w ich tańcach można dostrzec elementy pochodzące od hiszpańskich kolonizatorów. Mieliśmy okazję je oglądać i słuchać. Urzeczeni oryginalną muzyką i śpiewem kupiliśmy kilka płyt CD.
Podczas podróży słuchaliśmy opowieści o wspaniałym imperium Tiahuanaco, które istniało już 1500 lat p.n.e. Tiahuanaco największe miasto i stolica imperium liczyła w tamtym okresie 100 tys. mieszkańców. Obejmowało 600 tys. km2. powierzchni i miało swoje kolonie również w dżungli. Opierali się bardziej na filozofii niż na podbojach. Władza świecka połączona była z religijną, istniała też hierarchizacja społeczeństwa. Rok dzielili na 13 miesięcy, liczących po 28 dni.
Byli wspaniałymi inżynierami, przy pomocy najtwardszych skał i piachu potrafili precyzyjne obrabiać kamienie. Świątynie i obiekty przez nich budowane były trwałe i odporne na trzęsienia ziemi. W III i IV w. n.e. powstawały budowle projektowane zgodnie z astronomią. Od 1500 r. p.n.e. powstawały osady ich mieszkańcy uprawiali ziemię. Zatrudniając tysiące ludzi budowali drogi, nasypy, groble, oraz kanały nawadniające między groblami. Budowali również w specyficzny sposób tarasy, na których uprawiali różne rośliny, w tym ziemniaki, których uzyskiwali z hektara więcej niż uzyskuje się współcześnie.
W 700r.n.e nastąpił prawdopodobnie jakiś przewrót, bo budynki z III w. zostały zburzone a w ich miejsce powstawały inne. Gdy imperium się rozrastało, powstawały napięcia związane zarządzaniem i z kosztami utrzymania tak olbrzymiego obszaru.
W XI w.n.e. nastąpił całkowity rozkład i koniec imperium. Miasta upadły, powstały małe rozproszone wsie i osady. A potem pojawili się Inkowie. I właśnie pozostałości tego wspaniałego, tajemniczego miasta największego ośrodka kultury andyjskiej z czasów prehistorycznych dane nam było zwiedzać zanim dotarliśmy do stolicy Boliwii -La Paz.
Oglądaliśmy posąg stwórcy w muzeum…. niestety nie można było w tym obiekcie fotografować. Fotografie można było wykonywać na zewnątrz. Kupiłam natomiast posążek stwórcy będący wierną kopią tego w muzeum.
Następnie udaliśmy się do największej świątyni 128m x 118m z mikrofonami z kamieni. Specjalne ułożenie kamieni i wydrążony w nich otwór, przez który mówiono i głos był słyszany w najodleglejszym miejscu świątyni wprawiał nas w zdumienie i zachwyt. Zresztą sami wypróbowaliśmy funkcjonowanie tego prehistorycznego mikrofonu. Wchodziliśmy przez bramę słońca -symbol Tiahuanaco.
Wieczorem dojechaliśmy do La Paz, ale zanim dotarliśmy do hotelu, oglądaliśmy to miasto z punktu widokowego, wieczorem, gdy było cudownie oświetlone.
Zostaw komentarz